Nie jesteśmy tak oryginalni jak poznańscy kibice, więc nie przyjechaliśmy do Szczecina, by zwiedzić – oficjalnie – nieistniejącą już fabrykę paprykarza szczecińskiego, ale pobytu na stadionie żałować nie możemy. Tym bardziej że doszło do starcia dwóch drużyn z solidnym potencjałem kibicowskim, a że obie ekipy od dekad mają ze sobą na pieńku, to atmosfera była tym bardziej gorąca.
*
– Lech jest jednym z trzech rywali, z którymi starcia elektryzują i są wyjątkowe. Przy okazji, jest generatorem najwyższej frekwencji na stadionie Pogoni Szczecin – Krzysztof Ufland, rzecznik prasowy Pogoni.
– Nie wiem, czy spotkanie z Lechem elektryzuje całe miasto, chyba nie, ale kibiców na pewno. Nawet tych, którzy niezbyt często pojawiają się na stadionie. W końcu Lech to przeciwnik, który od wielu lat wywołuje emocje w Szczecinie – Jarosław Mroczek, prezes Pogoni.
– Istotne są sprawy historyczne. Szczecin to miasto, które – o ile można to tak określić – wróciło do Polski w 1945 roku i do naszego miasta każdy skądś przyjechał. W tym sporo ludzi z Poznania, w końcu pierwsze pociągi do polskiego Szczecina jeździły właśnie z Poznania. Dzięki temu wiele osób mieszkających w Szczecinie ma korzenie poznańskie, nawet jeżeli ich nie kultywuje. Na przykład znany raper, Łona. Typowy lokalny, szczeciński patriota, choć jego rodzina pochodziła ze stolicy Wielkopolski, więc jakieś związki z tamtym miastem ma – Mateusz Kasprzyk, redaktor szczecińskiego oddziału Gazety Wyborczej.
– Biorąc pod uwagę wpisy kibiców Lecha w mediach społecznościowych, widać, że to bardzo ważny mecz nie tylko dla nas, ale również dla poznaniaków. Mecze Pogoni z Lechem są prestiżowe, elektryzują społeczność obu klubów – Dawid Zieliński, redaktor serwisu DumaPomorza.pl.
*
Rywalizacja Szczecina z Poznaniem toczy się od wielu lat. O to, które miasto jest prawdziwą stolicą zachodniej Polski, które miasto szybciej się rozwija, które miasto jest lepiej postrzegane. Co oczywiste, rywalizacja naturalnie przesiąka na kibicowski grunt. Swego czasu doszło do tego, że gdy herb poznańskiego Lecha pojawił się w największy centrum handlowym Szczecina (witryna sklepowa Galaxy firmy S.Oliver), od razu wywołał ostrą reakcję fanów Portowców i czym prędzej został usunięty. – Zdecydowaliśmy się usunąć te elementy z witryny naszego sklepu ze względu na bezpieczeństwo pracowników – przyznała Katarzyna Łazarowicz z polskiej centrali firmy.
Skąd taka niechęć obu grup kibicowskich, skąd tak podniosła atmosfera w Szczecinie, gdy przyjeżdża Lech? Nie ma co ukrywać, największą rolę odgrywa fakt, że Pogoń nie ma godnego rywala w województwie.
Mroczek: – Najbliższy, ważny i duży ośrodek to Poznań. Czyli miasto, z którym Szczecin konkurował zawsze. Nie chcemy być gorsi, a zawsze wydawało nam się, że kibice Lecha aspirowali do tego, żeby uważać się za kogoś ważniejszego. Oba kluby mają swoje przygody. Nasi kibice korzystają z tego, często przypominając poznaniakom, że ich klub to właściwie nie do końca Lech, bo jest bardzo silnie powiązany z Amicą. Z kolei poznaniacy podkreślają, że nie odnieśliśmy jeszcze większego sukcesu w lidze. Uwielbiają o tym przypominać. Więc rywalizacja istnieje, jest typowa niechęć kibicowska, ale nie ma żadnej agresji w sensie zupełnie negatywnym. Kiedy nie graliśmy w Ekstraklasie, spotykaliśmy się ze strony kibiców Lecha z apelami, żeby jak najszybciej do Ekstraklasy wrócić, by pojedynki znów wszystkich elektryzowały.
Kasprzyk: – Jakkolwiek spojrzeć, województwo jest przez Pogoń zdominowane. Jedynym klubem, który mógłby z nami rywalizować – nie tylko sportowo, ale i kibicowsko – jest Gwardia Koszalin. Ale koszalinianie są w trzeciej lidze, kibicowsko nie stoją zbyt dobrze. Lata świetności mają za sobą. Z kolei Kotwica Kołobrzeg czy Flota Świnoujście to kluby, z którymi Pogoń zawsze miała dobre relacje. No i nie są to zespoły o takiej skali, żeby mówić o nich jako o derbowych rywalach. Kilkanaście lat temu, kiedy Stilon Gorzów grał w pierwszej lidze, można było sądzić, że w pewnym momencie klub ten stanie się ciekawym rywalem, do którego mamy dość blisko. Ale okazał się efemerydą. Dziś gra w niższych ligach – przyznaje redaktor Gazety Wyborczej i kontynuuje. – Najbliżsi poważni rywale na wschodzie to Lechia i Arka. Na północy FC Kopenhaga, na zachodzie Hansa Rostock i Hertha Berlin, a na południu – właśnie Lech Poznań. Tak naprawdę jedyny klub, który jest całkiem blisko i z którym zawsze rywalizowaliśmy. Poznaniacy są na piątym miejscu jeżeli chodzi o zespoły, z którymi Pogoń się najczęściej w Ekstraklasie w swojej historii spotykała. No i co najważniejsze – bilans jest całkiem pozytywny. Potrafiliśmy się Lechowi odgryźć. Wiadomo, zdarzały się serie, kiedy Lech wygrywał z nami pięć razy z rzędu, ale więcej było chwil, które dawały nam sporo satysfakcji.
By zrozumieć, jak kibice Pogoni odbierają przyjazd Lecha, trzeba spojrzeć jeszcze szerzej. Dowodem sytuacja, która miała miejsce kilka lat temu, gdy Pogoń wygrała z Lechem 5:1. Jeden z kibiców wytatuował sobie na ręku datę tego spotkania oraz skrót NDR. Narodowy Dzień Robaka. Jeżeli zapytałoby się kibiców Pogoni o to, jaki mecz w ciągu ostatniej dekady był dla nich najciekawszy i najważniejszy, spotkanie z Lechem, w którym pięcioma trafieniami popisał się wspomniany Robak, umieściliby co najmniej w pierwszej trójce.
Jarosław Mroczek: – Ten mecz wywołał najwięcej radości, ale też pokazał, że taki jest sport, że taka jest piłka nożna, bo później zdarzył się sezon, w którym przegraliśmy z Lechem trzykrotnie. To wywoływało negatywne emocje u naszych kibiców w stosunku do klubu, do tego, co w tym klubie robimy.
Dawid Zieliński – Fajnie wraca się do tego, co się wówczas wydarzyło. Nie wiem, czy znalazłbyś osobę, która przed 5:1 z Lechem przyznałaby, że Pogoń na pewno wygra. Nie byliśmy faworytem, nic za nami nie przemawiało, ale stało się coś pięknego. O Marcinie Robaku usłyszał cały świat, bo chyba nie było portalu, który nie wspomniałby o Pogoni, o meczu, o strzelcu pięciu goli. Pamiętam, że wówczas nie działałem jako redaktor, po prostu wybrałem się na młyn. Obok mnie stał kolega, który tego dnia miał urodziny. Po hat-tricku Robaka po prostu się rozpłakaliśmy. Pamiętam Akahosiego, który grał pierwsze skrzypce. Pamiętam Małeckiego, który podbiegł do sektora kibiców Lecha, by ich ucieszyć, trochę prowokując. To był mecz, którego kibice Pogoni nie zapomną do końca życia.
Generalnie, Lech jest jednym z topowych zespołów, z którym Pogoń ma najlepszy bilans historyczny bezpośrednich starć. Bo patrząc na mecze z Legią czy Wisłą, jest on bardzo niekorzystny. A z Lechem, przed wczorajszym spotkaniem – 28 zwycięstw, 23 remisy, 23 porażki. 74 mecze, kawał historii. Od pierwszego spotkania, rozegranego w 1958 roku, minęło dokładnie 60 lat. Trudno wyprzeć z pamięci pięć trafień Robaka, bo to mecz, o którym w Szczecinie się długo nie zapomni. Kolejne ważne spotkania miały miejsce podczas dwumeczu w półfinale Pucharu Polski, ale wówczas skończyło się dla szczecinian wielkim rozczarowaniem.
Kapsrzyk: – Boli mnie dwumecz z Lechem w półfinale Pucharu Polski za kadencji Kazimierza Moskala. Każdy z nas wierzył, że Pogoń awansuje do finału na Stadionie Narodowym, ale na ostatniej prostej zostaliśmy zweryfikowani bardzo brutalnie. 0:3 w pierwszym meczu, szybko pozamiatane. A ta rywalizacja była o tyle istotna, że Pogoń to jedyny klub z pierwszej dziesiątki tabeli wszech czasów Ekstraklasy – a może i nawet pierwszej dwudziestki, jednak nie jestem pewny – który nigdy niczego nie wygrał. Ot, trzy razy awansowaliśmy do finału Pucharu Polski, dwa razy byliśmy wicemistrzem kraju. Dwumecz z Lechem jawił się nam jako podwójna szansa. Z jednej strony chcieliśmy awansować do finału, z drugiej – utrzeć Lechowi nosa. Bo obok spotkań z Cracovią i Legią mecze z Lechem są dla kibiców najważniejsze.
Ufland: – Myślę, że wiele osób w Szczecinie pamięta fantastyczne pojedynki z Kolejorzem w latach 90-tych. 4:3 po bramkach w ostatnich minutach, albo 3:2, chociaż jeszcze kilka minut przed końcem przegrywaliśmy 1:2. Trochę później były też bolesne chwile, nie zabrakło ich. Sezon 2002/03, kiedy spadliśmy z Ekstraklasy. 0:6 u siebie, pięć trafień Gajtkowskiego. Ale za to kilka lat później odbyło się spotkanie, które pamięta się w Szczecinie do dziś. 5:1, strzelecki popis Robaka, kompletne zdominowanie Lecha.
Jakkolwiek spojrzeć, wszystkie minione mecze nadają magii i otoczki każdemu zbliżającemu się spotkaniu.
Tak było i wczoraj.
Zdarza się, że niektórzy podkreślają, iż dzisiejsze mecze Pogoni z Lechem nie mają już takiego ciężaru gatunkowego. Że kiedyś to było, a teraz to tylko szczątki sentymentu. Ludzie związani z Pogonią podkreślają jednak, że za każdy razem w ostatnich latach, kiedy Lech przyjeżdżał do Szczecina, mogliśmy mówić o kibicowskim święcie i naprawdę dobrym widowisku, przede wszystkim biorąc pod uwagę to, co działo się na stadionie, ilu kibiców przyszło, jaka była atmosfera.
Ufland: – Z kim nie porozmawiasz, każdy powie, że mecze z Lechem nadal są ważne. Z drugiej strony – nie jest tak, że wszyscy się jakoś specjalnie na Lecha napinają. Przyjazd mocnej drużyny, kibicowskie święto to tak, jak najbardziej, ale w pierwszej kolejności patrzymy na siebie. W Szczecinie – mimo tego, że mamy stary stadion, a ostatnio nie notowaliśmy najlepszych wyników – wszyscy mają poczucie własnej wartości. Nie jest tak, że przyjeżdża Lech i wywołuje u nas strach. Oczywiście, każdy szanuje rywala, dostrzega jego klasę, ale bez przesady. Znamy swoją wartość, zachowujemy tożsamość regionalną – zawodnicy, trenerzy, ludzie pracujący w klubie i kibice.
O tym, jak ważne to spotkanie dla kibiców świadczy liczba sprzedanych biletów. 8680 kibiców pojawiło się na meczu. Najwyższa frekwencja w obecnym sezonie. Wiadomo, wcześniejsza frekwencja nie rozpieszczała, więc o jej pobicie trudno nie było. Nie ma jednak co ukrywać – kibice Pogoni od dłuższego czasu się na to spotkanie szykowali.
Ufland: – Mówiliśmy o rozmieszczeniu na mapie. Ono ma znaczenie, ale przede wszystkim pamiętajmy, że przez wiele lat – według mnie – Lech był klubem bardzo podobnym do Pogoni jeżeli chodzi o możliwości i wyniki sportowe. Też miał trudną historię, też spadał z Ekstraklasy, też się odbudowywał. Dysproporcje pomiędzy Lechem a Pogonią tak naprawdę zwiększyły się dopiero w ciągu ostatnich 15 lat. Tam nowy stadion, regularna gra o mistrzostwo Polski, cały region żyjący klubem, tutaj – stadion jest jaki jest, wyniki nie zawsze spełniają oczekiwania kibiców. Ale jestem przekonany, że kiedy upragniony nowy stadion w Szczecinie powstanie, to wskoczymy na wyższy poziom. Myślę, że wtedy staniemy się klubem, który regularnie będzie walczył o najwyższe cele w Ekstraklasie.
Właśnie. Zanim przejdziemy do wydarzeń meczowych, jeszcze słówko o stadionie, którego budowę w Szczecinie planuje się od średniowiecza. Na razie powstał mały pat. Zieliński: – Jeżeli dobrze pamiętam, około trzydzieści punktów w projekcie, które umożliwiłyby spadek ceny budowy stadionu, zostało zmienionych. Ale usunięte zostały rzeczy, na które w każdym momencie można zrobić osobny przetarg. Stadion powstawałby na przetargu, który udałoby się zrobić przy spadku ceny, a w dalszym momencie można byłoby pozostałe rzeczy domawiać. Bo to rolety, kable i tego typu rzeczy. Obecnie chodzi o to, żeby przyklepać cenę, ale na ten moment trudno stwierdzić, jakie są rokowania odnośnie do następnego przetargu. Każdy boi się, że ceny nadal mogą być dość wysokie. Wszystko strasznie się przedłuża, na co wpływ miały wybory. Największe szanse na ich wygranie ma obecny prezydent, więc zobaczymy, jak to będzie.
– Cały czas mierzymy się z problemem, że stadion jest stary, nie ma dachu, wieje wiatr. Możesz mi wierzyć albo nie, ale to jest jeden z ważniejszych elementów, przez który część kibiców decyduje się pozostać w domu – dodał Ufland.
– Generalnie mam nadzieję, że to jedno z ostatnich spotkań z Lechem, które odbywa się na naszym przestarzałym stadionie – skwitował prezes Pogoni, Jarosław Mroczek.
Istnieje kibicowskie powiedzenie: nieważne ile masz wyjazdów, ważne ile masz Szczecinów. Nie jest więc tajemnicą, że kibice Lecha się na wyjazd do Szczecina szykowali szczególnie. Z jednej strony presja związana z ważnym meczem, z drugiej – nieduża odległość między miastami. To pomaga, przy okazji zawsze generując solidną frekwencję. – Dzięki temu jesteśmy pewni, że kibiców Lecha zjawi się sporo. Nawet mimo zakazu wyjazdowego. Przecież przypominam sobie wyjazd naszych kibiców do Poznania, którzy meldowali się na Bułgarskiej w sile dwóch tysięcy. Teraz spodziewam się około tysiąca fanów Lecha. Muszę powiedzieć, że mimo tego, iż nie łudzę się, że kibice obu drużyn będą się kulturalnie pozdrawiać, to nie ma co ukrywać – obecność dwóch takich ekip kibicowskich dodałoby smaczku każdemu spotkaniu. Dużo się dzieje, na trybunach jest głośno. Takie mecze aż chce się oglądać – przyznawał przed meczem Ufland.
I faktycznie, mimo zakazu wyjazdowego kibiców Lecha zjawiło się sporo. A jak obeszli zakaz? Kilkukrotnie zwracaliśmy uwagę, że zakazy wyjazdowe są jedną wielką fikcją i z góry wiadomo, że nie będą egzekwowane. (KLIK) Tak było i tym razem. Jak wspominaliśmy na wstępie, kibice Lecha – oficjalnie – wybrali się na wycieczkę do Szczecina, by zwiedzić nieistniejącą już fabrykę paprykarza szczecińskiego.
Nie spodziewali się jednak, że znajdą go również… na własnych krzesełkach.
Fot. Twitter @Przybyla_Lukasz
Nie będziemy ukrywać – gdy zobaczyliśmy to zdjęcie, byliśmy zażenowani. Tak jak zażenowana była większość fanów Portowców, bo w takiej sytuacji nie ma co generalizować. Ot, kilku “kibiców” wymyśliło sobie szalenie śmieszny żart. Uogólnianie byłoby nie na miejscu, tym bardziej, że pozostali kibice stworzyli naprawdę świetną atmosferę.
– Czy nasi kibice myślą? – skwitował tę sytuację jeden z fanów Pogoni.
Samo spotkanie dostarczyło wielu pozytywnych emocji dla gospodarzy, pojawiały się głosy, że z taką grą wszyscy są do ogrania. Wiadomo, typowy entuzjazm, ale trudno się dziwić – Pogoń zmiażdżyła Lecha w każdym aspekcie. No, może kibicowsko było mniej więcej równo, przeplatany z bluzgami doping leciał z obu stron. Jeden z kibiców Lecha nawet wyskoczył z klatki i podszedł kilka metrów w stronę fanów Pogoni, lecz szybko wrócił tak, skąd przybył.
A, no i na koniec kibice Lecha obrzucili swoich piłkarzy pieczywem. Serio.
Kibice Lecha wkurzeni, fani Pogoni – zadowoleni. Na pewno odetchnął starszy pan, który na mecz zmierzał pociągiem wraz z kolegą, chyba nie do końca czującym kibicowskie sprawy.
– Czym ty się przejmujesz? Ciesz się jak wygrają, ciesz się jak przegrają. Będziesz miał spokój.
*
Cztery zwycięstwa w pięciu ostatnich meczach działają na wyobraźnie. Tym bardziej że tydzień temu – w Białymstoku – Pogoń wcale nie musiała przegrać. Odbiór porażki był, mimo wszystko, pozytywny. Bo równie dobrze mogło być 2:2, 3:2 dla Pogoni. Szczecinianom brakowało skuteczności, flagowym przykładem popisy nieskuteczności Buksy. Mimo tego, że seria pięciu meczów bez porażki została wówczas wyhamowana, utrzymała się pozytywna atmosfera wokół drużyny, którą jeszcze bardziej poprawił mecz z Lechem.
Dziś Pogoń zbiera plony za cierpliwość. Cierpliwość względem Kosty Runjaicia.
Zieliński: – Trzeba docenić włodarzy Pogoni, bo jesteśmy z miasta, w którym wcześniej często zmieniło się trenerów. Mało który szkoleniowiec pracował rok, mało który trener pracował do pierwszych świąt. A jak przetrwał Boże Narodzenie i Wielkanoc, można było uznać to za wielki sukces. A teraz przyszedł kryzys, ale nikt się nie podpalał. Wszyscy zdawali sobie sprawę, jak wiele problemów się nawarstwiło. Liga startuje, połowy kadry nie ma, osiemnastkę trzeba uzupełniać juniorami. Żadnemu trenerowi nie byłoby łatwo. W porządku, pierwszy skład wyglądał jako tako, ale w okolicach 65. minuty niektórym brakowało sił, trzeba było kogoś wprowadzić. A na ławce pustki, juniorzy. 17-letni Benedyczak, Błanik, który jest bez formy, wtedy jeszcze Kowalczyk, do którego Runjaić nie miał wystarczającego zaufania.
Jeżeli chodzi o ambicje, Zieliński tonuje nastroje. – Chcemy walczyć o najwyższe cele, ale umówmy się – obecna drużyna nie jest skrojona na to, by zagrozić Legii czy Lechowi na dłuższym dystansie. Nie jesteśmy na tym etapie budowy drużyny. Wiemy, że potrzeba czasu. Sezon, dwa. Niewykluczone, że któryś z następnych sezonów będzie taki, jaki miał Górnik Zabrze, ale w tym momencie skupiamy się na walce o miejsca 6-8, wątpię, żebyśmy byli w stanie zrobić więcej. Choć chciałbym się mylić i zobaczyć Pogoń, która seryjnie punktuje, jednak nikt nie zawraca sobie głowy wróżeniem z fusów.
Po tym, co Pogoń pokazała dziś, górna ósemka powinna być absolutnym minimum. Bo jeżeli utrzymają formę, nadal będą grać tak efektownie, to fajnie będzie zobaczyć ją w decydującej fazie sezonu w starciach z Legią, Jagą czy Lechem.
Norbert Skórzewski