Reklama

Jak co wyjazd… Zagłębie Sosnowiec na deskach

redakcja

Autor:redakcja

24 września 2018, 21:04 • 4 min czytania 13 komentarzy

Lubicie piłkarskie szachy? Uważajcie, to podchwytliwe pytanie! Dzisiaj, w meczu Korony z Zagłębiem Sosnowiec trochę ich było, przy czym należy też zauważyć, że sosnowiczanie jeszcze nie do końca ogarniali o co dokładnie w nich chodzi, co dana figura powinna robić. Korona zaś większe błędy przeciwników wykorzystywała bezlitośnie, więc jej zwycięstwo 3:1 możemy uznać za całkowicie miarodajne.

Jak co wyjazd… Zagłębie Sosnowiec na deskach

Gdyby tylko nieco wcześniej zabrała się do konkretnej roboty niż dopiero w drugiej połowie, w ogóle nie mielibyśmy uwag. Ale tak to jest z tą ekipą, że znacznie więcej swoich goli strzela dopiero po przerwie. Zresztą, Zagłębie podobnie – po dzisiejszym meczu to już odpowiednio 77% i 69% wszystkich trafień tych ekip.

Do przerwy zatem wynudziliśmy się niemiłosiernie. Równie dobrze moglibyśmy obserwować jak schnie farba na ścianie czy też cyrkuluje powietrze w zamkniętym pomieszczeniu, a i tak byłby to czas spędzony znacznie ciekawiej. No bo czym się wtedy mogliśmy ekscytować? Serią fatalnych stałych fragmentów autorstwa Żubrowskiego? Lekkim strzałem Sanogo prosto w Hamrola, który obroniłby byle bramkarz wzięty z orlika? Czy też może pinballem w środku pola, gdy po dwóch-trzech podaniach następowała strata jednej drużyny, przechwyt drugiej i odwrócenie sytuacji. Naprawdę, do przerwy to było fatalne widowisko.

Na szczęście w drugiej połowie zrobiło się ciekawiej, głównie za sprawą podopiecznych Lettieriego, którzy zabójczo skutecznie punktowali największe pomyłki przeciwników. Najpierw to Heinloth sprawił, że Kallaste miał na swojej flance autostradę, choć trzeba przyznać, iż kilkudziesięciometrowe podanie Petraka zrobiło tu robotę. Nieśmiało przyznamy się, że nie wiedzieliśmy nawet czy Chorwat tak potrafi. Miłe zaskoczenie! Estończyk więc z łatwością opanował piłkę, podbiegł jeszcze kilka metrów i strzelił gola między nogami Kudły.

Bramkarz sosnowiczan nie miał dziś najlepszego dnia, bo niedługo potem znów został “przedziurawiony”, tym razem po rajdzie Pućki od prawej linii autowej wprost na niego. Nikt mu w tym biegu nie przeszkadzał, naprawdę skandaliczna była postawa podopiecznych Dariusza Dudka w tej sytuacji. Co innego zaś przegląd pola Kovacevicia w tej sytuacji, który chwilę wcześniej idealnie rozrzucił akcję właśnie do skrzydłowego Korony. W samej końcówce zaś trzecią sztukę dołożył Elia Soriano po stracie Babiarza i technicznym strzale. Cichocki zaś działał tu mocno na alibi, wszak niby kontrolował biegnącego naprzeciwko niego Włocha, niby nie dał się minąć, ale i tak pozwolił przeciwnikowi oddać skuteczny strzał. Tym samym zmarnował swój całkiem udany występ, ponieważ do tego momentu był praktycznie najpewniejszym punktem defensywy Zagłębia.

Reklama

Był jednak taki moment, kiedy goście mogli tu naprawdę mocno postraszyć Koroniarzy, mimo że przez cały mecz nie wypracowali sobie praktycznie ani jednej okazji. Każdą akcję starali się rozgrywać przez Pawłowskiego, który dwoił się i troił na połowie przeciwnika, lecz nie miał za bardzo z kim grać. W końcu jednak wywalczył rzut karny. Albo może raczej – wymusił? Wbiegł między Forbesa i Kovacevicia, ten drugi niby zastawił nogę, choć pomocnik sosnowiczan też wiele tu od siebie dodał. My chyba nie podyktowalibyśmy jedenastki, ale skoro sędzia Kwiatkowski skonsultował się z VARem – no niech mu będzie. Sęk w tym, iż za chwilę to Hamrol, a nie Nowak był górą, a doskonała okazja do strzelenia wówczas kontaktowego gola została zaprzepaszczona.

Chwilę później jednak w szesnastce rywala doskonale odnalazł się Piotr Polczak. O ironio, znacznie lepiej niż odnajdywał się we własnej. Tak czy siak, to właśnie stoper Zagłębia dał mu jeszcze iskierkę nadziei w tym starciu, gdy wygrał walkę o pozycję z Diawem i po dośrodkowaniu Banasiaka zdobył bramkę głową. Swoją drogą gdyby nie ta asysta lewego obrońcy sosnowiczan pewnie do jutra zastanawialibyśmy się, czy aby czasem jeszcze nie biegnie do Pućki, chcąc nadrobić swój gigantyczny błąd przy golu Słoweńca.

Naprawdę więc nie ma przypadku w tym, że podopieczni Dariusza Dudka na wyjazdach jeszcze ani razu nie zwyciężyli. A nawet, że przegrali cztery z pięciu takich meczów, skoro w gościnie nie potrafią nawiązać walki w przekonujący sposób. Bo jakkolwiek spojrzeć, zagrożenia z czystej gry nie stworzyli dziś praktycznie wcale, no chyba że za groźną okazję uznamy strzał Heinlotha w boczną siatkę, lecz to dość mocno naciągane. Sanogo też został skutecznie zneutralizowany, ponieważ pilnowany był całkiem sumiennie, a Wrzesiński z Udoviciciem nie dostali okazji, by sobie pohasać na luzie po skrzydłach. Zawodnicy Lettieriego dobrze wykonali zatem plan, o którym w przerwie meczu opowiadał Mateusz Możdżeń. Pytanie, czy w tym składzie personalnym powinniśmy oczekiwać od sosnowiczan czegokolwiek więcej? Kompletnie nie mamy co do tego przekonania.

[event_results 526229]

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...