Jagiellonia Białystok zaskakuje w europejskich pucharach, Ireneusz Mamrot radzi sobie z pocałunkiem śmierci w Ekstraklasie. Ten sezon nie mógł się dla białostoczan rozpocząć lepiej. Dziś mają okazję, by dopisać kolejną chwalebną kartę w swoich dziejach, choć faworytami zdecydowanie nie są.
Jagiellonia tak naprawdę otworzyła nowy rozdział, gdy wyeliminowała portugalskie Rio Ave. Kto wie, czy to nie będzie kamień milowy jej rozwoju. Niejako efekt kuli śnieżnej, która ześle na nią kolejne mniejsze i większe sukcesy. Dziś już nie mamy wątpliwości, że to pełnoprawny kandydat do mistrzostwa Polski. Na ten moment druga drużyna w kraju, za Legią, a przed Lechem.
Oczywiście, nie ma sensu już teraz wynosić jej na piedestał. Sezon jest długi, ale trudno przejść obojętnie obok tego, jak weszła w sezon. Liga ligą, ale Jagiellonia przede wszystkim przełamała swoją pucharową klątwę. Albo inaczej – pucharowe niespełnienie. Białostoczanie swoje w pucharach wycierpieli. Oj, często były to bolesne przygody. Oprócz dwumeczu z Irtyszem Pawłodar, brakowało typowych eurowpierdoli (tutaj zadziałała zasada: eurowpierdoli nie notuje tylko ten, kto nie gra w europejskich pucharach). Jeżeli chodzi o pozostałe rywalizacje, Jagiellonia musiała uznać wyższość wyżej notowanych rywali.
Aris Saloniki. Omonia Nikozja. Qabala. Jakkolwiek spojrzeć, nie są to europejskie potęgi, ale umówmy się – Jagiellonia w żadnym z tych dwumeczów nie odgrywała roli faworyta. A jednak w każdym dwumeczu potrafiła nastraszyć rywala, jej rywalizacje zawierały obiecujące elementy.
Brakowało postawienia kropki nad „i”. Czegoś, czego dokonano w rywalizacji z Rio Ave. Najpierw 1:0 u siebie po dość specyficznym spotkaniu, w którym motorem napędowym „Jagi” wydawały się warunki atmosferyczne, czego dowodem jedyny strzelony gol przy znacznej pomocy mokrej murawy. No a potem iście popieprzony rewanż, w którym zabrakło chyba tylko, żeby jeden z Portugalczyków zabrał piłkę, twierdząc, że mama woła go na obiad i trzeba kończyć. Serio, oglądając to spotkanie, momentami czuliśmy się jak na podwórku. Co prawda nikt nie usiadł na piłce (dzięki czemu nie zrobiło się jajo), ale gra była dość beztroska. Owocem cztery bramki zdobyte przez każdą ze stron i awans Jagiellonii.
Awansem można się zachwycać, nie sposób go nie doceniać, ale trzeba pamiętać o tradycyjnym wrzuceniu kamyczka do ogródka. Niestety, ale w defensywie drużyny Mamrota oglądaliśmy bardziej coś w stylu ura bura ciocia Agata Wojciecha Łazarka, aniżeli perfekcyjnie funkcjonującego bloku obronnego. Niech dziś „Jaga” stworzy monolit jak – nie przymierzając – Lech we Wrocławiu, którego obrońcy grali na linijkę, i będzie dobrze. Bo naprawdę, nie może być tak, że Genk Gent będzie wchodzić w jej defensywę jak w masło. Belgowie to zespół, który jest mocny przede wszystkim z przodu, co przyznawał zresztą trener Mamrot na łamach „Przeglądu Sportowego”. – Gent to zespół bardzo mocny w ofensywie. Nie mówię, że z defensywą Belgów jest źle, ale siła tej drużyny to ofensywa – skrzydła, pomocnicy, bardzo mocny środek pola. To ekipa zdecydowanie bardziej stabilna niż Rio Ave.
Jak widać, nie ma co igrać z losem, bo to najpewniej skończy się tragicznie.
KAA Gent faworytem w Białymstoku. W TOTOLOTEK.PL kurs na zwycięstwo Belgów to 2,45
Jaką Jagiellonię chcemy dziś obejrzeć? Grającą bez skrępowania. Świadomą klasy rywala, ale również swoich atutów. W poprzedniej rundzie wylosowała najtrudniejszego przeciwnika, a jednak dała radę. Teraz niech po prostu nie zbacza z obranego kursu. Tylko tyle i aż tyle.
Po rewanżu z Rio Ave napisaliśmy, że nawet gdyby w tym sezonie miało nas już nic miłego w wykonaniu Jagiellonii nie czekać, i tak będzie mogła schodzić ze sceny z podniesioną głową. To są fakty, ale kurde – skoro już zaszła do następnej rundy, niech jeszcze postawi się co najmniej jednemu rywalowi. A nuż uda się sprawić niespodziankę, a nuż uda się – po raz kolejny – rozhulać cały Białystok. Sprawić, że to miasto zapamięta swoich piłkarzy na długie lata.
Jagiellonio, nikt nie oczekuje od ciebie cudów, ale spróbuj! Gent wydaje się silniejszy niż Rio Ave, ale od czego jest futbol? Właśnie od pisania pięknych historii. Oby takie zostały zapisane dziś i za tydzień w Belgii.
Fot. FotoPyk