Piątkowa prasa żyje wczorajszymi meczami Ligi Europy, ale przede wszystkim tym, co wydarzy się w weekend. Wraca bowiem ekstraklasa, cieszycie się? W dzisiejszych wydaniach gazet przeczytacie zatem sporo materiałów związanych z ligowymi meczami. Jest rozmowa z nowym, niespodziewanym trenerem Wisły, sylwetki młodych chłopaków, którzy zabłysnęli w ostatnich spotkaniach, analiza sytuacji Klafuricia w Legii, podsumowanie jego taktycznych eksperymentów, oraz parę innych ciekawych smaczków.
Zaczynamy od PRZEGLĄDU SPORTOWEGO.
Materiały pomeczowe klasycznie odpuszczamy.
Zaczynamy więc od zapowiedzi meczu I ligi, Warty Poznań z Garbarnią, który jest pełen podtekstów. Historycznie, w bo pierwsze mistrzostwo polski wygrali poznaniacy przy zielonym stoliku właśnie kosztem krakowian. Aktualnie zaś z powodu afery z Pyżalskimi w rolach głównych.
Na kolejnych stronach trochę piłki zagranicznej. Jose Mourinho zaczyna sezon od bycia Mourinho, czyli narzekania. Tym razem na terminarz Premier League, bo niby to nie fair, że zmagania ligowe Czerwone Diabły rozpoczną z zespołami, które wysłały na mundial mniej zawodników. Oprócz tego mamy krótszy tekst o wzmocnieniach Atletico, a także felietony. Jakub Radomski nie rozumie dlaczego Klafurić upiera się przy kiepsko funkcjonujących decyzjach taktycznych, zaś Michał Pol o sprawie kary dla Peszki, która według niego została nałożona mocno pod publiczkę.
No i zaczynamy to, co ekstraklasowe tygrysy lubią najbardziej, czyli Ligowy Weekend.
Na dzień dobry rozmowa z Maciejem Stolarczykiem, nowym trenerem Wisły Kraków.
– Jest pan zupełnie innym trenerem niż osiem lat temu?
– Na pewno. Wtedy miałem głównie doświadczenia piłkarskie. Nie mieliśmy trenera przygotowania fizycznego, a moja wiedza na ten temat nie była tak wielka. Powinienem wtedy znać się na fizjologii, dietetyce. W ciąg tych ośmiu lat skończyłem licencjat, kurs UEFA Pro, byłem na kilku stażach w klubach zagranicznych, współpracowałem z wieloma trenerami, byłem dyrektorem sportowym, selekcjonerem kadry u20. To wszystko pozwoliło mi poszerzyć horyzonty. Zdobyłem wiedzę na temat różnych elementów, które w piłce mogą okazać się decydujące. Moja głowa cały czas przyjmowała różne bodźce, starałem się dokształcać. Bardzo zmieniłem spojrzenie na piłkę. Gdy mnie zwolniono, miałem oferty z niższych lig ale wolałem się uczyć. Jestem raczej uparty i starałem się dążyć do celu. Wiedziałem, że chcę zostać trenerem.
Patryk Lipski zapowiada lepszą grę, nie chce zostać tylko solidnym ligowcem.
– Mam nadzieję, że ten sezon będzie dobry w moim wykonaniu. I pokażę wreszcie na co mnie stać. Zdaję sobie sprawę, że w poprzednich rozgrywkach grałem słabo. To wszystko zależy ode mnie, jestem dobrze przygotowany. Nie mam problemów zdrowotnych. Wierzę, że nadchodzi mój sezon – mówi. Do tej pory miał pełne poparcie trenera Stokowca. Otworzył nad głową zawodnika parasol ochronny. Zapewnił mu komfort psychiczny, dał pewność, że nawet w razie gorszej dyspozycji i tak szkoleniowiec będzie na niego stawiał. – Pora się odwdzięczyć za zaufanie, za te wszystkie budujące słowa.
Maciej Pałaszewski przebojem wdarł się do pierwszej drużyny Śląska Wrocław.
Następne materiały:
– eksperymenty Klafuricia kompletnie nie wypaliły. Legia ma wrócić do gry czwórką z tyłu.
– Eduardo nie okazał się Ljuboją. Cóż za niespodzianka!
– tekst o Jakubie Żubrowskim i jego historii przebijania się do Ekstraklasy oraz o urazie, jakiego doznał pod koniec ubiegłego sezonu.
Kontuzja przytrafiła się w najgorszym momencie – po pierwszym półfinale Pucharu Polski z Arką. Diagnoza: przeciążenie organizmu, problem ze spojeniem łonowym. Uraz niewdzięczny do leczenia i uciążliwy. – W najtrudniejszym momencie nie mogłem nawet się śmiać, bo czułem ból. Żeby wstać z łóżka, musiałem podeprzeć się rękoma, potem przekręcić na bok i dopiero prostowałem nogi – wspomina. Początkowo pomocnik miał nadzieję, że zdąży się wykurować na rewanż przeciwko Arce. Czasu było niewiele, bo dwa tygodnie. – Po kilku dniach zacząłem robić ćwiczenia angażujące mięśnie obok tych kontuzjowanych, co było złudne, bo po dwóch dniach zacząłem się ruszać żwawiej i pomyślałem, że mogę wszystko Nie mogłem. Zrobiłem wykrok i już nie wstałem, tylko klęknąłem z bólu – opowiada. Dziś już na szczęście nie ma śladu po urazie.
Następne materiały:
– Sylwetka Daniela Smugi, który ostatnio robił furorę w meczach Górnika
– tekst o taktycznym podążaniu za modą, które może okazać się pułapką
Większość polskich zawodników nie lubi tego systemu, bo jest dla nich nowy. Najpopularniejszym ustawieniem w Polsce jest 4-2-3-1, nasi piłkarze są uczeni gry głównie w nim. Nie nabywają elastyczności taktycznej, nawet wydany niedawno Narodowy Model Gry zakłada grę tylko jednym systemem. Lepiej przygotowani do taktycznych wygibasów są Włosi. W końcu to kolebka światowej taktyki. Piłkarze potrafią odnaleźć się w rozmaitych ustawieniach. To oczywiście wynika z ich jakości (…) – Do funkcjonowania w nowym ustawieniu potrzebne są tysiące powtórzeń. A gdy coś nie wychodzi, to obrywają obrońcy. Zaczyna się jednak od tego, że to pomocnicy nie wiedzą jak bronić, poruszają się niczym dzieci we mgle – opowiada Marcin Komorowski. – Nie ma co urkrywać, że polski piłkarz najlepiej czuje się w grze z kontry. Czy więc warto próbować oszukać przeznaczenie i szukać systemu, który naszym zawodnikom nie odpowiada? – głośno zastanawia się były gracz Tereka Grozny.
Kolejne okołoligowe materiały:
– o Jakubie Serafinie, który na stadionie Lecha przeżywał najważniejsze momenty w karierze
– o Baliciu, którego Zagłębie Lubin musi pilnie zastąpić
– o Tomaszu Cywce, zapalonym wędkarzu, który opowiada więc o swojej pasji
„Chwila z…” Dariuszem Dudkiem, trenerem Zagłębia Sosnowiec.
– Z wojska na piłkę przełożyłem jedną zasadę: to najsłabsze ogniwo decyduje czy przeżyjesz. Czyli w zespole najważniejsi są ci, którzy siedzą na ławce, to oni decydują, czy w kryzysowych momentach wygrywamy. W pierwszej lidze to przeżyliśmy. Trzech podstawowych zawodników musiało pauzować za kartki, do tego Sanogo miał chorego ojca, puściłem go do domu. Musieliśmy liczyć właśnie na tych, co zazwyczaj siadali na ławce. Wygraliśmy.
– Powiedział pan o zasadzie. A są konkretne metody, które można przełożyć na klub.
– To techniki manipulacji, zawsze się sprawdzają. Kiedy na treningu pojawia się za dużo emocji, adrenaliny, dwóch piłkarzy ma ze sobą jakiś problem. Gdy przychodziłem do Zagłębia tak się zdarzało, potrafili złapać się za koszulki. Wtedy przerywałem zajęcia, pozostałym zawodnikom kazałem robić 50 pompek, a ta dwójka miała im odliczać. Cały zespół robi coś, czego nie powinien, a winowajcy stoją totalnie zażenowani, że to ich wina. Emocje opadają, chłopcy przepraszają. To integruje grupę. W wojsku to zawsze ja byłem osobą, która musiała wykonywać zadania, gdy inni przewinili.
Nowa rola Antoniego Łukasiewicza w Arce – przejął obowiązki Edwarda Klejndinsta, byłego dyrektora sportowego Arki. Łączy tę funkcję z Piotrem Włodarczykiem, który jest osobą decyzyjną. On raczej opiniuje transfery, niż ich dokonuje. Telefon Łukasiewicza dzwoni co chwilę, ale póki co były piłkarz dobrze odnajduje się w nowej pracy.
Obok zaś krótszy tekst o tym jak bardzo Kosta Runjaic liczy na Adama Buksę.
SUPER EXPRESS
Czyżby wreszcie coś się ruszało w sprawie Rafała Kurzawy, który nadal pozostaje bez klubu?
Siergiej Kriwiec, piłkarz Dynama Brześć, opowiada o spotkaniu z Maradoną.
– Wybrałeś Dinamo ze względu na Maradonę?
– Oferta była atrakcyjna. Nie dostałem takiej w Polsce. Poza tym spodobało mi się, że Maradona też tam trafił. Tym bardziej cieszę się, że będę miał okazję z nim pracować. Gdy przyjechałem podpisać kontrakt, to on był w Rosji. Zaczynały się właśnie mistrzostwa świata. Poznałem go po mundialu, gdy dzień po finale przyleciał do Brześcia.
– Jak zareagowali kibice, gdy zobaczyli legendę futbolu?
– Przyszło 10 tysięcy widzów. To był duży show. Fani byli zadowoleni, w końcu mogli z bliska zobaczyć piłkarską sławę. Maradona podjechał na stadion Huntą. Podszedł pod trybunę, przywitał się z fanami, a oni skandowali jego imię. Niektórym nawet udało się przybić z nim “piątkę”. Ludzie nagrywali filmiki, aby mieć pamiątkę z tego wydarzenia. To był ciekawy moment dla kibiców, dla miasta, które interesuje się piłką.
Legioniści zarabiają sporo, a grają totalną kaszanę. Do tego w zespole jest kilku niepotrzebnych graczy, których pensje są sporym obciążeniem dla klubu. Niepowodzenie w pucharach sprawi, że stołeczny klub może popaść w problemy finansowe.
Sen z powiek prezesowi Mioduskiemu spędzając jednak nie tylko wyżej wymienieni piłkarze. Klubowy budżet mocno obciążają również zawodnicy, którzy nie mają szansy na grę, czyli Cristian Pasquato i Eduardo. Ściągnięcie tego drugiego wydawało się ciekawym pomysłem, ale wyszedł kompletny niewypał. A chorwacki Brazylijczyk, podobnie jak Pasquato, zarabia kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. W zamian nie zaoferował nic, nie strzelił ani jednej bramki i według nieoficjalnych informacji klub będzie chciał się go pozbyć jeszcze tego lata. Ostatnie niepowodzenia w pucharach sprawiły, że prezes Mioduski musiał się mocno nagimnastykować, żeby spiąć klubowy budżet. Jeśli piłkarze nie wezmą się za grę, to niestety dojdzie do powtórki…
Weszlaki, a czy wiedzieliście, że…
GAZETA WYBORCZA
Garbarnia Kraków weszła w nowy sezon z bardzo osobliwym pomysłem…
„Sędzia nie ma racji!” – to najostrzejsze słowa, jakie przed tygodniem padły w meczu ze Stalą Mielec. Na inauguracji I ligi na trybunach pojawiło się prawie 1600 osób, ale atmosfera nie przypominała tej z ekstraklasy. Nie trzeba było zatykać uszu – przekleństwa dał o się usłyszeć z sektora zajmowanego przez kibiców gości. Szefowie Garbarni liczą, że kulturalna atmosfera na meczach to sposób, by na stadion przychodziły rodziny. – Kiedy rodzice będą trzymać dzieci na kolanach, muszą być pewni, że nic nie spadnie im na głowę i nie usłyszą wyzwisk. Może to sprawi, że zainteresowanie meczami Garbarni będzie rosło? – zastanawia się Marek Siedlarz, wiceprezes klubu.
Obok zaś tekst o rekordowym transferze Alissona do Liverpoolu, a także podsumowanie wczorajszych zmagań polskich ekip w eliminacjach do Ligi Europy.
W warszawskim dodatku przeczytamy zaś o gorącym stołku Deana Klafuricia.
Nigdy nie miał w Legii mocnej pozycji. Najpierw w kwietniu, gdy zastąpił Romo Jozaka, mówiono o nim, że to rozwiązanie tymczasowe. Teraz, mimo że ma ważną roczną umowę, także mówi się, że lada dzień może zostać zwolniony. W klubie zaklinają się, że o zmianie trenera nie ma mowy. – Dopóki Legia gra w Europie, Klafurić może spać spokojnie – słyszymy. Wygląda jednak na to, że jeśli Legii nie uda się wyeliminować Spartaka Trnava, Klafurić z Warszawą się pożegna. Nie jest tajemnicą, że prezes klubu Dariusz Mioduski jest oczarowany Adamem Nawałką. Były selekcjoner reprezentacji Polski jest stałym gościem przy Łazienkowskiej. Także Nawałka myśli o pracy z Legią. Jest mało prawdopodobne, by wyjechał zagranicę (marzył o posadzie we Włoszech). Według naszych informacji obie strony rozmawiają ze sobą, ale niezobowiązująco. Ale to już raczej nie kwestia „czy?” a raczej „kiedy?” Po meczu ze Spartakiem okazuje się, że jest ku temu bliżej niż dalej. A to oznaczałoby dla Mioduskiego kolejny spory wydatek…
Fot. FotoPyK