Nawałka w swoim debiucie przerżnął ze Słowacją. Fornalik zadanie miał łatwiejsze, pojechał z kadrą do Estonii, ale także przerżnął. Smuda? Oczywiście w ryj, z Rumunią. Beenhakker? Do tyłu z Danią. Janas? Remis, podobnie jak Boniek. Engel? No jacha – w bambuko. Brzęczka od większości poprzedników różni to, że…
a) dostał na start poważnego rywala i to w meczu o punkty,
b) jego drużyna zagrała dobry mecz.
Mimo to tradycji stało się zadość, zwycięstwa nie było. Oceniając jednak fakty trzeźwym okiem, należy uznać ten debiut za BARDZO OBIECUJĄCY.
Obiecujące jest zwłaszcza to, że Zieliński wreszcie wyglądał jak lider (czyli tak, jak czasami w eliminacjach za Nawałki). To zresztą piłkarz Napoli jako jedyny Polak wpisał się na listę strzelców, choć okazje ku temu miał tak naprawdę dwie. Pierwszą już w szóstej minucie, gdy Polacy wyszli z kontrą, piłkę pod polem karnym dostał Lewy, chwilę ją przytrzymał i w idealnym momencie wypuścił „Zielka” sam na sam. Ten został jednak przeczytany jak dziecko przez Donnarummę. Szacunek dla golkipera, ale takich akcji poważny piłkarz wykorzystuje dziewięć na dziesięć.
Odkupienie win przyszło pięć minut przed przerwą, znów po kontrataku. Klich wyłuskał piłkę w środku pola, Lewy znów poczekał na odpowiedni moment i posłał do Zielińskiego prawdziwą perełkę – jego lob przeszedł całą linię obrony, ofensywny pomocnik miał obok siebie połać przestrzeni i tym razem nie zabrakło mu zimnej krwi. Włosi? No cóż, dziś wyglądali tak, jakby nie załapali się na mundial. Jeśli my mówimy o kryzysie naszej piłki to nawet nie przychodzi nam do głowy żadne słowo, jakim należałoby opisać to, co dzieje się po włoskiej stronie. Poza dwoma rogalami Bernardeschiego po długim (oba minimalnie obok) w zasadzie nam nie zagrozili.
Bo trudno też nazwać zagrożeniem akcję, po której został podyktowany rzut karny. Rzecz się działa na skraju pola karnego, Chiesa uciekał do boku, obrona wszystko asekurowała, a Błaszczykowski… Owszem, trafił w piłkę, ale zmasakrował przy okazji nogi rywala, więc karny został podyktowany jak najbardziej słusznie. Nie bardzo wiemy, na co Kuba liczył, bo to wejście było zwyczajnie bardzo głupie. Nieodpowiedzialne. Juniorskie. Jeśli Błaszczykowski miał dać tej drużynie doświadczenie i asekurację w tyłach dla Recy, wytrącił Brzęczkowi z ręki wszystkie argumenty. Morał dla niego jest taki, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu z boiska.
Karnego na gola zamienił Jorginho.
Zwycięstwo Polska zatem wypuściła dość frajersko, ale tak ogólnie jesteśmy zadowoleni z tego meczu. Świetnie spisała się para Glik-Bednarek, Balotelii w zasadzie nie istniał. Bereszyński dał kolejny dowód na to, że nie będziemy płakać za Piszczkiem, tak samo jak jego vis a vis, Reca, zagrał nie najgorsze spotkanie. Lewy udowodnił, że jest w gazie, nie funkcjonowały w zasadzie tylko skrzydła, bo także i Kurzawa był mocno niemrawy. Na minus można zaliczyć również zmienników – wszedł Szymański, Linetty i Pietrzak, ale żaden z nich nie dał reprezentacji nowego tchnienia.
Mimo to cieszymy się po tym meczu. Gdy myśleliśmy, że jesteśmy już w totalnej dupie, dobrze zobaczyć światło.
Fot. FotoPyK