Widzieliśmy już większe pomory ekstraklasowiczów, niż ma to miejsce w 1/32 Pucharu Polski, ale jeśli gdzieś obstawialiśmy niespodziankę, to w Jastrzębiu. Po pierwsze GKS potrafił już pisać ładną historię w PP, dochodząc do ¼ w sezonie 16/17, po drugie Piast dopiero dostał wysoko od Śląska, więc nie mógł się czuć specjalnie pewnie. Liczyliśmy na emocje i… przez kwadrans dostaliśmy ich namiastkę.
Piast w pewnym momencie odpuścił, zrzucił z czwartego biegu na drugi i musiał drżeć o wynik. Poszła piłka za plecy obrońców, urwał się Weis i uderzył po długim rogu, wpadło mu idealnie, gdyż jego strzał odbił się od wewnętrznej części słupka, a potem wpadł do bramki kompletnie poza zasięgiem ramion Szmatuły. Zrobiło się 1:2 i temperatura wzrosła, ponieważ gospodarze wyczuli swoją szansę i wrzucili raz czy dwa na aferę. Nie brzmi to przejmująco, ale podłączyło ten mecz chociaż na chwilkę do prądu. Ostatecznie nic nie wpadło, bo jednak jastrzębianom brakowało jakości. Jastrzębianom i Parzyszkowi po stronie Piasta, który idąc sam na sam przez połowę boiska, na końcu uderzył żenująco, właściwie wprost w bramkarza.
Nie dali rady odrobić gospodarze wyniku, na który sami też zapracowali, pomagając rywalom, a do słuszności tej tezy wystarczy podać za przykład bramkę z 30. minuty. Poszło dośrodkowanie, z którym gospodarze powinni sobie łatwo poradzić, ale zamiast tego był pożar i gol. Obrońca stał jak słup soli, golkiper interweniował nieporadnie, piłka wypadła mu z rąk i spadła wprost pod nogi Ayonga, a ten widzą przed sobą tylko pusty prostokąt, po prostu musiał dopełnić formalności. Minęło 420 sekund i gliwiczanie podwyższyli wynik. Gojko złamał akcję do środka, uderzył, wpadło niedaleko słupka i do widzenia.
GKS walczył przez cały mecz ambitnie, ale różnicę w poziomach można było dostrzec gołym okiem. Pewnie, jastrzębianie przed strzelonym parę razy zagrozili bramce Szmatuły, ale albo miało to miejsce po uderzeniach z dystansu, albo przy jakimś błędzie piłkarzy Piasta. Raz na przykład Szmatuła wyszedł do dośrodkowania, złapał piłkę, ale zaraz ją wypuścił i naraził swój zespół, jednak zawodnicy GKS-u nawet nie trafili w bramkę.
Piast się nie przemęczał, widać było, że chce tutaj wygrać najmniejszym nakładem sił. Czasem ocierało się to wszystko o lekceważący ton, kiedy na przykład Gojko próbował rulety, ale wyszła z tego tylko efektowna wywrotka. Tak właściwie można żałować, że gliwiczanom nie przytrafiła się dogrywka, bo może nauczyłoby ich to grania na większym zaangażowaniu przez cały mecz, a nie tylko przez parędziesiąt minut. Może kiedyś taka lekcja przyjdzie, ale dziś akurat jest awans.
GKS Jastrzębie – Piast Gliwice 1:2
Weis 74′ – Ayong 30′, Gojko 37′
Fot. FotoPyk