– Skoro spadliśmy z Ekstraklasy, to byliśmy jedną z dwóch najsłabszych drużyn. Ostatnie sezony pokazują, że różnica między spadkowiczami z Ekstraklasy a czołówką pierwszej ligi nie jest wcale taka duża. Myślę, że z tego między innymi bierze się nasz problem – przyznaje Jacek Zieliński, trener Bruk-Bet Termaliki, która – pomimo szumnych zapowiedzi o szybkim powrocie do Ekstraklasy – na razie rozczarowuje. Trener opowiada o pracy w Niecieczy, a także odnosi się do pogłosek o jego zwolnieniu. Zapraszamy.
*
Telefon od nas jest jedynym, jakiego się pan dzisiaj spodziewał?
Wiem, do czego pan zmierza. Znamy realia. Na razie wykonuję swoją robotę. Może nie spokojnie, bo spokojnej atmosfery u nas nie ma. Wiadomo, jest nerwowo. Ale przygotowuję się do sobotniego meczu, zdaję sobie sprawę, że na chwilę obecną zawodzimy. Prawda jest jednak taka, że nasze wyniki nie są adekwatne do tego, jak gramy. W ostatnich meczach prezentowaliśmy się naprawdę nieźle, piłkarsko wyglądało to dobrze, ale zawsze nam czegoś brakowało. Szczęścia, nieraz umiejętności piłkarskich. Zdarzał się głupie błędy. Musimy sobie z nimi radzić, zderzenie z pierwszą ligą jest dla nas bardzo trudne, ale nikt nie załamuje rąk. Wszyscy pracujemy, by się odbić. Wierzę, że niedługo pójdziemy w górę tabeli, choć na razie jesteśmy w małym przyklęku.
Górnik Zabrze i Zagłębie Lubin po spadku od razy się odbudowały. Z drugiej strony Górnik Łęczna i Ruch Chorzów radziły sobie znacznie gorzej. Termalika też zaczęła słabo. O co chodzi?
Realia pierwszej ligi i Ekstraklasy są zupełnie inne. Mamy zmieniony zespół względem tego, który grał w Ekstraklasie. Oczywiście, trzon – przede wszystkim polski – został, ale pożegnaliśmy wielu zawodników. W ich miejsce przyszło kilku młodych graczy, co wiąże się również z obowiązkiem gry młodzieżowca. To nie jest usprawiedliwienie, ale mówiąc na przykład o szybko odbudowującym się Górniku, chciałbym przypomnieć o początku sezonu w wykonaniu tego klubu na zapleczu. Też było mu trudno, też błąkał się w środku tabeli.
Zagłębie również miało trudny start.
To prawda. Pierwszej ligi trzeba się nauczyć. Zupełnie inaczej gra się w piłkę. Nie ma tyle miejsca co w Ekstraklasie, trzeba nastawić się na bardziej fizyczną grę. Jak widać, przestawianie idzie Termalice dość długo. Patrząc jednak na zaangażowanie moich zawodników na treningach, jestem przekonany, że niedługo odpalimy i ruszymy. Na razie jednak jesteśmy w dołku. A jak jest się w dołku, zapadają nerwowe decyzje i trzeba się z nimi liczyć, jak to w piłce.
Na pewno słyszał pan o doniesieniach sprzed tygodnia. Pojawiło się zdanie, że jeśli z Wigrami i Rakowem nie pójdzie, to zmiana trenera może być. Oba mecze przegraliście, więc jakie jest pana nastawienie do najbliższego starcia i jak reagują na to zawodnicy?
Piłkarze również zdają sobie sprawę, że zawodzą. To nie jest tak, że żyjemy w Matrixie. Myślę jednak, że tworzymy fajną grupę, która ma wspólny cel. A jak ja podchodzę do najbliższego spotkania? Przygotowuję się najlepiej jak potrafię, a na rzeczy, na które nie mam wpływu, już od dawna przestałem zwracać uwagę, przestałem się nimi przejmować.
Większość poprzednich trenerów odchodziła z Termaliki, nawet pomimo osiągnięcia przyzwoitych wyników. A panu dano szansę pomimo spadku. Czuje pan teraz pełne poparcie?
Czuję poparcie, bo rozmawiam z szefową praktycznie codziennie. Z szefem też spotykamy się raz na jakiś czas. Czuję poparcie kibiców, drużyny. Wiadomo jednak, że na końcu trenera bronią wyniki. Jeżeli ich nie będzie, może zrobić się ciężko. Ale na razie wiadomości o naszej śmierci są zdecydowanie przesadzone. Cały czas walczymy i wierzę, że wkrótce zameldujemy się w górnej części tabeli.
Jest pan zadowolony ze swojej kadry, czy przydałyby się panu wzmocnienia – teraz lub zimą?
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że w tych realiach – 21 meczów w rundzie, Puchar Polski – mamy zbyt wąską kadrę. Przeczyściliśmy zespół po spadku, odmłodziliśmy, ale to za mało. Od dłuższego czasu szukamy napastnika, jeszcze jednego młodzieżowca na skrzydło. Już teraz nie jest łatwo znaleźć dobrego zawodnika, ale zdajemy sobie sprawę, że stan posiadania jest niewystarczający. A przecież nie mam drugiej drużyny, tylko zespół juniorów. Trochę za mało. Rozglądamy się i szukamy pod kątem zimowego okienka, ale uważam, że na chwilę obecną przydałoby nam się jeszcze z dwóch zawodników.
W składzie Termaliki pozostało sporo nazwisk znanych z Ekstrakalsy. Czy jeśli zespół w Ekstraklasie radzi sobie słabo, to spadając ligę niżej – do bardzo specyficznej pierwszej ligi – tacy zawodnicy będą radzić sobie lepiej czy właśnie nie?
Teoria mówi, że tak być powinno. Zawodnicy ograni na ekstraklasowych boiskach powinni radzić sobie w pierwszej lidze. Życie pokazuje jednak, że nie zawsze. Wielu zawodnikom gra się zdecydowanie trudnej, ale to nie wytłumaczenie, lecz kwestia przestawienia się na inne tory. U nas są nazwiska, ale prawda jest taka, że te nazwiska spadły z Ekstraklasy. Trzeba zmienić sposób postrzegania gry w piłkę na poziomie pierwszej ligi, podejście do pewnych rzeczy i wtedy będzie dobrze. Cały czas nad tym pracujemy i jestem przekonany, że to niedługo odpali.
Jedni mogą powiedzieć, że grają u was doświadczeni zawodnicy, drudzy – tak jak pan – że spadkowicze z Ekstraklasy. I to drugie stwierdzenie wydaje się bardziej prawdziwe.
Trzeba się uderzyć w pierś. Skoro spadliśmy z Ekstraklasy, to byliśmy jedną z dwóch najsłabszych drużyn. Ostatnie sezony pokazują, że różnica między spadkowiczami z Ekstraklasy a czołówką pierwszej ligi nie jest wcale taka duża. Myślę, że z tego między innymi bierze się nasz problem. W ostatniej kolejce graliśmy z liderem. Raków to bardzo solidny zespół, układany od trzech lat. W tej lidze jest siedem-osiem drużyn, które mogłyby być na styku Ekstraklasy i pierwszej ligi. Dlatego uważam, że pierwsza liga jest bardzo ciekawa i gra w niej wiele dobrych zespołów.
Jak wygląda funkcjonowanie klubu? Pana możliwości względem Ekstraklasy zmniejszyły się, czy wszystko jest identyczne?
Mamy fajny stadion, dobrą nawierzchnię, boiska treningowe bardzo dobrej jakości. Wiele się nie zmieniło. Wiadomo, mamy mniejszy budżet i poruszamy się w trochę innych realiach. Nie stać nas na zgrupowania przedmeczowe u siebie, to było tylko w Ekstraklasie. Mimo wszystko, piłka nożna jest taka sama. Nadal gramy po jedenastu, nadal musimy strzelić jednego gola więcej niż przeciwnik. Nie ma co narzekać, że gramy w pierwszej lidze.
Po składzie, jaki wystawił pan z Rakowem, widać, że próbuje pan przestawić drużynę na bardziej siłowy sposób grania. Tacy zawodnicy jak Misak czy Stefanik to są piłkarze świetnie wyszkoleni, ale raczej delikatni. Stąd ich pobyt na ławce?
Stefanik borykał się ostatnio z urazem. Gdyby był w pełni sił, grałby od początku. Posiada duże umiejętności, robi różnicę. Misak wrócił do nas po wypożyczeniu, początkowo miał problemy ze zdrowiem, teraz powoli dochodzi do siebie, wchodzi z ławki. A warto podkreślić, że wchodząc, daje nam jakość. Prawda jest też taka, że tego typu zawodnikom – i Florinowi Purece– gra się bardzo trudno w pierwszej lidze. Tutaj nie ma czasu na obrócenie, przyjęcie, bo już doskakują przeciwnicy. Tego trzeba się nauczyć, do tego trzeba się przyzwyczaić.
Zostając w Termalice, pana celem był tylko i wyłącznie awans?
Postawiliśmy sobie jasny cel. Dzień po meczu z Piastem, albo nawet tego samego dnia. Celem jest powrót do Ekstraklasy i on się nie zmienia mimo tego, że po siedmiu meczach mamy pięć punktów. Sprawa jest otwarta, warunek jest jeden – trzeba zacząć wygrywać.
Co się dzieje z Jackiem Kiełbem? Mecz z Rakowem obejrzał z trybuny VIP.
Boryka się z problemami zdrowotnymi. Sprawy przeciążeniowe. Miał też specyficzny okres przygotowawczy. Kiedy większość zawodników odpoczywała, on trenował indywidualnie w Koronie, bo cały czas były jakieś zawirowania. Czyli nie miał odpoczynku, chwili na złapanie oddechu. Po ciężkim miesiącu pracy w czerwcu przyszedł do nas, trafił na okres przygotowawczy. To się skumulowało. Teraz dostał parę dni wolnego i myślę, że za chwilę będzie do naszej dyspozycji. I będzie to dyspozycja, z której go znam. W 2010 roku ściągałem go do Lecha Poznań i ten chłopak grał naprawdę świetnie w piłkę.
Nazwisko Kiełb w Niecieczy jako pierwsze padło z pana ust?
To nazwiska padało już wcześniej. Termalika przymierzała Jacka Kiełba dwa lata temu, w zeszłym roku. Teraz nadarzyła się okazja, wyraziliśmy aprobatę, bo to zawodnik, który robi różnicę. Liczę na jego powrót i umiejętności piłkarskie. Myślę, że w końcowej fazie sezonu tacy zawodnicy będą na wagę złota.
Latem dziwiliśmy się, że żaden klub z Ekstraklasy nie sięgnął po Kiełba.
Trudno mi powiedzieć dlaczego tak się stało, ale Jacek przyszedł do pierwszej ligi do zespołu, który jasno zadeklarował, że chce wrócić do Ekstraklasy. Ma blisko do domu – do Kielc jest niecałe sto kilometrów – więc myślę, że czuje się dobrze. Jego adaptacja w szatni przebiegła pomyślnie, to też było bardzo ważne.
Wracając do tematu pana posady. Wiemy, gdzie pan pracuje, jak tutaj bywało w przeszłości. Przejmuje się pan doniesieniami o nazwiskach innych trenerów?
Jestem doświadczonym trenerem. Kilka razy byłem zwalniany. W przeróżnych okolicznościach – po wygranych meczach, w przerwach pomiędzy rozgrywkami. Szczerze mówiąc – niewiele jest w stanie mnie zaskoczyć. Padają różne nazwiska. Trzeba się cieszyć, że posada trenera w Termalice jest posadą szanowaną, skoro wymienia się tylu trenerów. Ale podchodzę do tego ze spokojem.
Był pan w różnych sytuacjach, z różnych wychodził. Jaki ma pan pomysł na wyjście z kryzysu?
Od jakiegoś czasu staramy się wdrożyć pomysł, bo staramy się przestawić na piłkę pierwszoligową. Ale nie chcemy się na nią przestawić na takiej zasadzie, że zaczniemy grać defensywnie i fizycznie. Nie mamy piłkarzy do takiej gry. Nasi zawodnicy potrafią grać w piłkę, muszą przestawić się na inne tory myślenia, inny sposób gry i wtedy będzie dobrze. Chcemy dominować, posiadać piłkę, wtedy będzie dobrze.
Zmienił pan treningi lub odprawy pod kątem pierwszej ligi?
Wiele się nie zmieniło, może z wyjątkiem pewnych akcentów. Przychodziłem pod koniec lutego, po okresie przygotowawczym, musieliśmy odbudować zespół czy w inny sposób ruszyć motorycznie. W przypadku odpraw czy analiz nic nie uległo zmianie. Piłka jest uniwersalną dyscypliną, że te kwestie są podobne we wszystkich ligach, choć opakowanie jest inne.
Wysyła pan kogoś na obserwacje meczów najbliższego przeciwnika?
Oczywiście, zawsze. W pierwszej lidze są mniejsze możliwości niż w Ekstraklasie, nie złapaliśmy się jeszcze na żadną transmisję, ale mamy chłopaka od analiz, który jeździ, ogląda jednego-dwóch naszych najbliższych przeciwników. Trzymamy rękę na pulsie.
Fot. FotoPyk