Oblicze współczesnego futbolu wykracza daleko poza sportowe ramy. Żadną tajemnicą nie jest bowiem, że coraz większą rolę odgrywają w nim względy marketingowe i ekonomiczne, które determinują wybory oraz określają kształt karier zawodników. Analizując poszczególne ruchy łatwo dojść do wniosku, że boiskowa rywalizacja, choć cały czas jest i pewnie nadal będzie główną częścią składową futbolu, stopniowo przesuwa się trochę w bok, by zrobić miejsce dla pozostałych czynników, budujących piłkarski świat. Przykładów nie trzeba zresztą szukać daleko, bo transfer Cristiano Ronaldo do Juventusu to idealna definicja nowego podejścia. Definicja sformułowana według wytycznych prawa podatkowego, która pisać zaczęła się już kilkanaście lat temu.
Teoria ekonomii tylko pozornie nie ma absolutnie nic wspólnego z piłką nożną. W rzeczywistości te dwa skrajne światy bardzo mocno się przenikają, a początkiem tego procesu było wprowadzenie w 1995 roku prawa Bosmana, które potwierdziło, że unijna zasada wolnego przepływu osób, obowiązuje także w futbolu. To właśnie wtedy piłkarski świat na dobre opanował „proces migracyjny”, który postępował z każdym kolejnym rokiem. Wtedy też, o czym w pracy Taxation and migration of international superstars: evidence from the European footbal market piszą ekonomiści Henrika Kleven, Camille Landais i Emmanuala Saez, zaczęto zauważać, że łagodniejsze prawo podatkowe sprzyja ściąganiu zagranicznych piłkarzy i utrzymaniu u siebie największych rodzimych gwiazd.
Analogicznie do tego, zaostrzenie reżimu podatkowego powodowało szybki odpływ najlepszych zawodników z poszczególnych lig. Z taką sytuacją musieli mierzyć się chociażby Włosi, gdy w 2011 roku gabinet Silvio Berluscioniego, szukając sposobów na wyciągnięcie kraju z kryzysu gospodarczego, planował nałożyć na gwiazdy sportu dodatkowe obciążenia podatkowe. Tak zwany „podatek solidarnościowy” zakładał podniesie stawki podatku dochodowego o 10% w przypadku dochodu powyżej 90 tysięcy euro rocznie i o 20% dla sportowców, którzy deklarowali przychody przekraczające 150 tysięcy euro. Podniesienie stawek doprowadziło do odpływu wielu świetnie opłacanych piłkarzy z Serie A i mocno zdegradowało sportowy potencjał ligi.
Siłą przeciwstawną dla zmian we włoskim prawie podatkowym wprowadzonych przez Berlusconiego przez długi czas były były regulacje obowiązujące w Hiszpanii. W najnowszej historii piłki nie ma lepszego przykładu na to, jak dzięki zmianom w odpowiednich zapisach można w krótkim czasie zbudować najsilniejszą ligę świata. Ligę, która czołowych piłkarzy przyciągać będzie nie tylko najwyższym poziomem, ale też gwarancją, że z ich konta znikać zdecydowanie mniej pieniędzy niż miałoby to miejsce w innych krajach. Dlatego, jeśli ktoś myśli, że Cristiano Ronaldo w 2009 roku zdecydował się na transfer do Realu Madryt wyłącznie ze względów ambicjonalnych i sportowych, powinien jak najszybciej pozbyć się tego przekonania. Dla Portugalczyka równie ważny był fakt, że w tamtym okresie angielski rząd próbował przeforsować podniesienie stawki podatku dochodowego z 40 do 50%, podczas gdy w Hiszpanii wynosiła ona wówczas zaledwie 24%.
Zmiany, które w hiszpańskim prawie podatkowym dokonywały się stopniowo od 2003 roku, do annałów przeszły jako prawo Beckhama. Zniżkę podatkową w odpowiednich gabinetach dzięki swoim licznym koneksjom wydeptał Florentino Perez. Jego podchody sprowadzały się do tego, by Anglik, na którego zagiął parol, dostał gwarancję, że w Hiszpanii nie będzie musiał oddawać państwu zbyt wiele pieniędzy. To właśnie dzięki agitacji prezydenta Realu Madryt na gwiazdy sportu nałożono zaledwie 24% stawkę podatkową, czyli dokładnie o połowę mniejszą od wcześniej obowiązującej. W porównaniu do innych krajów z najsilniejszymi ligami była to po prostu przepaść.
Obowiązujący w Hiszpanii niski podatek bardzo szybko stał się wabikiem na innych czołowych piłkarzy Europy. Dość powiedzieć, że w okresie od wprowadzenia prawa Bosmana do ustanowienia prawa Beckhama, gdy stawki podatkowe we Włoszech i w Hiszpanii były niemal równe, liczba zagranicznych zawodników w La Liga i Serie A rosła w takim samym tempie. Kiedy jednak Hiszpanie zmienili regulacje, robiąc ze swojego kraju niemal raj podatkowy dla piłkarzy, krzywe wzrostu natychmiast się rozeszły. W Serie A przyrost liczby obcokrajowców ani trochę nie przyśpieszył. W La Liga wystrzelił w górę aż o 50%.
Zmiana proporcji wkrótce pozwoliła Hiszpanom zdystansować pozostałe ligi. Napływ najlepszych zawodników przyczynił się do podniesienia poziomu sportowego La Liga, czego najlepszym dowodem są rozstrzygnięcia w Lidze Mistrzów i Lidze Europy w ciągu ostatniej dekady. W tych pierwszych rozgrywkach hiszpańskie kluby triumfowały siedmiokrotnie, w drugich najlepsze okazywały się sześć razy.
Z pięknego podatkowego snu Hiszpanów wyrwał dopiero kryzys ekonomiczny, który w 2008 roku rozhulał się właściwie po całym świecie. Załamanie gospodarcze, które na półwyspie Iberyjskim bardzo mocno dało o sobie znać, wymusiło wprowadzenie kolejnych zmian, tym razem dużo bardziej restrykcyjnych. Ustawodawcy w pierwszej kolejności wzięli się oczywiście za mających się jak pączki w maśle sportowców i już w 2010 roku znacząco ograniczyli możliwość korzystania z prawa Beckhama.
Aby zwiększyć wpływy do budżetu państwa, postanowiono, że z ulgi gwarantowanej zapisem będą mogli korzystać jedynie ci z nowo pozyskiwanych piłkarze, którzy już wcześniej występowali na poziomie La Liga, a ich roczne zarobki przekraczają 600 tysięcy euro. Jednocześnie zawodnicy, którzy do ligi hiszpańskiej przeszli przed zmianami w ustawie, zachowali pełnię dotychczasowych przywilejów. A to oznaczało, że hiszpańskiemu fiskusowi wymknęła się najgrubsza ze wszystkich ryb – Cristiano Ronaldo. Portugalczyk i reszta najlepiej opłacanych zawodników z preferencyjnych przepisów cieszyli się jednak tylko do 2015 roku. Wtedy bowiem hiszpański rząd uznał, że dość już tego dobrego i całkowicie anulował prawo Beckhama. Nowa stawka podatku dochodowego poszybowała aż do poziomu 47%. Rok później zmniejszono ją do 45%.
Powrót do dawnych stawek podatkowych nie doprowadził jednak do exodusu najlepszych zawodników. Powód był oczywiście prosty – w innych czołowych ligach piłkarze musieliby płacić bardzo zbliżone podatki. Sytuacja diametralnie zmieniła się jednak w zeszłym roku, gdy we Włoszech prawo podatkowe zreformowano w wyjątkowo zaskakujący sposób. Nowa ustawa budżetowa wprowadziła bowiem podatek liniowy dla najbogatszych cudzoziemców, którzy za swoją rezydencję podatkową wskazali właśnie Włochy. Przyjęty dokument przewiduje, że najbardziej majętni obcokrajowcy, którzy przed wprowadzeniem nowej regulacji nie mieszkali we Włoszech co najmniej 10 lat, odprowadzają do urzędu skarbowego zaledwie 100 tysięcy euro od całego przychodu, dzięki czemu są zwolnieni z płacenia podatków w kraju swojego pochodzenia, a włoski fiskus nie wnika w źródło ani wysokość jego dochodów. – Nowe prawo podatkowe ułatwia wprowadzenie na rynek włoski dużych kwot, a jednocześnie pozwala płacić bardzo niskie stawki od dochodów uzyskiwanych za granicą. Wiele korzyści przyniesie już w krótkiej perspektywie, ale docelowo chodzi o to, aby zwiększyć zwiększyć przychody „ściągane” z najbogatszych ludzi, którzy powinni teraz masowo przenosić się do Włoch. To ma wzmocnić naszą gospodarkę, biznes i giełdę – tłumaczy w rozmowie z Weszło Alessandro Greco, włoski prawnik i agent piłkarski.
Skalę zmian, które wprowadzili Włosi, najlepiej obrazuje porównanie nowych przepisów ze starymi. Przed zatwierdzeniem aktualnych regulacji obcokrajowcy zarabiający ponad 75 tys. euro rocznie, oddawali państwu aż 43% swoich dochodów. Obecna stawka, do której dodatkowo należy doliczyć 25 tysięcy za każdego członka rodziny, to przy poprzedniej po prostu drobne. Ustalając bardzo preferencyjne warunki, włoski rząd miał nadzieję, że w ten sposób ściągnie do kraju około 150 miliarderów (głównie ze Szwajcarii, Wielkiej Brytanii i Rosji), którzy przeniosą na półwysep Apeniński przynajmniej część swoich inwestycji. Nikt nie zakładał jednak, że z ulga odegra także ważną rolę w transferze Cristiano Ronaldo. – Włoska piłka nożna miała ostatnio zły okres, między innymi ze względu na surowe prawo podatkowe. Teraz to powinno się jednak zmienić na wzór tego, co swego czasu działo się w Hiszpanii, gdzie niskie podatki przyciągnęły wielu świetnych piłkarzy. Nowe prawo podatkowe pomoże włoskiej piłce nożnej przyciągnąć znacznie więcej najlepszych graczy – twierdzi Greco.
Czy zatem możliwe jest, aby włoska piłka klubowa już wkrótce doszlusowała poziomem do hiszpańskiej? Teoria, która jeszcze niedawno wydawał się mocno abstrakcyjna, teraz nabiera realnych kształtów. Skoro włoscy rezydenci podatkowi są praktycznie zwolnieni od płacenia podatku dochodowego, to nie można wykluczyć, że przenosi CR7 do Juventusu dadzą początek nowej fali migracyjnej, która wkrótce tylko przybierze na sile. Aby tak się jednak stało, Włosi muszą wykonać jeszcze kawał tytanicznej pracy. – Aktualnie włoski rynek piłkarski jest wciąż jest mniej atrakcyjny od innych, ale staramy się to zmienić. Mamy nadzieję, że akcje takie jak ta z Ronaldo bardzo w tym pomogą. Żeby to jednak było możliwe, nie wystarczy sama zmiana przepisów podatkowych. Musimy zmienić całą politykę dotyczącą sportu. Przykładowo, choć sezon powinien wystartować lada chwila, cały czas nie znamy terminarza rozgrywek Serie B i Serie C. Nie jest to dobra reklama dla ludzi, którzy zastanawiają się, czy zainwestować w piłkę – ocenia Greco.
Jego słowa swoje potwierdzenie znajdują też w niektórych działaniach włoskiego rządu. Znaczące obniżenie stawki podatkowej dla bogatych cudzoziemców zostało zatwierdzone w parze z tak zwanym “dekretem godności”, który zawiera zakaz reklamowani gier hazardowych i zakładów bukmacherskich. Sytuacja jest o tyle problematyczna, że aktualnie aż 11 z 20 klubów Seria A ma ważne umowy sponsorskie z bukmacherami, a jedna z takich firm w zeszłym bezskutecznie roku próbowała zakręcić się wokół reprezentacji Włoch. – Celem tego przepisu jest przekazanie ważnego przesłania pojedynczym ludziom i całym rodzinom oraz zwrócenie uwagi na problem uzależnienia od hazardu. We Włoszech to teraz nowa choroba, ale nie sądzę, że ten zakaz przyniesie ogromne korzyści. To ogromna strata pieniędzy, nie tylko dla włoskiej piłki nożnej, ale także ogólnie dla włoskiego sportu. Mówimy o stracie liczonej w setkach milionów euro – mówi Greco.
Poza atrakcyjną stawką podatkową Włosi cały czas mają więc do zaoferowania mniej niż Hiszpanie czy Anglicy. Ciężko zresztą przypuszczać, że Ronaldo, poszukując nowego klubu, gruntownie przyglądał się podatkowej mapie Europy i celował w kraj z najniższymi podatkami, choć z drugiej strony, ktoś o takich dochodach na pewno umie liczyć pieniądze i bez wątpienia kalkuluje, który wariant jest dla niego najbardziej opłacalny. A w tym przypadku Włochy w porównaniu z Hiszpanią, Francją czy Anglią są po prostu rajem na ziemi. Aby to dobrze zobrazować, wystarczy posłużyć się danymi Forbesa, który obliczył, że tylko w ubiegłym roku Portugalczyk na umowach sponsorskich zarobił aż 47 milionów euro. Hiszpański fiskus zabrałby mu z tej kwoty aż 21,150 miliona, włoski podliczy go na zaledwie 100 tysięcy euro. CR7 w Turynie przyniesie więc do domu aż 21 milionów euro więcej, co nawet dla niego jest kolosalną kwotą.
Alessandro Greco celnie zauważa jednak, że siłą transferu Portugalczyka do Juve jest przede wszystkim to, że tak naprawdę wszyscy na nim zarabiają, co niekoniecznie musi znaleźć swoje potwierdzenie w przypadku innych zawodników. – Ta operacja sprawia, że realne korzyści odnosi od razu kilka podmiotów. Juventus dostaje doskonałego zawodnika, Serie A marketingowego kopa, a Ronaldo wciąż może rywalizować o najwyższe cele i ścigać się z Leo Messim. Nie sądzę, aby podatki były dla niego jedyną motywacją do transferu. Ten aspekt bez wątpienia był ważny, ale mimo wszystko uważam, że nie miał decydującego znaczenia. Juventus od wielu lat jest jednym z najlepszych zespołów w Europie z doskonałym planem na przyszłość. CR7 ma pomóc turyńczykom w postawieniu ostatniego kroku, jakim będzie wygranie Ligi Mistrzów. Rywalizacja nadal pozostaje dla Ronaldo największym wyzwaniem.
O ile więc nikt nie powinien mieć wątpliwości, że czynnik sportowy faktycznie odegrał bardzo ważną rolę w procesie decyzyjnym, który zachodził w głowie CR7, to aspektu finansowego też nie można lekceważyć. Ronaldo to bowiem chodząca maszynka do zarabiania pieniędzy, a jego dochody z kontraktów sponsorskich rosną w iście szalonym tempie. Pod tym względem rok 2017 był dla niego lepszy aż o 34% od 2016, a wszystkie analizy wskazują, że w bieżącym będzie jeszcze lepiej. Za dowód niech posłuży opinia specjalistów od wizerunku, którzy zgodnie twierdzą, że brand „CR7” ma realne szanse, by w przyszłości osiągnąć status zbliżony do tego, którym cieszy się marka „Jordan”. A to w zasadzie mówi samo za siebie.
W całej historii z transferem CR7 do Juve, którego nieodłączne tło stanowią podatki, nie można jednak zapomnieć o jeszcze jednym istotnym aspekcie, czyli o poważnych kłopotach Portugalczyka z hiszpańskim fiskusem. Ten problem jest zresztą ściśle związany z prawem podatkowym, a ściślej mówiąc – z ulgami, gwarantowanymi do 2015 roku przez prawo Beckhama, na mocy którego osoby bez statusu rezydenta podatkowego, jak właśnie Ronaldo, nie musiały rozliczać się z pieniędzy uzyskiwanych poza granicami kraju. CR7 i jego doradcy finansowi byli święcie przekonani, że taki układ nie wymaga rozliczania dochodów przechodzących przez firmy zlokalizowane w Irlandii i na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, a co za tym idzie – są one w stu procentach czyste.
Niestety, hiszpańskie prawo podatkowe w tej kwestii okazało się bezwzględne, bo zmiany wprowadzone po cofnięciu prawa Beckhama, nałożyły obowiązek wnoszenia stosownej opłaty od bezwzględnie wszystkich dochodów. Tymczasem Ronaldo, jak wynika z materiałów opublikowanych przez Wikileaks, swoje zagraniczne przychody chował głęboko w kieszeni, nie deklarując ich w żadnym zeznaniu i sądząc, że postępuje zgodnie z literą prawa. Kiedy więc hiszpański fiskus zaczął koło niego węszyć, CR7 nie miał bladego pojęcia o co chodzi. Koniec końców okazało się jednak, że jest oszustem podatkowym i choć nigdy nie przyznał się do winy, to prawie 19 milionów euro kary i tak musiał zapłacić.
We Włoszech Ronaldo spotka się z zupełnie inną sytuacją i będzie mógł być spokojny o każdy ze spływających na jego konto milionów. Lepszego lądowania po ostatnich przebojach finansowych w Hiszpanii nie mógł sobie wymarzyć. W dodatku będzie miał całkiem przyjemne towarzystwo, bo z nowych przepisów wprowadzonych przez włoski rząd zamierzają skorzystać między innymi Sting, George Clooney czy rosyjski “król wódki” Rustam Ariko. Najbliższe sezony pokażą, czy na szlak wytyczony tego lata przez Portugalczyka wejdą też inne gwiazdy piłki. Na dziś chyba nie ma sensu wyrokować, ale jeśli faktycznie tak się stanie, to wkrótce możemy być świadkami zmiany układu sił w europejskiej piłce.
Fot. Newspix.pl