Reklama

Jak co zgrupowanie… przeciętny Linetty

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

12 września 2018, 16:03 • 4 min czytania 33 komentarzy

Znowu to samo – obiecująca forma w klubie, duże nadzieje przed zgrupowaniem reprezentacji. A jak przyszło co do czego, marginalna rola w narodowej kadrze. Coś jest bez wątpienia nie tak z Karolem Linettym, skoro na boiskach Serie A potrafi on zagrać niczym prawdziwy dominator środka pola i to całkiem regularnie, zaś w biało-czerwonych barwach – jak gdyby był pod działaniem złego uroku – kurczy się i przeciętnieje.

Jak co zgrupowanie… przeciętny Linetty

Nie wiemy, która to wiedźma rzuciła na Linettego klątwę, ale naprawdę trudno tutaj znaleźć inne wytłumaczenie niż działanie sił nieczystych. Były zawodnik Lecha Poznań świetnie wszedł w bieżący sezon. Dużo lepiej choćby od Bartka Bereszyńskiego, a to właśnie ten drugi imponował znakomitą postawą przeciwko reprezentacji Włoch. Wymowne było na przykład pierwsze spotkanie Sampy w lidze, mecz z Udinese. Cała drużyna wyglądała fatalnie, na czele z Beresiem. Jeden Linetty wybił się z tłumu i po przerwie w brawurowym stylu wziął na siebie ciężar gry. Bombardował golkipera rywali strzałami z dystansu, napędzał akcje, był hiper-aktywny w rozegraniu. Przejął środkową strefę.

Czy ktoś jest w stanie sobie wyobrazić taki scenariusz w kadrze? Tutaj, nawet jak cała drużyna gra przyzwoicie, to Linetty niczym specjalnie pozytywnym się na jej tle nie wyróżnia. “Wypełnia założenia taktyczne”, cokolwiek się akurat pod tym wyświechtanym sloganem kryje. O tym, żeby sam pociągnął ekipę do lepszej postawy, absolutnie nie ma mowy. Definicja nijakości, na domiar złego często podszyta bylejakością w rozegraniu. Jeżeli chodzi o bronienie dostępu do bramki, jest nieźle. Gra do przodu – słabizna, zupełnie bez iskry, bez impulsu dla kolegów, który powinien przecież płynąć właśnie od środkowego pomocnika.

I to wszystko akurat w wykonaniu Karola. Chłopaka, którego poprzedni selekcjoner dwukrotnie podczas wielkiego turnieju potraktował jak powietrze i zaoferował tyle samo minut gry co treningowym pachołkom. Z jednej strony, były zawodnik Lecha Poznań użala się na swój los. Opowiada, że był bardzo zły na trenera Nawałkę. Że czekał, aż szkoleniowiec zaprosi go na indywidualną rozmowę, do której ostatecznie nigdy nie doszło. Z drugiej zaś strony – on sam na nic nie nalegał, bo „atmosfera nie była najlepsza” i „nie chciał nikomu zawracać głowy”.

To chyba najlepiej oddaje podejście Linettego do rywalizacji o miejsce w składzie. Wieczne oczekiwanie, aż ktoś mu coś zagwarantuje, oficjalnie zapewni o zaufaniu. Jak powiedział trener Janusz Kudyba w jednej z rozmów z Weszło, piłkarz musi rozpychać się łokciami, walcząc o swoją pozycję w drużynie. Jeżeli jest zakompleksiony, nieśmiały, wycofany – zawsze skończy na lodzie. Trenerzy wolą konkretnych facetów od zabawy w podchody. Zwłaszcza w kadrze, gdzie czasu na zbudowanie sprawnie działającego zespołu jest podczas zgrupowań po prostu niewiele.

Reklama

To samo obserwujemy w wykonaniu Linettego teraz. Przecież pomocnik Sampy powinien, już pod okiem Jerzego Brzęczka, wjechać na boisko jak taran. Przeorać murawę, wybiegać o trzy kilometry więcej od pozostałych, dostać żółtą kartkę za heroiczny wślizg, sklepać z partnerami szereg groźnych akcji i oddać co najmniej pięć potężnych strzałów z dystansu.

Krótko mówiąc – wywalczyć sobie pole position w wyścigu po zaufanie nowego trenera. Wszyscy dostali od Brzęczka czystą kartę, przyzwyczajenia i hermetyczne ustalenia Nawałki poszły w niepamięć. Linetty mógłby na tym podwójnie skorzystać, biorąc pod uwagę, jak go potraktowano na mistrzostwach świata w Rosji, gdy nagle spadł w hierarchii środkowych pomocników poniżej Jacka Góralskiego. Tymczasem Karol, jak gdyby nigdy nic, dostosował się poziomem do reszty drużyny. Z Włochami dostał 25 minut i nie pokazał nic interesującego. Z Irlandią zagrał już 90 minut i bez wątpienia należał do grupy tych zawodników, których po spotkaniu prezes PZPN oskarżał o spacerowanie po boisku i zbyt nonszalanckie podejście do sparingowej rywalizacji.

Klasyczne człapanko i prowadzenie piłki, zamiast przyspieszania gry. Zrobił ile trzeba w destrukcji i tyle, sparing odfajkowany.

I na dzisiaj pewniakiem do pierwszego składu biało-czerwonych jest z pewnością Zieliński, jest Krychowiak i – zdaje się – również Mateusz Klich. Który wcale nie zagrał olśniewającego futbolu przeciwko Włochom czy Irlandczykom, ale na pewno zaproponował znacznie więcej wartości czysto wolicjonalnych. Linetty natomiast klepał po drugim meczu jakieś głodne kawałki o niedosycie i do bólu skutecznych przeciwnikach. Serio? Niedosyt to mógł czuć drugi garnitur reprezentacji Irlandii, bo to im zasłużone zwycięstwo wymknęło się z rąk.

Reklama

Jak widać, sam zawodnik jest ze swojego występu raczej zadowolony. Zresztą, ma nawet ku temu pewne argumenty, bo indeks InStat również sugeruje, że to było udane spotkanie zawodnika Sampdorii. Jednak obserwacja okiem widza wskazuje na zupełnie coś innego, nawet biorąc pod uwagę udział w akcji bramkowej i lekkie ożywienie w drugiej połowie starcia z Irlandią. Że summa summarum to był, niestety, typowy występy dla Linettego-reprezentanta. Wszystko działo się w jego wykonaniu zbyt wolno, zbyt statycznie i – przede wszystkim – zbyt nieśmiało. Może się skończyć tak, że kolejny selekcjoner po prostu nie usłyszy, jak były zawodnik Lecha puka do pierwszego składu reprezentacji. Bo Linetty znowu puka zdecydowanie zbyt cicho.

fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

33 komentarzy

Loading...