Jerzy Brzęczek cały czas eksperymentuje na skrzydłach. Co bardziej złośliwi powiedzieliby, że m.in. przez ogrywanie niegrającego w klubie Jakuba Błaszczykowskiego, ale ten efektownym golem na 2:3 przynajmniej na chwilę zmniejszył moc rażenia tych dowcipów. Tak czy siak, jak na razie niewiele dobrego z tych poszukiwań wynika.
Z Włochami i Irlandią eksperyment polegał przede wszystkim na wyjściowym zamienieniu stron Kubie i Rafałowi Kurzawie, by ci częściej schodzili do środka, szukając strzału z lepszej nogi i jednocześnie robili miejsce bocznym obrońcom. Wychodziło to mocno średnio, ale sama idea mieściła się w granicach wyobraźni większości obserwatorów. Przeciwko Portugalii zobaczyliśmy jednak coś nowego.
Brzęczek postanowił upchnąć w drugiej linii Grzegorza Krychowiaka, Piotra Zielińskiego, Mateusza Klicha i Rafała Kurzawę. Dwaj ostatni mieli grać na bokach – Klich po prawej, Kurzawa po lewej stronie. Piłkarz Amiens de facto nie znalazł się więc w nowym położeniu, ale jeśli chodzi o parametry szybkościowe, nigdy nie był klasycznym skrzydłowym, o czym zresztą boleśnie się przekonaliśmy. Na dodatek na tej stronie partnerował mu Artur Jędrzejczyk, który miał mnóstwo roboty w tyłach, a w nielicznych wypadach do przodu czuł się niepewnie, bo zawsze szukał prawej nogi.
Klich to już w ogóle inna bajka. Na jego flance bardzo ofensywnie grał Bartosz Bereszyński, lecz nie miał swojego dnia. Nie zaliczył dobrego dośrodkowania, dryblingi mu nie wychodziły. Klich w defensywie musiał go asekurować i początkowo dość sumiennie wywiązywał się z tego zadania. Szybko jednak się to rozmyło i przez ostatni kwadrans pierwszej połowy “Bereś” miał olbrzymie problemy w tyłach. W drugiej połowie pomocnik Leeds już rzadziej schodził do boku, Tomasz Kędziora sobie radził, ale gra ofensywna biało-czerwonych nadal kulała.
Dopiero, gdy po godzinie gry na boisku zameldowali się Błaszczykowski i Grosicki (zeszli oczywiście Kurzawa i Klich), zaczęliśmy być groźniejsi. Kilka razy zrobiło się trochę szumu pod portugalską bramką, a gol na 2:3 to główna zasługa właśnie tego duetu, bo “Grosik” urwał się Mario Ruiemu przy linii i dośrodkowywał, zaś Kuba pięknie strzelił. Portugalscy pomocnicy musieli częściej asekurować skrzydła, co dało też nieco więcej miejsca naszemu środkowi. Inna sprawa, że po trafieniu Błaszczykowskiego nie potrafiliśmy już tego wykorzystać, Rui Patricio w końcówce się nie spocił.
Rezygnacja z klasycznych skrzydeł przy braku maksymalnej koncentracji i zaangażowania niektórych zawodników nie miała prawa się udać. Wynik sugeruje, że oglądaliśmy wyrównany mecz, ale tak naprawdę byliśmy bez szans. Najgorsze, że odstawaliśmy nawet w kwestiach wolicjonalnych i taktycznych, o sprawach czysto piłkarskich nie warto nawet wspominać. Jeżeli Kurzawie nie za bardzo chciało się wracać, a Krychowiak notorycznie źle się ustawiał, bardzo możliwe, że w czwartek żaden system by się nie sprawdził. Gdy jednak masz kiepski dzień, zawsze lepiej grać w sposób, który przynajmniej masz opanowany, a w przypadku Polaków, dwóch nominalnych skrzydłowych dotychczas było niemalże dogmatem. Na Stadionie Śląskim nie dostaliśmy argumentów, żeby od tego odchodzić. Wręcz przeciwnie.
Fot. FotoPyk