Nie napiszemy, że Raków Częstochowa pędzi autostradą w kierunku ekstraklasy i nic nie ma prawa go zatrzymać. Nie napiszemy, bo na tym poziomie widzieliśmy już nie takie rzeczy jak roztrwonienie przewagi 8-11 punktów w drugiej części sezonu. Wypada jednak powoli oswajać się z myślą, że najwyższa klasa rozgrywkowa niedługo znów zawita w okolice Jasnej Góry. Mamy przeczucie, że będzie ciekawie. Jest tam przecież młody i bardzo ambitny właściciel, który przy zainteresowaniu większych klubów ich trenerem, potrafi krzyknąć kwotę 30 milionów odstępnego. No właśnie, jest szkoleniowiec, który długo tułał się po niższych ligach i pracę w klubach łączył z robotą nauczyciela WF-u i historii, a dziś imponuje specyficznym stylem bycia i przede wszystkim oryginalnym ustawieniem drużyny. Są też interesujący piłkarze w szatni – kilku znanych, którzy próbują wrócić na najwyższym poziom, ale i wielu jeszcze anonimowych, wyciągniętych z kapelusza. Jednego z nich chcielibyśmy wam trochę przedstawić.
Na imię ma Tomas, na nazwisko Petrasek. Pochodzi z Czech, a jego zainteresowania to hokej i strzelanie bramek na boisku piłkarskim. Niby normalna rzecz dla piłkarza, gdyby nie fakt, że mówimy o środkowym defensorze.
Początek listopada, mecz Rakowa z Wigrami. W 41. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego najwyżej do piłki wyskakuje Petrasek, 1-0. Po wrzutce z wolnego w 83. minucie Czech podwyższa prowadzenie lidera na 3-0. Tym razem nie musiał robić wielkiego użytku ze swoich 199 centymetrów, bo wcześniej z łatwością zgubił rywala i piłka spadła mu na głowę.
Sobotnie spotkanie z GKS-em Jastrzębie, którego się w Częstochowie trochę obawiano. W 10. minucie Petrasek znów przy rzucie wolnym urywa się obrońcom i wali z dyńki, po koźle – niby w zasięgu bramkarza, ale ten nie daje rady. Później dobija rywala, w końcówce strzela na 5-1, z pułapu nieosiągalnego dla innych graczy.
Trzy mecze, cztery gole. Już w tym momencie można by podejrzewać, że Petrasek po awansie z Rakowem będzie ulubieńcem wszystkich bawiących się w Ustaw Ligę. Ale wypada jednak nakreślić szerszy kontekst, bo już wcześniej potrafił strzelać regularnie. Petrasek zaczynał od wspomnianego hokeja, szybko przerzucił się jednak na piłkę. Trafił do ekipy FC Hradec Kralove, ale nigdy nie zagrał w czeskiej ekstraklasie. Występował na drugim poziomie rozgrywkowym, w pewnym momencie był blisko Floty Świnoujście – podpisał z nią nawet kontrakt, ale nigdy nie zagrał. Może to i lepiej, bo były to czasy Tony’ego Vegasa i innych wynalazków. Wrócił do siebie, z Viktorią Żiżkov awansował z trzeciej do drugiej ligi, strzelając po drodze pięć bramek i wtedy zwrócił na niego uwagę Raków, jeszcze drugoligowy.
Strzał blisko środka tarczy.
Sezon 2016/17: 8 goli w 36 meczach we wszystkich rozgrywkach
Sezon 2017/18: 5 goli w 14 meczach
Sezon 2018/19: 5 goli w 13 meczach
Łącznie to już 18 bramek w 63 spotkaniach. Gdy tak przyglądamy się niektórym napastnikom z ekstraklasy, musimy przyznać, że Petrasek zawstydza ich swoją skutecznością – w paru przypadkach do tego stopnia, że powinni poczerwienieć na twarzy jak Kulfon od Moniki. Taki Michal Papadopulos, zawodnik również świetnie grający głową, by wbić ostatnich 18 bramek, potrzebował aż 85 meczów. Maciej Jankowski – 89. Karol Świderski? 100. Mateusz Szczepaniak? 102. Petrasek ma lepszą skuteczność od mocno chwalonego Adama Buksy (15 goli w 70 meczach dla Zagłębia, Pogoni i Lechii). Oczywiście w tym wszystkich przypadkach poziom rozgrywkowy jest inny, ale pozycja na boisku również.
Tak jak wspomnieliśmy, 199 centymetrów wzrostu potrafi zdziałać cuda pod bramką rywala. Jak jest pod swoją? Naszym zdaniem też nie najgorzej. Oczywiście w tym sezonie, gdy Rakowowi na zapleczu idzie tak dobrze (zaledwie 10 straconych goli w 19 meczach), jesteśmy pod dużym wrażeniem tego, jak wyglądają Arkadiusz Kasperkiewicz i Andrzej Niewulis (obu wrzucilibyśmy do “11” jesieni), ale musimy pamiętać, że Petrasek dopiero od meczu z Lechem (30.10) zaczyna grać regularnie. Szmat czasu, całą wiosnę poprzedniego sezonu, stracił przez dziwne zakażenie, do którego doszło przy okazji kontuzji – dość długo trzeba było ustalać, co mu właściwie dolega.
Wcześniej w naszej ocenie Czech był najlepszym stoperem w I lidze i jedną z jej gwiazd. Pokazuje to zresztą fakt, że gdy zabrakło go w kadrze na zgrupowanie (właśnie z powodu kłopotów ze zdrowiem), kibice od razu pomyśleli, że odchodzi. Zainteresowanie ze strony klubów z ekstraklasy oczywiście było. Ale tak samo jak w przypadku Papszuna – właściciel zapewne dopilnuje, by chłop w najwyższej lidze się pojawił, ale razem z Rakowem.
Fot. FotoPyK