We wtorek podsumowaliśmy pierwsze kolejki ekstraklasy, wskazując dziesięciu gości, którzy sprawiają, że na początku sezonu oglądanie ligi jest jednak trochę przyjemniejsze niż szorowanie kibli. A skoro powiedzieliśmy “A”, pora dorzucić “B”, czyli skupić się na graczach, którzy od 20 lipca regularnie zawodzą nas, trenerów, kibiców i swoich najbliższych.
I właśnie tak należy podchodzić do tego rankingu, który stworzyliśmy na podstawie naszych not, biorąc pod uwagę zawodników ocenianych przynajmniej pięć razy. To nie jest zestawienie najsłabszych piłkarzy ekstraklasy, bo trenerzy – wbrew niektórym opiniom – samobójcami nie są i jeśli ktoś wyjątkowo partaczy, to po prostu nie dostaje szans na grę. Proste? Proste. No to lecimy.
10. MATEUSZ SZWOCH (Wisła Płock)
Gdy przenosił się z Arki Gdynia do Wisły na zasadzie wolnego transferu, mieliśmy przekonanie, że to cenne uzupełnienie składu. Z drugiej strony trzeba było pytać, czy w tym barszczu nie będzie znajdować się za dużo grzybów, bo Szwoch trafiał do klubu, w którym już byli Semir Stilić i Nico Varela, a trochę niżej, o grę jako ósemka, też ma kto rywalizować. Tymczasem Dariusz Dźwigała na sprowadzonego latem pomocnika postawił bardziej zdecydowanie, niż się spodziewaliśmy, szukając mu miejsca głównie w bocznych sektorach boiska (6 z 7 meczów w pierwszym składzie). Nie opłaciło się, bo Szwoch marnował dobre sytuacje i miał duże problemy ze zrobieniem przewagi. Jedna asysta nie ratuje sprawy. Na domiar złego odniósł poważną kontuzję i na razie nie będzie miał okazji, by zatrzeć pierwsze złe wrażenie.
9. MATEUSZ PIĄTKOWSKI (Miedź Legnica)
Problem z tym doświadczonym napastnikiem jest taki, że chyba stał się graczem za słabym na ekstraklasę, a za dobrym na pierwszą ligę. Widać to było jak na dłoni w poprzednim sezonie, gdy stale zawodził w Wiśle Płock, a po przejściu na zaplecze do Miedzi ładował gola za golem. Tym samym solidnie zapracował na powrót na salony, ale na nich już widać, że nie potrafi być równie skuteczny. Ma to swoje odzwierciedlenie w decyzjach trenera Nowaka, bo o ile na początku sezonu Piątkowski miał pewne miejsce w składzie i grał aż po 90 minut, o tyle z czasem jego rola jest marginalizowana. Ostatnio przynajmniej wchodzi z ławki, ale chyba nie daje drużynie wystarczającego impulsu. Bilans? 1 gol i 1 kluczowe podanie w 7 występach.
8. NABIL AANKOUR (Arka Gdynia)
Pochylaliśmy się niedawno nad liczbami, które Aankour przestał notować. Ostatniego gola w lidze 25-letni pomocnik strzelił 13 sierpnia 2017. Ostatnią asystę zaliczył dwa tygodnie wcześniej. Od tego czasu jego bilans się nie zmienił, bo dwa razy znalazł się poza kadrą Arki na mecze ligowe. I o ile jeszcze wcześniej nie irytowało to tak mocno, gdyż Marokańczyk chociaż grał przyzwoicie, o tyle ostatnio zaczęło. Może mecz pucharowy ze Śląskiem Świętochłowice, w którym Aankour strzelił gola, coś zmieni?
7. KONRAD NOWAK (Górnik Zabrze)
Na pewno to ogromny pechowiec, bo czasu, który stracił na leczenie kontuzji, łatwo nie nadrobi. Z drugiej strony, gdy widzimy ofensywnego pomocnika, który w 66 meczach na poziomie ekstraklasy i I ligi strzelił 2 gole i zaliczył 3 asysty, to zapalają nam się w głowie wszystkie lampki. Wydaje się, że dziś konkurencja w Górniku jest na tyle słaba, że to w końcu mógłby być jego czas. No a niestety nie jest.
6. PIOTR POLCZAK (Zagłębie Sosnowiec)
Jeśli Dariusz Dudek nie wyleczył się z niego na początku sezonu, gdy zawalał gola za golem, to już chyba się nie wyleczy. A zaskakująco łatwo były zawodnik Astry Giurgiu rozbił duet stoperów, który wprowadził Zagłębie do ekstraklasy. I choć trzeba przyznać, że Polczak już tak nie rzuca się w oczy za sprawą swoich klopsów, to ciągle wydaje nam się, że to biegająca za piłką, tykająca bomba, która prędzej czy później wybuchnie.
5. MILAN DIMUN (Cracovia)
Jego obecność to zaskoczenie, bo mówimy o graczu, który:
a) miał dobrą rundę wiosenną, w trakcie której zastąpił Szymona Drewniaka,
b) łapie się do całkiem silnej słowackiej młodzieżówki, niedawno wyszedł w pierwszym składzie na mecz, w którym rozbiła ona Włochów.
W ekstraklasie jest to jednak na początku sezonu piłkarz kompletnie bezbarwny, ukrywający jakiekolwiek atuty. I to chyba nie tak, że to zawodzący zespół Cracovii ciągnie go w dół. Raczej tak, że Cracovia zawodzi, bo tacy piłkarze jak Dimun są dalecy od formy.
4. JESUS JIMENEZ (Górnik Zabrze)
Ostatnio zaliczył asystę przy bramce Angulo i wcale nie wykluczamy, że było to dopiero pierwsze zagranie na boiskach ekstraklasy, z którego może być naprawdę zadowolony. Ciągle nie wiemy też, czy to partner dla Igora Angulo, czy może bardziej skrzydłowy, bo Hiszpan zawodzi niezależnie od tego, gdzie ustawi go Marcin Brosz. Kredyt zaufania ma spory, ale najwyższa pora go spłacać.
3. ADAM FRĄCZCZAK (Pogoń Szczecin)
Na początku sezonu zbierał bardzo słabe noty – jak zawsze potrafił pociągnąć Pogoń w trudnych momentach, tak tym razem było inaczej – więc musiał się znaleźć w zestawieniu. Jednak… jakie to ma teraz znaczenie? Żadne, liczymy na jak najszybszy powrót do zdrowia, a dopiero później na boiska.
2. PRZEMYSŁAW WIŚNIEWSKI (Górnik Zabrze)
Warunki fizyczne ma naprawdę słuszne, ale to za mało. Zawodził na środku obrony i walnie przyczynił się do odpadnięcia Górnika z pucharów. Ostatnio Brosz próbuje wystawiać go na prawej obronie, gdzie droga od błędu do straty gola jest trochę dłuższa, ale efekty niestety są podobne. Nie wiemy, czy nazwisko ojca i cała otoczka z tym związana mu pomaga, czy wręcz przeciwnie, ale jest tylko jedna droga, by ludzie przestali mówić o nim jako o synu Jacka Wiśniewskiego. Na razie konsekwentnie ją omija.
1. ADAM RYCZKOWSKI (Górnik Zabrze)
Wśród najlepiej ocenianych wygrał piłkarz Górnika Zabrze, wśród najgorzej – również. Zgadza się nawet rocznik, bo i Żurkowski, i Ryczkowski to zawodnicy urodzeni w 1997 roku. Jednak na boisku na początku sezonu dzieli ich wszystko. Pierwszy gra jak stary wyga, drugi jak chłopak, którego starzy wzięli do gierki, bo jeden kolega akurat musiał zostać dłużej w pracy. Żurkowski jest skuteczny w pojedynkach, a także potrafił wypracować liczby na wagę zwycięstwa, a Ryczkowski i nie stwarza zagrożenia, i marnuje wszystko, co wypracują koledzy. Nic dziwnego, że na początku sezonu Brosz ściągał go z boiska w przerwie lub zaraz po niej. Całościowo to jednak zaskoczenie, bo w pierwszoligowej Chojniczance Ryczkowski potrafił być wyróżniająca się postacią.
Fot. newspix.pl