Pewne zjawiska już dawno przestały nas zadziwiać. Janusz Korwin-Mikke zakładający siedemnastą partię i próbujący dobić się do bram Sejmu? Klasyk, przywykliśmy. Mateusz Żytko maczający palce w kolejnym spadku swojej drużyny? Normalka, co roku tak się dzieje. Ale to, że kolejny klub nabierają się na „umiejętność” Nickiego Bille i dają mu kontrakt? Oj, to zawsze będzie wprawiało nas w osłupienie.
Sympatycznego Duńczyka zapamiętamy z gry w Lechu głównie dlatego, że dawno nie widzieliśmy tak pociesznego piłkarza. Typ zaliczył mocne wejście do Ekstraklasy, strzelił gola, opowiadał o tym, że zdobywanie bramek jest dla niego lepsze od seksu. W międzyczasie podlizywał się kibicom Kolejorza tekstami o tym, że nigdy nie zagra w Legii i że zaraz po porannej kawie myśli o tym, jak bardzo tej Legii nienawidzi.
Nienawidziła go za to piłkarska fortuna. Chłop co chwilę łapał urazy, które wykluczały go z gry na długie tygodnie. W pewnym momencie zaczęło nam się go robić żal, aż do czasu, gdy na jaw wyszły wszystkie jego nawyki. Regularnie był widywany na mieście i to bynajmniej z Kubusiem w rękach. Zdarzało mu się przychodzić na treningi mocno wczorajszym. Nos niby złamał na treningu, ale my znamy zgoła inną wersję okoliczności, w których ktoś mu poharatał buźkę. Lech w pewnym momencie myślał nad tym, by wysłać go do ośrodka dla piłkarzy walczących z uzależnieniem. Pal licho, gdyby chodziło o obsesję na punkcie zdobywania bramek. Ale wesoły Nicki częściej myślał o procentach w spożywanych trunkach, niż o procentach celności oddawanych strzałów. Swój pobyt w Wielkopolsce zakończył z olśniewającym bilansem – 32 mecze w Ekstraklasie, cztery gole, siedem złotych kart w poznańskich budkach z kebsami.
Pocieszną mordkę udało się z Poznania pogonić i – SZOK! – znalazł się na to chętny. Nickiemu udało się naciągnąć kolejny klub w karierze i tym razem wylądował w greckim Panioniosie. Nie uwierzycie, ale tak też się nie sprawdził! Pięć meczów, nieco ponad 200 rozegranych minut i zero goli. Ale za to ile zajebistych ujęć na InstaStories! Tu śniadanko, tu plaża, tu drinki. Tak trzeba żyć, drodzy państwo.
Panionios po pół roku (i tak szybciej od Lecha) przejrzał na oczy i stamtąd też go wywalono. Swój bilans strzelecki Nicki poprawił na ulicach Monaco, gdzie dopuścił się pobicia, uprawiania seksu w miejscu publicznym, a na dodatek miał w kieszeniach gram koksu. Policja z Księstwa poradziła sobie z nim równie łatwo, co obrońcy z Polski, Grecji, Włoch, Hiszpanii, Francji i Danii. Bille trafił do bramki do pudła.
Nie wiemym jak odnotuje to Transfermarkt, ale Bille właśnie zaliczył transfer z paki do Lyngby BK (spadkowicza z duńskiej ekstraklasy). Naprawdę! Nie żartujemy! Po raz kolejny w normalnej lidze znalazł się naiwniak, który pomyślał „hej, ten gość kiedyś strzelił jednego gola w La Liga, może warto zapłacić mu pieniądze i udawać, że ściągnęliśmy dobrego napastnika?”.
Ponadto – nie wiemy, może to perspektywa – ale Bille wygląda po prostu na upasionego. Być może akurat zawiał wiatr, może to taki krój koszulki, jednak typ na tej fotce wygląda jak kibic, który wygrał konkurs w piciu piwa na czas w klubowym barze. Na pewno nie jak piłkarz, który ma pomóc Lyngby w czymkolwiek.
Pewnie zastanawiacie się – po co w ogóle piszecie o typie, który w Ekstraklasie błyszczał niczym węgiel w ciemnej piwnicy? Ano dlatego, że przykład Nickiego Bille dowodzi, że można być kompletną znajdą piłkarską, mieć problemy z prawem, upaść się jak wujek Roman po przejściu na emeryturę, a nadal znajdować zatrudnienie i zarabiać na tym niezłą kasę. Jeśli lubicie balować przez cały tydzień, a przy tym potraficie wykonać dziesięć żonglerek, to kariera ciągle stoi przed wami otworem. Nicki udowadnia, że nawet na takich ananasów jak on znajdą się chętni.