Reklama

Taniec i piękna zabawa. Benzema i spółka dają kolejny świetny koncert

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

20 czerwca 2014, 23:18 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dopiero co zastanawialiśmy się, kiedy się pokłócą. Bo że się pokłócą prędzej czy później – to było pewne. Jak na razie jest to jednak świat, w którym panuje harmonia, powszechna radość i każdy chodzi uśmiechnięty. Francuzi wychodzą dziś na boisko i po prostu się bawią. Bawią się w sposób piękny: najpierw, kiedy umieszczają piłkę w siatce i potem, kiedy zbierają się kółku i wspólnie tańczą, a na plecy Giroud wskakuje Valbuena. Dawno nie oglądaliśmy takich obrazków.

8:0 z Jamajką. 3:0 z Hondurasem. 5:0… A nie, 5:2 ze Szwajcarią, bo – tutaj cytat z Marcina Żewłakowa przy pierwszym golu – „mówiąc po piłkarsku, mur się rozszedł”, no i generalnie Francuzi wrzucili na luz. Chyba odrobinę zbyt duży.

Napisalibyśmy „cóż to był za mecz!”, ale coś nam się wydaje, że nieraz na mundialu już to pisaliśmy. Może więc pora przyzwyczaić się do takich spotkań w Brazylii? Siedem goli. Zmarnowany rzut karny i poprzeczka. Trzydzieści dziewięć strzałów na bramkę. Dwadzieścia cztery celne. U jednych walka o korzystny wynik, potem – ale naprawdę z wątroby – o honor. U drugich zabawa z piłką, ale na całego, taka do białego rana. Mecz Francuzów ze Szwajcarami otworzył się strasznie szybko, bo jak wpadło po raz pierwszy to i w ciągu kilkudziesięciu (dokładnie: 66) sekund wpadło też i drugi.

Generalnie, głowa chodziła nam od lewej strony do prawej. To tak jakby włączyć pojedynek w ping-ponga.

Karim Benzema mówi, że jak strzela gole, to jest Francuzem. Że jak ich nie strzela, to jest – oczywiście dla kibiców – Arabem. Dziś bardzo chciał być Francuzem. Kiedy zobaczył, jak rozkręca się cała maszyna, to on chciał być jej dowodzącym. Przy drugiej bramce asystował, trzecią chciał już strzelić – z rzutu karnego, po faulu na nim, ale akurat obronił Diego Benaglio (i rozwalić poprzeczkę próbował Cabaye). Jak na złość, kiedy w doliczonym czasie gry realizator pokazał cieszącego się Deschampsa, on w piękny sposób trafił do siatki. Kiedy Benzema oszalał z radości, a wszyscy zdążyli podać wynik 6:2, sędzia był w drodze do szatni, bo chwilę wcześniej zakończył mecz. Karim gwizdka nie usłyszał… Od Araba nikt dziś go nie wyzwie. Dwie asysty, gol i koncert całej Francji. Ale on chyba liczył na więcej – że będzie w tej chwili strzelcem numer 1 w Brazylii.

Czy ktoś tutaj opowiadał o problemach w szatni Francji? Że jakieś konflikty, niesnaski? Popatrzcie, jak oni się bawią, jak oni się cieszą, jak oni chcą – nie w pojedynkę, nie indywidualnie, ale wspólnymi siłami. Są drużyną. Pewnie to bardziej cieszy Deschampsa niż same wyniki. Pewnie to jest dla niego dziś ważniejsze niż to, że w końcówce wrzucili na taki luz i mogli przyjąć trzy gole.

Już się przypomina pewien mundial, który Trójkolorowi zaczynali od 3:0 z RPA i 4:0 z Arabią Saudyjską. To był rok 1998… Ale czy trochę nie za wcześnie? Czy nie powinniśmy poczekać najpierw na kogoś z wyższej półki, kto Francuzów zweryfikuje?

Ze Szwajcarami mamy taki problem, że nie wiemy, jak ich ocenić. W pierwszym meczu długo nie mogli się rozkręcić, długo nie potrafili złapać właściwego rytmu i wygrali rzutem na taśmę. Dziś – w tak krótkim czasie stracili dwa pierwsze gole, że musieli postawić na radosny futbol. Coś nam się jednak wydaje, że ciężko traktować poważnie ludzi, którzy tak podają (katastrofalna „asysta” Behramiego na 2:0), bronią (idiotyczny faul Djourou w polu karnym) czy wybijają spod bramki piłkę (pusty przelot Senderosa przy 4:0). Podobała nam się ambicja i walka do samego końca. Szwajcarzy faktycznie grali o honor, ale to jednak było za mało.

Dziś, żeby zatrzymać Francję, potrzeba więcej. O wiele więcej.

Taniec i piękna zabawa. Benzema i spółka dają kolejny świetny koncert

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...