Stal Mielec – bez zwycięstwa w sześciu ostatnich spotkaniach. Odra Opole w całym 2018 roku wygrała z kolei tylko jeden mecz wyjazdowy w lidze i było to w maju, zatem cholernie dawno temu. Gospodarze własną publiczność przyzwyczaili natomiast raczej do remisów, więc summa summarum obie drużyny wyszły dzisiaj na murawę w Mielcu z paląca potrzebą przerwania takiej czy innej – ale na pewno kiepskiej – passy.
Przez chwilę mogło się wydawać, iż przełamania doczekali się wreszcie podopieczni Artura Skowronka. Jednak była to chwila wyjątkowo krótka, cały optymizm mielczan momentalnie szlag trafił. O ile przez większą część spotkania gospodarze raczej cisnęli, tak w końcówce dali się zepchnąć do rozpaczliwej defensywy. W sumie to Mariusz Rumak i jego ekipa mają więcej powodów do niedosytu.
Szło to dzisiaj wszystko Stali jak po grudzie. I wcale nie dlatego, że gospodarze grali jakąś wyjątkową padlinę. To był generalnie przyzwoity mecz z obu stron. Podopieczni Rumaka i Skowronka nastawili swoje zespoły dość ofensywnie, więc obejrzeliśmy otwarte spotkanie. Może momentami chciałoby się oglądać trochę mniej kopnięć na pałę i chaotycznych decyzji, a więcej boiskowej ogłady i spokojnego rozegrania futbolówki… Ale i tak było całkiem nieźle, dynamika spotkania jak najbardziej do zaakceptowania.
Obie połowy miały dość analogiczny przebieg – zaczynała z impetem Odra, później inicjatywę przejmowali gospodarze i z właściwą sobie nieudolnością usiłowali wpakować coś do sieci.
No właśnie. Kłopoty Stali – jak to zwykle bywa w przypadku tej drużyny – sprowadzały się dziś do nieskuteczności. Pokonać Szromnika udało się dopiero w drugiej połowie i to po rzucie karnym, skutecznie wykonanym przez Tomasiewicza. Z gry nie chciało wpaść nic, choć mielczanie okazji kreowali sobie sporo, nawet stuprocentowych. A kiedy już zdobyli upragnioną bramkę, to zaczęli się natychmiast prosić się o remis.
Na pewno nie zareagowali na objęcie prowadzenia „pozitiwnie”. Można w sumie powiedzieć, że po prostu zgłupieli od tego dobrobytu. Tak jak amerykański koszykarz, który podpisuje kontrakt na sto milionów dolarów, a po kilku latach tonie w długach i łapie się byle chałtur, żeby zapłacić alimenty. Choć zawodnikom NBA roztrwonienie majątku zajmuje jednak dziesiątki miesięcy. Stali Mielec na utratę prowadzenia wystarczyło dziewięć minut, a to i tak raczej kwestia farta, bo gola mogli dostać jeszcze prędzej. – Strzelamy bramkę i odcina nam myślenie – wściekał się po meczu Seweryn Kiełpin, bramkarz gospodarzy. Popracował dzisiaj na zachowanie czystego konta, to mu trzeba oddać, ale partnerzy z defensywy okradli go z tego sukcesu. – Prowadzimy grę, mamy mnóstwo sytuacji, nie strzelamy z tego bramek. Tak niestety wyglądają wszystkie nasze mecze u siebie.
Trudno logicznie wyjaśnić ten kompletny bajzel, jaki zapanował w zespole Stali po wyjściu na prowadzenie. W przeciągu całego spotkania dopuszczali czasem Odrę do niezłych szans, ale bez przesady – aż tak źle to nie wyglądało. W końcówce zaś szaleństwo. Najpierw piłkę szybującą w stronę wychodzącego sam na sam z bramkarzem napastnika zatrzymał ramieniem Gąsior. Zdaniem pieklącego się przy linii bocznej Mariusza Rumaka – powinien był za to obejrzeć czerwoną kartkę, lecz sędzia Malec ograniczył się do żółtego kartonika. Zaraz potem goście mieli wymarzoną patelnię, jednak dwa strzały z siódmego metra zostały zapakowane prosto w leżącego na murawie obrońcę. Pod bramką Kiełpina zapanował totalny chaos.
Już po chwili zamieniony na gola przez gości. Wyrównał Mikinić, dobijając strzał z rzutu wolnego w dość akrobatycznych i w ogóle kuriozalnych okolicznościach. A to był dopiero początek nawałnicy, ponieważ przyjezdni stworzyli sobie jeszcze co najmniej dwie doskonałe sytuacje, żeby wywieźć z Mielca trzy punkty. Jednak skutecznie wybił im to z głowy niezmordowany Kiełpin, do spółki z obramowaniem strzeżonej przez siebie bramki. Defensywa? Poza bramkarzem, po prostu przestała istnieć.
Skończyło się jednak remisem, z którego żadna ze stron nie jest zapewne zadowolona. Cóż – tak jak to często bywa w meczach, gdzie oba zespoły poszukują przełamania… Ostatecznie nie znalazł go nikt.
Stal Mielec 1:1 Odra Opole
(Tomasiewicz 77′ – Mikinić 86′)
Fot. FotoPyk