Śladami Roberta Warzychy. Wasyl rusza na podbój Premier League

redakcja

Autor:redakcja

06 kwietnia 2014, 14:32 • 7 min czytania

Kiedy Robert Warzycha strzelał ostatniego polskiego gola w Premier League, w Polsce otwierano pierwsze restauracje McDonald´s, a na angielskiej liście przebojów królowali tacy wykonawcy, jak Dr Alban, Whitney Houston czy Snap. 19 sierpnia 2014 roku miną dokładnie 22 lata, odkąd dzisiejszy trener pracownik Górnika zaliczył asystę przy pierwszym trafieniu, a samemu podwyższył na 2:0. Jego fantastyczny występ okazał się częścią spektakularnego pogromu Manchesteru United, który przegrał u siebie z Evertonem aż 0:3. Od tego czasu cieszyliśmy się głównie popisami naszych bramkarzy w Premier League, ale goli jak nie było, tak nadal nie ma. Fatalną passę będzie miał szansę przełamać Marcin Wasilewski, którego Leicester City awansował właśnie do Premier League. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że w przyszłym sezonie nareszcie doczekamy się polskiego piłkarza, który będzie regularnie występował w lidze angielskiej i nie będzie bramkarzem. A „Wasyl” przecież czasem lubi ruszyć do przodu, choćby przy stałych fragmentach gry…

Śladami Roberta Warzychy. Wasyl rusza na podbój Premier League
Reklama

„Lisy” wracają po 10 latach do najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii. Leicester zapewnił sobie awans po piątkowej wygranej 2:1 nad Sheffield Wednesday, która przedłużyła serię meczów bez porażki drużyny „Wasyla” aż do 21 spotkań z rzędu. Równocześnie w sobotę przegrali najważniejsi obok Burnley rywale „Lisów” w walce o Premier League – QPR oraz Derby County, co pozwoliło drużynie Nigela Pearsona cieszyć się z awansu „przed telewizorem”. Polak wystąpił w tym sezonie w 26 meczach swojej drużyny, stając się jej pewnym punktem. Wasilewskiemu co prawda kończy się kontrakt po tym sezonie, ale Pearson zapowiedział niedawno, że nadal widzi Polaka w swoim składzie. Nie sądziliśmy, że po fatalnej kontuzji oraz erze Anderlechtu „Wasyla” czeka jeszcze coś wielkiego, a tutaj proszę – Marcin ma szansę zagrać w bodaj najbardziej medialnej lidze świat. Gotowy scenariusz na hollywoodzki film o poświęceniu, krwi i hektolitrach potu wylanych na treningu.

Wasilewski jest stworzony do angielskiej piłki i jeśli dane mu będzie zagrać w Premier League to możemy jedynie żałować, że nie trafił na Wyspy wcześniej. Jego siłowy styl gry to kwintesencja oldskulowego angielskiego futbolu, ale i mała przeszkoda. W Championship gra się fizycznie, ale Premier League to już inna bajka – tutaj stoperzy zmuszeni są walczyć z piłkarzami o bajecznej technice, by wymienić jedynie zaciąg Hiszpanów z La Liga. Czy Wasilewski jest wstanie sprawdzić się w Premier League? Uważamy, że tak, ale popatrzmy na takiego Grzegorza Rasiaka. To, co było jego siłą w niższych ligach w Anglii, nie wystarczyło na PL. Oczywiście możemy gdybać, co by było gdyby zaliczono mu „tego” gola w debiucie przeciwko Liverpoolowi, ale to tylko czcze gadanie. W Premier League trzeba dawać coś ekstra, więcej niż winda i główka w ataku czy muskulatura w obronie. „Wasylowi” brakuje już nieco szybkości, ale miejmy nadzieję, że nie tylko zostanie w Leicester, ale i sprawdzi się na tle Rooneyów oraz innych Suarezów. Już widzimy oczami wyobraźni, jak „El Pistolero” Luis kładzie się na murawie, płacząc po kolejnym starciu z naszym polskim obrońcą.

Reklama

Za sukcesem Leicester City, podobnie jak w przypadku Cardiff, stoją azjatyckie pieniądze. A dokładniej tajlandzkie – prezesem oraz właścicielem klubu jest człowiek o nazwisku nie do wymówienia – Vichai Srivaddhanaprabha. Ciekawe, jak nasi rodzimi komentatorzy sobie z nim poradzą. Dziękujmy Bogu, że Premier League nie komentuje Dariusz Szpakowski. Srivaddhanaprabha jest założycielem oraz CEO firmy King Power International Group, która widnieje w dokumentach jako oficjalny właściciel klubu. Władza należy jednak oczywiście do Vichaia, który sam jest prezesem, a jego syn Aiyawatt vice-prezesem. Menedżerem zespołu jest Nigel Pearson, który po raz drugi prowadzi tę drużynę. Pearson dowodził już „Lisami” w latach 2008-10, by powrócić ponownie do klubu już w roku 2011. Teraz nareszcie dopiął swego – wraca do elity, do Premier League. Jako piłkarz grał jako obrońca i reprezentował trzy kluby: Shrewsbury Town, Sheffield Wednesday oraz Middlesbrough, dla których rozegrał blisko 450 gier.

Trzon zespołu Leicester City tworzy – obok Wasilewskiego – kilku ciekawych graczy, by wymienić jedynie bramkarza Kaspera Schmeichela, Davida Nugenta, Jamiego Vardy´ego, Wesa Morgana czy Lloyda Dyera. Na pokładzie jest także nieśmiertelny Kevin Phillips, a także kilku innych piłkarzy z przeszłością w PL, jak chociażby Paul Konchesky. Całości dopełniają młode wilczki pokroju Matty´ego Jamesa, Anthony´ego Knockaerta, Danny´ego Drinkwatera, Ritchiego De Laeta czy Chrisa Wooda. Zespół jest bardzo ambitny, oddajmy głos Schmeichelowi: – Wywalczenie awansu od początku było naszym celem, ale teraz chcemy wygrać ligę, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Do końca sezonu sześć gier, chcemy wygrać Championship (…) Dzisiaj świętujemy, ale każdy, kto zna mentalność tej drużyny wie, że jak tylko nastanie jutrzejszy dzień, wracamy do ciężkiej pracy. We wtorek gramy z Brighton, ale ciężka praca dopiero się zaczyna. Nie sztuka awansować do Premier League, sztuką jest w niej się utrzymać.

Mądre słowa. Schmeichel to bramkarz, który od dziecka musiał walczyć o swoje miejsce w futbolu. Wiadomo – takie nazwisko to zaleta, ale przede wszystkim wielki ciężar oczekiwań.

Pamiętając klasę ojca, każdy wymagał od Kaspera wyczynów niemalże z kosmosu. Młodemu Schmeichelowi zajęło trochę czasu, by przekonać do siebie opinię publiczną. Duńczyk jest wychowankiem Manchesteru City, ale jego bilans zamknął się w barwach „The Citizens” na zaledwie ośmiu meczach ligowych przez pięć lat oraz szeregu wypożyczeń. Później było budowanie własnej marki w Notts County, Leeds oraz wreszcie Leicester. Zeszły rok przyniósł także powołanie do kadry narodowej. Dlaczego piszemy tyle o Kasperze? Nie bez powodu. Mówi się, że stał się łakomym kąskiem transferowym i być może odejdzie z klubu w najbliższym okienku transferowym. Taka sytuacja otworzyłaby podobno szansę dla któregoś z polskich bramkarzy, po cichu mówi się o Fabiańskim (chce go także Stoke, szykujące się na odejście Begovicia) czy nawet Kuszczaku. Dwóch kolejnych Polaków w klubie z Premier League, w dodatku grających ramię w ramię? Spełnienie marzeń. Na razie to mrzonki, ale może być tak, że King Power Stadium stanie się niedługo ulubionym stadionem każdego fana angielskiej piłki w Polsce.

Wracając do „Wasyla”, Polak zaskarbił sobie sympatię zarówno kibiców, kolegów z drużyny, jak i samego Nigela Pearsona. Szkoleniowiec bardzo ceni Polaka, a czytając jego wypowiedzi można wywnioskować, że polski obrońca jest prawdziwym sercem tego zespołu. Oto, co na jego temat mówił menedżer „Lisów” z Leicester:

– Kocham go, jest wielki! Koledzy z drużyny absolutnie go uwielbiają. Środkowi obrońcy, którzy kochają swoją robotę, to wymierający gatunek. Wiecie przez co przeszedł, to było paskudne złamanie. Jest kopnięty, wiem o tym. Jeśli się spóźnia, zmieniam godzinę spotkania i to pomimo, że jestem podobnych gabarytów co on. „Wasyl” to przykład wyjątkowo szczerego profesjonalisty, który rozumie ten sport. Jest oczywiście także bardzo dobrym piłkarzem. Nie mówię, że to zawodnik wyłącznie szczery i twardy. To łebski, doświadczony obrońca. Był do wzięcia za darmo, co jest wspaniałe, ale on nie tylko wniósł do zespołu swoją świetną grę, pomógł zbudować także nastrój w szatni.

Mało? Posłuchajcie tego: – On jest bardzo poważany przez swoich rówieśników, a poziom jego gry był tak wysoki, że nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że odegrał znaczącą rolę w wygraniu wielu ciężkich meczów(…) Będę starał się przedłużyć jego kontrakt, niezależnie w jakiej lidze zagramy w przyszłym sezonie (wypowiedź sprzed awansu). Myślę, że on ponownie wniesie wysoki poziom gry oraz doświadczenie i wiedzę, tak potrzebną na murawie oraz w samym zespole.

Nie mamy żadnych wątpliwości, że „Wasyl” zadomowił się w zespole na dobre i cenią go wszyscy, od kolegów aż po menedżera. Tym jednak, co piłkarze kochają najbardziej, a zwłaszcza tacy twardziele jak Marcin, jest szacunek fanów. Kibice „Lisów” także nie szczędzą pochwał dla swojego stopera, a fora klubu aż pękają od wymyślnych komentarzy. Oto niektóre z nich:

– Mistrz subtelnego łokcia.

– Kocham go. Jest jak mój wujek, czarna owca rodziny. Solidny jak skała.

– To jeden z tych obrońców, którzy naprawdę kochają zadawać ból przeciwnikom. Rzadki, ginący gatunek. Prawdziwy oldschool.

– Ujmijmy to tak. Wolałbym go mieć w swojej drużynie, niż grać przeciwko niemu.

Nie pozostaje nam zatem nic innego, jak kibicowanie „Wasylowi”, aby przedłużył kontrakt i sprawdził się poziom wyżej, w wymarzonej dla wszystkich piłkarzy świata lidze. No i niech skończy się w końcu ta bramkowa susza Polaków w Premier League. 22 lata to jednak cholernie długo. Trzymamy kciuki za „Mistrza subtelnego łokcia”. Niech nauczy moresu wymuskane angielskie gwiazdki.

KUBA MACHOWINA

Najnowsze

Anglia

Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama