Japończycy, jak wiadomo, to naród pracoholików. Co więcej, ta niezbyt zdrowa przypadłość dotyka nie tylko “zwykłych” ludzi, ale też japońskich piłkarzy, a najlepszym dowodem na to jest Keisuke Honda. Były piłkarz CSKA Moskwa i Milanu, choć jeszcze niedawno planował emeryturę, aktualnie zajmuje jakieś siedem etatów w różnych miejscach, czym bankowo ustanowił jakiś rekord. Jaki dokładnie? Tego akurat nie wiemy, ale jego zacięcie bez wątpienia może imponować.
Życie Hondy jeszcze kilka tygodni temu miało się znacznie uprościć. Japończyk jakiś czas temu zaplanował sobie, że po tegorocznym mundialu zakończy karierę i ostatecznie rozstanie się z piłkarską szatnią, by na dobre zająć się działalnością charytatywną. Honda w akcje pomocy innym angażuje się od kilku ładnych lat i już dawno wymyślił, że kiedy przestanie grać w piłkę, to wejdzie w temat na pełnej. A ponieważ jeszcze przed mistrzostwami wiedział, że meksykańska Pachuca, w której ostatnio występował, nie przedłuży z nim kontraktu, to swoją ostatnią futbolową misję miał wykonać właśnie podczas najważniejszej imprezy czterolecia. Wyszło mu zresztą nie najgorzej, bo z drużyną narodową pożegnał się w całkiem ładnym stylu. W końcu Japończycy na mistrzostwach doszli do 1/8 finału, a Honda, choć łącznie na boisku spędził tylko 47 minut, zdołał zaliczyć asystę w meczu z Kolumbią i strzelić bramkę Senegalowi.
Ostatnim aktem spektaklu z Hondą w roli głównej był przegrany 2:3 mecz z Belgią i późniejsza konferencja prasowa, w trakcie której piłkarz zakomunikował to, co było nieuniknione. – Nadszedł czas, by podsumować moją karierę międzynarodową. Jestem szczęśliwy, ponieważ mamy mnóstwo dobrych i młodych zawodników. Teraz nadeszła ich kolej, by pisać historię japońskiej piłki.
Życie w tym przypadku było jednak mocno przewrotne, a Honda emeryturą cieszył się wyjątkowo krótko. Mało tego, o ile wcześniej zajmował się tylko graniem w piłkę, o tyle teraz lista jego obowiązków wydłużyła się aż kilkukrotnie.
Całe zamieszanie zaczęło się od zaskakującej propozycji z Melbourne Victory, gdzie w Japończyku dostrzegli materiał na największą gwiazdę klubu. Przedstawiona oferta była na tyle atrakcyjna, że Honda nie musiał zbyt długo zastanawiać się nad jej przyjęciem. O ile jednak namówienie go do podjęcia tego typu aktywności wygląda na dość naturalne, to kolejne oferty pracy, na które dał się skusić wyglądają zaskakujący. Kilka dni temu Japończyk został bowiem menedżerem i konsultantem sztabu trenerskiego piłkarskiej reprezentacji Kambodży, kraju z samego końca rankingu FIFA, której na dodatek pomagać będzie zupełnie za darmo.
Kontrakt, który łączy Hondę z kambodżańską federacją piłkarską, obowiązuje do 2023 roku i wykreował sytuację, która w futbolu nigdy wcześniej nie miała miejsca. Współodpowiedzialnym za wyniki konkretnej drużyny jest bowiem gość, który na co dzień aktywnie gra w piłkę na… innym kontynencie, a od reprezentacji, którą nadzoruje, oddziela go ocean. To może działać na wyobraźnię, ale nie zapominajmy, że drużyna narodowa Kambodży mimo wszystko ma niewiele wspólnego z piłką nożną w profesjonalnym wydaniu. Honda przede wszystkim ma robić tam za autorytet, motywować niespecjalnie lotnych miejscowych zawodników do jak najlepszej gry i promować futbol w regionie. Dowodzić będzie głównie zdalnie, kontaktując się z resztą sztabu za pomocą komunikatorów internetowych. Wszystko dlatego, że w Melbourne nie mieli nic przeciwko jego nowej pracy, ale tylko pod warunkiem, że w ciagu całego sezonu nie opuści ani jednego meczu.
Dlaczego w ogóle Kambodża zdecydowała się właśnie na Hondę, a Honda na Kambodżę? Odpowiedzi należy szukać właśnie w działalności dobroczynnej piłkarza, który od kilku lat na różne sposoby pomaga w tym właśnie kraju. W 2016 roku Japończyk otworzył w Phnom Penh, stolicy Kambodży, sygnowaną swoim nazwiskiem akademię piłkarską, na bazie której po kilku miesiącach powstał klub Sotillo Angkor. W obu tych projektach Honda działa zresztą bardzo aktywnie, pełniąc rolę prezesa. No a jednocześnie cały czas bawi się w akcje charytatywne, które jego fundacja organizuje pod niemal każdą szerokością geograficzną. Niewykluczone więc, że zawodnik Melbourne Victory, czyli piłkarz, trener, menedżer, filantrop i prezes trzech różnych instytucji, jest najbardziej zarobionym człowiekiem w futbolowej przestrzeni. I na swój sposób jest to godne podziwu.
Fot. Newspix.pl