Stało się: Dariusz Dźwigała został zwolniony z Wisły Płock. Jego drużyna notowała żałosne wyniki, styl pozostawiał wiele do życzenia, a widoków na poprawę nie było właściwie żadnych. Jeszcze zwycięstwem – dość szczęśliwym – z Lechią Gdańsk trener się uratował, kamień spadł mu z serca, ale okazało się, że ten kamień po meczu z Pogonią przywiązano mu do nogi i wrzucono z nim w otchłań.
Wiadomo, że Wisła Płock nie jest klubem, który zmienia szkoleniowców jak rękawiczki. Marcin Kaczmarek pracował tam pięć lat, co w polskich warunkach brzmi wręcz abstrakcyjnie, z kolei Jerzy Brzęczek, nawet gdy notował serię czterech przegranych meczów w lidze, też nie dostał kopa w dupę. Dźwigała również otrzymał spory kredyt zaufania, ale niestety, tak zalegał ze spłatą, że trzeba było się z nim obejść inaczej. Zwolnieniem. Za jego kadencji Wisła wygrała tylko trzy mecze: z Legią, kiedy warszawianie dostali w kość od Sa Pinto i ledwo biegali, z Siarką Tarnobrzeg, którą trzeba było ograć nawet po ciemku i, jak zostało wspomniane, z Lechią, z dużym fartem, bo goście ładowali po słupkach i poprzeczkach, do tego nie wykorzystali karnego.
Pamiętamy obrazek po tym meczu, jak Dźwigała żywiołowo fetował wygraną, pewnie wierząc, że to będzie dla Nafciarzy przełom. Nic z tych rzeczy, gdyż Wisła w meczu z Pogonią zagrała wręcz kompromitująco. W obronie – dno, nikt tam nie potrafił dobrze się ustawić, nikt tam nie potrafił zatrzymać choćby Buksy, który kręcił obrońcami z nieprzyzwoitym już luzem. W ataku? Brak pomysłu na cokolwiek, oczywiście można wspomnieć o słupku Vareli, ale jeśli jeden słupek przez 90 minut miałby być usprawiedliwieniem, to naprawdę lepiej zamknąć ten biznes.
Prezes Jacek Kruszewski mówił ostatnio w audycji Weszłopolscy, że on, jeśli miałby zwolnić trenera, nie patrzyłby tylko na suche wyniki. Jeśli widziałby chemię między szkoleniowcem a drużyną oraz szansę na poprawę rezultatów, dałby takiemu trenerowi pracować dalej. Tu najwyraźniej zabrakło jednego i drugiego elementu. Pod pierwszy punkt weźmy za przykład Stilicia: facet, który czarował pod rządami Brzęczka, za kadencji Dźwigały nie istnieje i jak na nasze nie jest to wyłącznie wina piłkarza, ale też trenera, który z Bośniaka nie umiał skorzystać. Druga kwestia, czyli nadzieje na poprawę – tych nie ma, drużyna nie gra z kolejki na kolejkę lepiej, robi punkty tylko wtedy, gdy rywal jest wyjątkowo uprzejmy.
Zaraz przerwa reprezentacyjna, więc zmiana szkoleniowca w tym momencie to w sumie żadne zaskoczenie. Nowy człowiek będzie miał trochę czasu, by poznać drużynę i zdiagnozować jej problemy. A co dalej z Dźwigałą? Cóż, wyników niestety nie robi. Zwalniano go z Arki i Podbeskidzia, w reprezentacjach juniorskich wygrał tylko osiem meczów na 23. Jedyny dobry epizod to praca w Dolcanie, gdzie jednak presji wyniku nie było w ogóle, bo klub miał ogromne problemy finansowe i ostatecznie wycofał się z pierwszoligowych rozgrywek.
Teraz Dźwigała zalicza więc kolejną wtopę, Ekstraklasa wypluła go szybciutko. Kolejnej szansy w elicie trener prędko więc nie dostanie, pewnie będzie musiał udowodnić swoją wartość piętro niżej i to niekoniecznie w drużynie z dużymi aspiracjami.
Fot. FotoPyk