Skopiował Jojkę, zagrał dla Anglii, na Youtube pobił Madonnę. Poznajcie historię Piotra Skiby

redakcja

Autor:redakcja

06 kwietnia 2014, 08:28 • 7 min czytania

Na jego miejscu pewnie wielu zastanowiłoby się, czy to nie przypadkiem jeden z szyderczych żartów piłkarskiej szatni. On jednak nie myślał długo, kupił bilet i pojechał na testy do Leeds United, ponieważ otrzymał mail od człowieka podającego się za przedstawiciela klubu. Poznajcie historię Piotra Skiby, który jako bramkarz czwartoligowego OKS-u Olsztyn wyjechał do Anglii gdzie między innymi udało mu się zagrać mecz w koszulce z trzema lwami na piersi.
Jesteś wciąż pytany o swoją przygodę w Anglii?
Mówisz o tej bramce, którą sam sobie wrzuciłem?

Skopiował Jojkę, zagrał dla Anglii, na Youtube pobił Madonnę. Poznajcie historię Piotra Skiby
Reklama

Skoro od tego zaczynasz…
Nieszczęśliwie zrobiłem kopię Janusza Jojki, kiedy grałem wtedy w Farsley Celtic. Było o tym głośno na całym świecie. Gol był pokazywany w telewizji, a na youtubie zdobył chyba więcej wyświetleń niż Madonna ze swoimi piosenkami. Ogólnie tamten mecz był niefortunny, bo najpierw przydarzyła się ta bramka, a potem zostałem kopnięty w twarz i miałem złamaną przegrodę nosową. Obecnie już nikt nie nie pyta mnie o grę w Anglii. Jestem bardziej kojarzony ze Stomilem.

Reklama

Ale twój pobyt na Wyspach to nie tylko wspomniana wpadka, ale także jeden mecz rozegrany w reprezentacji Anglii.
To była kadra C, złożona z zawodników grających w niższych ligach niż League Two. Zagrałem z angielskim herbem na piersi w meczu na 150-lecie Sheffield FC, najstarszego klubu na świecie. Pamiętam, że zagrano hymn. Czułem się tym skrępowany, ale nie śpiewałem. Ten mecz to było jakieś docenienie mojej gry w Anglii.

A ty sam doceniasz kilka lat spędzonych w Anglii?
Poznałem zupełnie inny świat i kulturę, w której kocha się piłkę nożną, a gazety zaczynają się od futbolu, a nie polityki. Pamiętam, że kiedy zobaczyłem akademię Leeds United, to usiadłem na boisku i robiłem zdjęcia trawy. Nigdy takiej nie widziałem. Trafiłem do świata prawdziwej piłki nożnej, o którym istnieniu nie miałem pojęcia.

Jak to się stało, że trafiłeś pod lupę skautów Leeds? Nawet nie grałeś wtedy w Ekstraklasie, a czwartoligowym OKS-ie 1945 Olsztyn.
Szczerze mówiąc nie wiem, kto przyjechał mnie oglądać. Słyszałem o gościu, który jeździł po Polsce i miał szukać dla Leeds młodych, kumatych i tanich zawodników. Dopiero rok później otrzymałem maile, z których wyszło, że mam pojechać do Anglii.

Pisali bezpośrednio do ciebie?
Człowiek reprezentujący klub zdobył mój mail i napisał do mnie. Mój kolega pomagał mi te wiadomości tłumaczyć. Pewnego razu powiedział: „Pakuj się. Masz być w poniedziałek na treningu w Anglii”. Pamiętam, że był wtedy czwartek. Stanęliśmy na głowie, żeby z dnia na dzień zarezerwować bilety. W piątek wsiadłem w autobus i po 38 godzinach podróży byłem na miejscu.

Nie pomyślałeś, że to może być żart? 38 godziny w podróży do wystarczająco długi czas do przemyśleń.
Nie myślałem wtedy w ten sposób. Miałem ponad dwadzieścia lat, zapowiadała się przygoda życia, więc zaryzykowałem, zaufałem intuicji. Na miejscu okazało się, że to wszystko ma ręce i nogi, chociaż kiedy wyszedłem z autobusu już na miejscu, okazało się, że nikt na mnie nie czekał. Przed wyjazdem poinformowałem klub kiedy przyjadę, w jakich butach, z jaką torbą. Siedziałem chwilę sam i dopiero pojawił się gość, który zawiózł mnie do klubu. W drodze próbował ze mną porozmawiać, ale zorientował się, że ledwo kumam.

Wypominałeś sobie, że brak znajomości języka uniemożliwił ci rozwój.
Moja historia może młodym dać do myślenia, żeby uczyli się języków (śmiech). W szkole nie przykładałem się do nauki. Nie sądziłem, że to tak szybko się odbije przeciwko mnie. Pierwszych komend bramkarskich nauczyłem się od Czecha, który przyjechał też na testy. W Leeds potrzebowali „na teraz” piłkarza anglojęzycznego. Gdybym umiał mówić w obcym języku, to może zostałbym na dłużej i może czekałaby mnie przygoda podobna do Bartosza Białkowskiego.

Ktoś może powiedzieć, że byłeś za słaby, bo przyjechałeś na testy do klubu z zaplecza, a wylądowałeś kilka poziomów niżej, w klubie Northern Premier League, Bradford Park Avenue.
Dowiedziałem się, że na testach nie wypadłem źle. Klub ze mnie zrezygnował, ale trenerzy zapowiedzieli, że będą mi się przyglądać w meczach niższych lig, do których trafiłem. W Anglii jest ogromna piramida ligowa, jednak wystarczy kilka dobrych meczów, żeby się wypromować i trafić nawet do League Two. Kontrakt można podpisać nawet na miesiąc. Ja byłem tylko piłkarzem, który trafił na testy do Leeds, ale z którego zrezygnowano i który nie zagrał żadnego meczu. Musiałem promować się od nowa.

Dlaczego chciałeś zostać?
Zmotywowali mnie trenerzy, którzy obiecali mi się przyglądać. Wziąłem się też za naukę języka i skończyłem college. Za wszelką cenę chciałem grać.

Wspominałeś, że Guiseley zablokowało twój transfer do czwartoligowego Bradford City.
Kiedy tam grałem, poprosiłem o indywidualne treningi bramkarskiej. W Guiseley był trener, który pracował też w akademii Bradford i załatwił mi zajęcia z Nigelem Martynem.

Kiedy pojechałem pierwszy raz na ich stadion, nie wiedziałem, o co chodzi. Wielki na 25 tysięcy, a na mecze przychodzi po 17. Wszedłem do szatni, dostałem sprzęt i nagle podszedł do mnie wyższy, trochę grubszy, człowiek. To był Martyn. Trenowałem z nim pół roku, ale w końcu Guiseley zabroniło mi z nim treningów. Powiedzieli, że jestem przez to przemęczony. Musiałem przestać, bo miałem podpisany z nimi kontrakt. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że Martyn był za sprowadzeniem mnie do Bradford. W moim klubie musieli się o tym dowiedzieć i dlatego zabronili mi wspólnych treningów z Martynem. Szkoda, bo byłby to duży przeskok.

Martyn pomógł ci również rozkręcić biznes bramkarski.
W Guiseley pracowałem przy dystrybucji rękawic. Wysyłałem je do Roberta Greena, Bena Fostera czy Jerzego Dudka. W końcu sam zechciałem zostać dystrybutorem jednej z marek na Polskę. Martyn udostępnił mi kontakty. W chwili obecnej planuję zostać polskim producentem rękawic. Moja narzeczona śmieje się, że jestem jak projektant mody, który przy porannej kawie projektuje ciuchy. Ja w taki sposób projektuje sprzęt. Mam już pierwsze projekty, czekają na wyprodukowanie.

W Polsce gra w niższych ligach to hobby. W Anglii da się na tym zarobić?
Ja miałem kontrakt, jako jeden z niewielu piłkarzy. Dostawałem od razu umowę, żebym nie mógł odejść z klubu za darmo. Wiedziano, że bramkarz może szybko się wypromować. Z grania w Anglii dałbym radę się utrzymać.

Dlaczego wróciłeś do kraju?
Rozstałem się z Farsley Celtic, szukałem nowego klubu. Biznes bramkarski też zaczął się rozwijać. Może gdybym trenował wciąż pod okiem Nigela Martyna, zostałbym na dłużej. Postanowiłem jednak, że wracam. Olsztyn mnie pochłonął, Polska nie oddała.

Wróciłeś do Stomilu, ale tam trener Kaczmarek jasno powiedział, że szuka innego bramkarza zamiast ciebie.
Muszę podziękować trenerowi za te słowa. Obudził wtedy we mnie złość. Stwierdziłem, że jeśli pojadę na obóz zimowy z drużyną, to po to, żeby utrzymać się w zespole. Zacząłem patrzeć na sytuację z góry, robiłem swoje, byłem jak maszyna. Trener zmienił w końcu zdanie i ja zostałem pierwszym bramkarzem. Zanim jednak wróciłem do bramki, myślałem, żeby pojechać znowu do Anglii.

Wspominałeś kiedyś, że gra w niższych ligach angielskich ma swój klimat. Brakuje ci tego w Polsce?
W Olsztynie nie jest źle, bo na meczu pojawia się około dwóch tysięcy kibiców. Poza tym liczna i wierna grupa jeździ za nami. To zawsze wywiera presję na gospodarzach, tworzy się konkurencja na trybunach.

Na Wyspach jest trochę inaczej. Stadiony mają oświetlenie i zieloną trawę. We wtorki graliśmy mecze o 19.45 na kameralnych obiektach, gdzie kibice byli od zawodników dwa, trzy metry. Dało się poczuć ten klimat. Ludzie reagują, wstają, żyją. W Polsce na trybunach siedzi dużo futbolowych wyjadaczy, którzy twierdzą, że potrafią lepiej kopać piłkę niż piłkarze na boisku. Po tygodniu człowiek przychodzi się wyżyć.

Nie uwierzę, że w Anglii piłkarze nie słyszą krytyki z trybun.
Siedziałem na trybunach i w Polsce, i w Anglii. U nas nie da się tego słuchać. Najlepiej zatkać uszy. Na mnie też swego czasu wieszano psy, a teraz słyszę, że nie wyobrażają sobie beze mnie drużyny. Jesteśmy ludźmi, błędy się zdarzają i zdarzać się będą. Często musiałem sobie powtarzać, że co cię nie zabiję, to cię wzmocni.

Rozmawiał Damian Dragański

Najnowsze

Anglia

Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama