Być może nie jest to najpopularniejszy z panujących obecnie trendów, ale naprawdę daleko nam do zwalniania Kosty Runjaicia z Pogoni Szczecin. Jasne, „Portowcy” od pierwszego meczu prezentują się zdecydowanie poniżej oczekiwań, a początek nowego sezonu jest dla nich jeszcze gorszy, niż rok temu, jednak mimo wszystko wstrzymalibyśmy się z gwałtownymi ruchami. Dlaczego? Ano dlatego, że zwalanie calej winy za dotychczasowe niepowodzenia Pogoni na trenera byłoby po prostu niesprawiedliwe. I to bez względu na fakt, że Runjaić nie ustrzegł się błędów.
W Szczecinie, krótko mówiąc, na razie nie gra nic. Pogoń ma drugi najgorszy atak w lidze i – do spółki z Miedzią Legnica – piątą najgorszą defensywę, co jest najkrótszym wytłumaczeniem jej przedostatniej pozycji w tabeli. Dodatkowo gra bez pomysłu, piłkarze po boisku poruszają się w jednostajnym tempie i mają ogromne problemy z bronieniem przy stałych fragmentach gry. Te kwestie leżą oczywiście w zakresie obowiązków trenera i o dramatyczne funkcjonowanie każdego z tych elementów można mieć do Runjaicia pretensje. Niemniej wydaje się, że zamiast sięgać po ostateczne środki, lepiej po prostu poczekać i pozwolić niemieckiemu szkoleniowcowi poskładać wszystko do kupy. Tym bardziej że wcześniej udowodnił przecież, że bardzo dobrze zna się na gaszeniu pożarów.
Oczywiście obecna sytuacja różni się od tej, którą mogliśmy obserwować, gdy Runjaić przejmował Pogoń w poprzednim sezonie. Przede wszystkim wówczas sprzątać musiał po kimś innym, więc pewnie łatwiej było mu dostrzec popełnione w trakcie przygotowań błędy i usprawnić źle działające w drużynie elementy. Na początku szło mu opornie, wszak Niemiec w pierwszych czterech meczach dwa razy przegrał i dwa razy zremisował, ale z czasem wszystko ruszyło, a wiosną Pogoń była nawet jedną z przyjemniejszych ekip do oglądania.
I to właśnie na tej podstawie w Szczecinie do nowych rozgrywek podeszli z olbrzymimi apetytami, trochę chyba przeceniając swoje możliwości. Po pierwsze, latem do Pogoni przyszło aż ośmiu nowych zawodników, co z jednej strony zapewniło szkoleniowcowi trochę więcej komfortu, ale z drugiej – wiązało się też (i w gruncie rzeczy nadal się wiąże) z budową zespołu niemal od początku. W takim układzie sprawdzające się w poprzednich sezonach mechanizmy należy wdrażać na nowo z czym jak na razie Runjaić ma problem. Ale skoro już raz mu się udało, to dlaczego teraz miałoby pójść inaczej?
Niemieckiemu szkoleniowcowi z pewnością pracowałoby się dużo łatwiej, gdyby nie przewlekłe problemy zdrowotne większości kluczowych zawodników Pogoni. Dość powiedzieć, że „Portowcy” po kontuzjach Adama Buksy i Soufiana Benyaminy w sezon weszli z tylko jednym nominalnym napastnikiem – młodym Adrianem Benedyczakiem, który póki co odstaje od poziomu Ekstraklasy. Do tego doszły też problemy zdrowotne Łukasza Załuski, a przede wszystkim podstawowych skrzydłowych z poprzedniego sezonu czyli Adama Frączczaka i Spasa Dalewa oraz ich potencjalnych zastępców – Ikera Guarrotxeny i – to najnowsza historia – Michała Żyry. Efekt tych wszystkich urazów czy – jak w przypadku Frączczaka – innych, dużo poważniejszych schorzeń, był taki, że po lewej stronie szczecińskiej pomocy w kilku meczach biegał Hubert Matynia, czyli piłkarz, który w trakcie dotychczasowej kariery zaliczył jedną asystę. W takich okolicznościach naprawdę trudno o dobre wyniki.
Przyczyna takiego nagromadzenia urazów to temat na osobą historię, ale w gruncie rzeczy ani trochę nie dziwimy się Runjaiciowi, który mówi, że gdy patrzy na kolejne raporty medyczne dopada go frustracja. Niemiec w wielu kwestiach ma bowiem związane ręce, a przed sobą mecze z wymagającymi przeciwnikami. W najbliższych kolejkach o punktu będzie więc trudno, ale jeśli w Pogoni chcą zbudować coś trwałego według określonej filozofii, to wydaje się, że Szczecinie mimo wszystko powinni dać Runjaiciowi jeszcze trochę czasu. Przecież efekt nowej miotły nie sprawi, iż połowa kadry nagle cudownie ozdrowieje… Z kolei ściąganie do klubu kolejnego strażaka i nieustanna żonglerka szkoleniowcami jest drogą, która zawsze kończy się ślepym zaułkiem.
Fot. FotoPyK