We Francji mają problem. Ściślej mówiąc, chodzi o problem z kibicami, którym w różnych częściach kraju regularnie zdarza się nie trzymać odpowiedniej dyscypliny podczas meczów. Najnowszą odsłonę kibicowskiej wojenki dostaliśmy wczoraj podczas spotkania Montpellier – Nimes, które sędziowie musieli dwukrotnie przerwać ze względu na sytuację na trybunach.
Dwadzieścia pięć lat czekała piłkarska Francja na kolejną odsłonę derbów Oksytanii na poziomie Ligue 1. Po tak długiej „rozłące” dla wszystkich jasne było, że stęsknieni za sobą fani obu zespołów do meczu podejdą w wyjątkowy sposób. Spodziewano się, że może być gorąco. Wyczuwano napiętą atmosferę, brano pod uwagę możliwość eskalacji konfliktu między fanami zwaśnionych klubów. Ale przerwania meczu na prawie trzydzieści minut chyba nikt nie przewidział.
Niepokojąco na trybunach stadionu Montpellier robiło się aż dwukrotnie. Po raz pierwszy około 30. minuty, tuż po tym, jak wynik meczu otworzył Ambroise Oyongo. Radość gospodarzy była wówczas tak olbrzymia, że nie wytrzymała jej rozciągnięta między sektorami siatka, a kilkunastu fanów wypadło przez powstałą w niej dziurę. Pół biedy, że nikomu nic poważnego się nie stało, więc sędzia w miarę szybko mógł zarządzić wznowienie spotkania.
Dużo goręcej było za to w 81. minucie, gdy fani Montpellier uznali, że wystarczy już prowokacji ze strony kibiców Nimes i po prostu natarli na sektor wroga. Jak podają francuskie media, ultrasi gospodarzy chcieli odzyskać zawieszoną w sektorze Nimes flagę, która została im skradziona kilka miesięcy temu.
Przerwa zarządzona przez arbitra tym razem trwała prawie pół godziny. Pod trybuną pojawiło się osiemdziesięciu policjantów próbujących zapobiec eskalacji zamieszek, a w akcję uspokajania kibiców włączyli się także piłkarze Montpellier. Ostatecznie jakimś cudem ultrasi dali się ubłagać i sędzie mógł dokończyć mecz, który gospodarze na boisku wygrali pewnie 3:0.
Już po całym wydarzeniu zaczęły pojawiać się głosy, że zamieszek można było uniknąć pod warunkiem, że odpowiedzialni za to ludzie odpowiednio zadbaliby o zabezpieczenie meczu. Kibole Monpellier do potyczki z kibolami Nimes szykowali się bowiem od dawna, a odzyskanie brawurowo skradzionej flagi stawiali sobie za punkt honoru.
Francuzi kolejny raz zignorowali więc wszystkie przesłanki świadczące o domniemanym niebezpieczeństwie iw konsekwencji znów obudzili się z ręką w nocniku. O ich problemach jakiś czas temu pisaliśmy w TYM MIEJSCU. Kluczowa informacja jest taka, że mecz Montpellier-Nimes jest już czwartym przerwanym od kwietnia ubiegłego roku. Niezła średnia, prawda? I chyba dość mocne zaprzeczenie teorii, że na zachodzie sobie poradzili.
Fot. Newspix.pl