Przyznajemy się bez bicia i nie będzie w tym pewnie wielkiej sensacji, że podobały nam się letnie ruchy Śląska Wrocław. Broź jako uznany ligowiec i piłkarz z doświadczeniem nawet w Lidze Mistrzów. Golla jako gość ograny w Eredivisie. Ahmadzadeh czyli zawodnik grający niedawno w 1/8 finału AFC Champions League. Gąska i Łabojko, a więc zdecydowanie wyróżniający się gracze z I ligi. Do tego gwiazda zwycięzcy II ligi, czyli Szczepan. Po stronie pożegnań – rozstanie z Vackiem, odpalenie Sito Riery. Wyglądało to wszystko na papierze naprawdę znakomicie.
Szkoda, że do tegoż papieru coraz mocniej zbliża się odpalona zapałka.
Niewiele z tego wszystkiego rozumiemy. Gdybyśmy mieli wskazać najrozsądniej wzmocnioną latem ekipę, pewnie wielu z nas spojrzałoby właśnie w stronę Wrocławia. Poza sprzedażą Koseckiego, dla którego z Turcji spłynęła oferta nie do odrzucenia, na żadne z działań Śląska nie można było spoglądać spode łba. Czepiać się, że gdzieś ulega magii nazwiska, skądś ściąga kompletnego no-name’a z bardzo wątpliwym CV. Największym znakiem zapytania był Irańczyk Farshad, ale po sześciu seriach gier już widać, że techniką zjada na śniadanie 99% grajków w lidze.
I o ile początek był naprawdę obiecujący (3:1 z Cracovią, wyjazdowe 1:1 z naprawdę mocną, jak się okazuje, Lechią), to ostatnio jest po prostu słabo.
3. kolejka – Śląsk strzela Lechowi cztery gole, ale piętnaście razy daje się złapać na spalonym, w tym oczywiście przy każdej z bramek. A Kolejorz ekonomicznie, dając się Śląskowi wyszumieć przez niemal pełne półtorej godziny, wyprowadził zabójczy cios, gdy Tiba wykończył zagranie Jóźwiaka.
4. kolejka – Śląsk jedzie na Koronę, nawala lewa strona, którą idą obie akcje bramkowe. Nawala Celeban, który prokuruje karnego i nie kryje Górskiego przy strzale na 2:1. Porażka.
5. kolejka – Śląsk do spółki z ostatnią w tabeli Pogonią tworzy tak niestrawne widowisko, że redaktorzy Weszło, którzy zdążyli się ustatkować i założyć rodziny musieli zagonić swoje pociechy do pokoju, by nikt nie posądził ich o znęcanie się nad dziećmi każąc im oglądać to… coś, co kończy się wynikiem 0:0.
6. kolejka – Śląsk prowadzi 2:0 do przerwy z Zagłębiem Sosnowiec i zamiast uspokoić grę, sam wrzuca się na minę. Czerwona kartka, trzy stracone gole, remis uratowany dopiero po karnym.
Trzy spotkania, trzy różne sposoby, by dać ciała i w starciach z rywalami nie najwyższych lotów ugrać dwa z dziewięciu dostępnych punktów. Nowi, którzy mieli dać naprawdę sporo jakości, póki co:
– zawodzą (Golla – 5 meczów, średnia not 4,00; Gąska – 6 meczów, średnia not 3,80; Radecki – 6 meczów, średnia not 3,00)
– są w swoich występach nieregularni (Farshad dobre mecze przeplata z występami przeciętnymi czy słabymi – patrz spotkanie z Koroną)
– nie grają (Łabojko zanotował debiut dopiero w szóstej kolejce, Szczepan wciąż na niego czeka)
Optymizmem nie napawa też statystyka trenera, Tadeusza Pawłowskiego, który w roli strażaka, czyt. gościa, który klepnie w plecy, napompuje, obdarzy uśmiechem i zaufaniem, sprawdza się znakomicie. Ale już gdy ma do dyspozycji okres przygotowawczy, sprawy niekoniecznie przybierają korzystny obrót.
Tadeusz Pawłowski w roli strażaka (obejmował zespół po kimś w trakcie rundy):
Wiosna 2014 (Śląsk) – 7 wygranych, 6 remisów, 1 porażka (1,93 pkt na mecz)
Wiosna 2018 (Śląsk) – 6 wygranych, 5 remisów, 3 porażki (1,64 pkt na mecz)
Tadeusz Pawłowski, gdy miał okazję przygotować zespół do rundy:
Jesień 2014 (Śląsk) – 10 wygranych, 5 remisów, 4 porażki (1,84 pkt na mecz)
Wiosna 2015 (Śląsk) – 5 wygranych, 8 remisów, 5 porażek (1,28 pkt na mecz)
Jesień 2015 (Śląsk) – 3 wygranych, 7 remisów, 8 porażek (0,89 pkt na mecz)
Wiosna 2016 (Wisła) – 1 remis, 2 porażki (0,11 pkt na mecz)
Jesień 2018 (Śląsk) – 1 wygrana, 3 remisy, 2 porażki (1,00 pkt na mecz)
Spośród trzech najlepszych ligowych rund “Teddy’ego”, dwie to te, kiedy przejmował zespół w trakcie i podnosił raczej morale niż poziom przygotowania fizycznego. I choć chlubnym wyjątkiem jest jesień tuż po podniesieniu morale swojej drużyny wiosną 2014 roku, to jednak póki co zanosi się jednak raczej na powtórkę z którejś z mniej udanych rund.
Tym trudniej to zrozumieć, że – powtórzymy to raz jeszcze – co działo się w Śląsku latem było aż za rozsądne jak na ruchy, jakie ten klub wykonywał w poprzednich latach. Transfery wysokiego ryzyka, obarczone lukratywnymi kontraktami (patrz: Vacek rok temu)? Brak. Ściąganie szrotu, za którym nie stoi żaden rozsądny argument (aż się wzdrygnęliśmy na wspomnienie Gavishów, Gecovów i innych Ciolacu)? Nie tym razem.
I choćby dlatego chce się wierzyć, że wrocławianie relatywnie szybko się podniosą i wygrają kilka spotkań. Bo zdrowe podejście do transferowego szaleństwa to wcale nie tak często spotykane zjawisko w ekstraklasie. Szkoda by było, gdyby miało zostać “nagrodzone” rundą, w której Śląsk pałętałby się gdzieś w dolnych rejonach tabeli, gdy w lidze wciąż są ekipy zdolne pokładać swoje nadzieje w beztalenciach pokroju Petraka czy Torunarighy.
fot. NewsPix.pl