– Jedną kwestię musimy ustalić raz na zawsze – na polskim rynku są dwie grupy trenerów: tymczasowi, którzy wiedzą, że takimi są, oraz wszyscy pozostali, którzy nie zdają sobie z tego sprawy. Ja mam szczęście i świadomość, że znajduję się w pierwszej grupie. Odwagi nigdy mi nie brakowało, ale nie spodziewam się propozycji samodzielnej pracy z zespołem – przyznaje Aleksandar Vuković, który poprowadzi dziś Legię w starciu z Lechią w roli pierwszego trenera. Zapraszamy na przegląd prasy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
“Przegląd Sportowy” wita nas relacjami z piątkowych meczów Ekstraklasy. Odpuszczamy, nie ma co przypominać sobie tych paździerzy. Dalej zapowiedź meczu Legii, z której możemy się dowiedzieć, że rewolucji nie będzie.
Przydałaby się stabilizacja – wzdychał w piątek na konferencji pomocnik Legii Sebastian Szymański. Dziś na trenerskiej ławce po raz drugi w roli pierwszego szkoleniowca usiądzie Aleksandar Vuković, który czeka na następce zwolnionego w środę Deana Klafuricia. Będzie to debiut Serba przy Łazienkowskiej – kiedy wcześniej prowadził Legię (wrzesień 2016) drużyna zremisowała 0:0 w Krakowie z Wisłą.
Rozmówka z samym zainteresowanym, Aleksandarem Vukoviciem.
Drugi raz zostaje pan pierwszym trenerem Legii. We wrześniu 2016 roku zastąpił pan Besnika Hasiego, a potem obowiązki przejął Jacek Magiera. Czym się różni obecna praca od poprzedniej?
Podchodzę do tego zadania z dużo większym spokojem. Od tamtego czasu minęły prawie dwa lata, a mam wrażenie, jakbym już 18 lat pracował w klubie jako asystent, a nie niecałe trzy. Dziś jestem spokojniejszy i mam większe doświadczenie. Zrobię wszystko, by zespół funkcjonował dobrze i wygrał z Lechią. Jedną kwestię musimy ustalić raz na zawsze – na polskim rynku są dwie grupy trenerów: tymczasowi, którzy wiedzą, że takimi są, oraz wszyscy pozostali, którzy nie zdają sobie z tego sprawy. Ja mam szczęście i świadomość, że znajduję się w pierwszej grupie. Odwagi nigdy mi nie brakowało, ale nie spodziewam się propozycji samodzielnej pracy z zespołem.
Dzięki hat-trickowi z Szachtiorem Soligorsk Christian Gytkjaer stał się najlepszym strzelcem Lecha w europejskich pucharach w historii.
Dołączył do zespołu z Poznania latem ubiegłego roku, ale ten krótki okres wystarczył, by zdobyć najwięcej bramek w 40-letniej historii występów klubu w Europie. Dzięki trzem golom w ostatnim meczu wyprzedził takich piłkarzy jak Robert Lewandowski, Manuel Arboleda, Hernan Rengifo i Sławomir Peszko. Gytkjaer w ośmiu występach strzelił siedem goli, a wyżej wymienieni mieli po sześć trafień. Pobił rekord, trafiając seriami w zaledwie trzech meczach: po dwie bramki z Utrechtem i Gandzasarem, a ostatnie trzy w czwartek z Szachtiorem. Dwa z trzech goli z Białorusinami strzelił w dogrywce, wykorzystując dokładne podania Joao Amarala.
Białostoczanie ustalili ze Spartakiem Subotica warunki transferu Mile Savkovicia.
Serb ma kosztować wicemistrzów Polski 250 tys. euro. Przyszły nabytek Jagiellonii to 25-letni skrzydłowy. W przeszłości był młodzieżowym reprezentantem Serbii. Od 2016 roku gra w klubie z Suboticy. W poprzednim sezonie należał do najlepszych zawodników serbskiej ekstraklasy. Strzelił 11 goli i miał 8 asyst w 32 występach. Obecny sezon też zaczął dobrze. W dwóch ligowych spotkaniach zdobył dwie bramki. Nieźle spisywał się też w eliminacjach Ligi Europy w barwach Spartaka.
Dopiero takie mecze jak z Lechem dadzą odpowiedź, czy przybysz z Iranu to kandydat na prawdziwą gwiazdę ligi.
Śląsk sprowadził Farshada Ahmadzadeha z myślą, że będzie mógł tego piłkarza szybko sprzedać. Niedzielny mecz z poznaniakami będzie dla Irańczyka pierwszą naprawdę poważną weryfikacją. „Prince of Persia” zebrał za występy z Cracovią i Lechią pozytywne recenzje, ale to jednak rywale z niższej półki. – Jeśli chodzi o jego sposób rozumienia gry, to jest zawodnik takiego kalibru jak Ryota Morioka. Tylko my musimy z niego ten potencjał wydobyć – mówi o Ahmadzadehu drugi trener.
Test dojrzałości Dawida Korta.
Jeśli któregoś z młodych zawodników Pogoni typowano w ostatnich latach do pobicia klubowego rekordu transferowego przy zmianie klubu na lepszy, zagraniczny, raczej był to Dawid Kort, a nie Jakub Piotrowski. Rzeczywistość jest taka, że 21-letni Piotrowski zalicza już pierwsze mecze w barwach belgijskiego Genku, który kupił go za dwa miliony euro, a o dwa lata starszy Kort próbuje stanąć na nogi w Wiśle Kraków.
Zabrzanie odpadli w koszmarnym stylu, ale w klubie nie żałują gry w eliminacjach LE.
Z przykrością oglądało się w czwartek w Myjavie starcie ekipy Marcina Brosza z AS Trenczyn. – Rywale byli od nas lepsi pod względem fizycznym, taktycznym oraz mentalnym – przyznał szczerze Igor Angulo, który strzelił w tym meczu pierwszego samobója w karierze. (…). – Mimo że w czwartek Trenczyn był lepszy od nas w każdym elemencie gry, warto było wystąpić w europejskich pucharach. Klub czekał na to bardzo długo. Dwumecz z Trenczynem pokazał, że jeśli chcemy osiągnąć lepsze wyniki w tych rozgrywkach, musimy jeszcze mocniej pracować. To była bardzo ważna lekcja dla naszych młodych piłkarzy – podsumował występ Górnika w Europie trener Marcin Brosz.
Jeżeli chodzi o tematy zagraniczne – PSG gra z Monaco o Superpuchar Francji w chińskim Shenzhen.
Kamil Glik może zagrać przeciwko Neymarowi. Polski obrońca może lekko osłodzić sobie klapę na mundialu. Właśnie zaczyna klubowy sezon w AS Monaco, a jego zespół w sobotę (godz. 14 czasu polskiego) zmierzy się z Paris Saint-Germain. Glik doszedł już do formy po mistrzostwach świata i do zdrowia po wcześniejszej kontuzji barku. W dwóch ostatnich sparingach Monaco grał od początku.
Arturo Vidal opuścił zgrupowanie Bayernu, by podpisać kontrakt z Barceloną. Ma kosztować około 20 mln euro. Ten transfer podsyci rywalizację z Królewskimi.
Potrzebujemy pomocnika, który ułatwiłby nam kreowanie gry – zadeklarował w USA Ernesto Valverde. Trener Barcelony zwykle jest oszczędny w słowach, jednak teraz wysłał jasny sygnał w kierunku władz klubu. Szefowie szybko spełnili jego żądania. Katalończycy dopięli transfer Arturo Vidala. Dzięki temu liczba Vidali w Barcelonie będzie się zgadzać. Arturo zastąpi Aleixa, który za 9 milionów euro trafi do Sevilli.
Swoje cotygodniowe felietony zamieścili Tomasz Włodarczyk, Krzysztof Stanowski i Mateusz Borek.
Włodarczyk o Jagiellonii.
Z jednej strony silnoręki Kulesza, z drugiej jedną z najważniejszych ról w klubie odgrywa kobieta – popularna Aga Jaga, czyli Agnieszka Syczewska. To sytuacja nader niespotykana w środowisku piłkarskim, w którym słabsza płeć ma wciąż bardzo ograniczone wpływy. Pani dyrektor nie robi za ładną pacynkę do zabawiania gości na salonach, ma wielkie przełożenie na codzienne funkcjonowanie drużyny. Burzy stereotypy. Czuje futbol.
Stanowski.
Kiedy upadły negocjacje Legii Warszawa z Wisłą Płock w sprawie przejęcia trenera Jerzego Brzęczka, napisałem pół żartem, ale też jak najbardziej pół serio, że dzięki fiasku rozmów Brzęczek… ma szansę zakończyć sezon 2018/19 jako trener, który doprowadził zespół z Łazienkowskiej do mistrzostwa. Gdyby pracę dostał w czerwcu, to zostałby zwolniony w sierpniu albo wrześniu, a tak pojawiła się szansa, że w sierpniu albo wrześniu to właśnie jego zatrudnią i szczęśliwie dociągnie do mety.
Borek.
Większość ekspertów zdecydowanie twierdziła, że Jagiellonia trafiła na najmocniejszego rywala. I gracze Rio Ave w pierwszym meczu potwierdzili, że są ulepieni z innej gliny, bo piłkę dotykają zupełnie inaczej niż nasi zawodnicy. A jednak zespół z Białegostoku dał radę. Po niesamowitym spotkaniu wpisał się w historię naszych pięknych występów w europejskich pucharach. Wspominamy zwycięstwo Legii nad Sportingiem, jednak pierwszy raz strzeliliśmy tyle goli Portugalczykom w dwumeczu i awansowaliśmy. A przez lata personalnie grały z nimi już nasze lepsze drużyny.
GAZETA WYBORCZA
“Legia szuka fanów na ulicach”.
„Na patelni w centrum hostessy wciskają bilety na Legię. Jest aż tak źle? Nikt nie chce tego oglądać?” – napisał do nas czytelnik, pan Rafał. Identyczna akcja odbyła się przy Dworcu Wileńskim na Pradze. Fani Legii z początku byli nią oburzeni. „To jest szczyt żenady. Żeby kibicom nie chciało się chodzić na mecze! Wiem, że jest lato, ale to nasz obowiązek, aby być z drużyną w złym dla niej momencie!”; „No i po ch… kupować karnety, jak można się załapać na darmowe bilety?” – pisali na Twitterze. Gdy okazało się, że to zaplanowana akcja, zmienili ton. Pod hasztagiem #DebiutNaLegii sami zachęcają warszawiaków do przyjścia na stadion. Kuba1916: „Świetna inicjatywa. W końcu coś się ruszyło. I tak stadion na meczach ligowych nie jest wypełniony całkowicie, więc warto w te miejsca zapraszać debiutantów. Część z nich na pewno przyjdzie drugi, piąty, ósmy raz. I to będzie sukcesem tej akcji. Brawo!”
Fot. 400mm.