Reklama

W Legii wreszcie zorientowali się, że z Eduardo nie będzie żadnego pożytku

redakcja

Autor:redakcja

25 lipca 2018, 16:30 • 3 min czytania 35 komentarzy

Bolesny eurowpierdol, który Legia wyłapała wczoraj od mocarzy z Trnawy, przyćmił nieco pewną szalenie istotną dla warszawskiego klubu informację. Otóż po gruntownej analizie sytuacji oraz długiej serii narad i konsultacji, mistrzowie Polski doszli do wniosku, że Eduardo da Silva nie będzie już im dłużej potrzebny. W związku z tym zdecydowano, że Brazylijczyka z chorwackim paszportem należy pogonić jak najszybciej się da, nie czekając nawet na wygaśnięcie obowiązującego tylko do grudnia kontraktu. 

W Legii wreszcie zorientowali się, że z Eduardo nie będzie żadnego pożytku

Patrząc na to, jak Eduardo prezentował się w ekstraklasie, cały czas zastanawiamy się, co mieli w głowie szefowie Legii, gdy decydowali się podpisać z nim kontrakt. Żeby jeszcze raz wszystko przeanalizować, odświeżyliśmy sobie wywiad, którego Dariusz Mioduski udzielił na początku roku „Super Expressowi”. O byłym piłkarzu m.in. Arsenalu i Szachtara Donieck wypowiedział się wówczas następująco:

–  Jeśli już ściągać, to gwiazdę, a Eduardo na takie określenie na pewno zasługuje. Sięgnęliśmy po niego z trzech powodów. To lis pola karnego, a kogoś takiego trochę nam brakowało, co było doskonale widoczne choćby w meczu z Wisłą Płock, który przegraliśmy 0:2. Śmiem twierdzić, że gdybyśmy mieli wtedy Eduardo, to tamtego spotkania byśmy nie przegrali. Po drugie, on nie ma być konkurencją dla Jarka Niezgody, a wręcz przeciwnie – Jarek może się przy nim dużo nauczyć. Mówię nie tylko o meczach, ale i o treningach. Poza tym, niewykluczone, że będziemy grali na dwóch napastników. Po trzecie, liczę, że Eduardo przyciągnie kibiców na trybuny, bo wierzę, że ludzie chcą przychodzić na gwiazdy, albo oglądać je w telewizji. Zatem na pewno element marketingu w tym transferze jest, to też potrzebne.

Gwiazda, chwyt marketingowy, gość od odrabiania dwubramkowych strat, nauczyciel dla Niezgody… I to wszystko tak na poważnie. No cóż, najwyraźniej proces myślowy Dariusza Mioduskiego, którego zwieńczeniem było pozyskanie niezłego przed laty napastnika, wyglądał mniej więcej tak.

Reklama

via GIPHY

Plan sportowo-biznesowy, który Legia próbowała zrealizować angażując Eduardo, po prostu musiał spalić na panewce. Napastnik, którego osobiście zwerbował Romeo Jozak, na Łazienkowską trafił w końcu po blisko półrocznym rozbracie z piłką poprzedzonym epizodycznymi występami dla Atletico Paranaense. Niepoprawni optymiści liczyli oczywiście, że w Warszawie zostanie nowym Ljuboją, ale czy rzeczywiście były ku temu mocne podstawy? Eduardo już od dawna znajdował się na krzywej opadającej, stał się cieniem dawnego strzelca wyborowego, który wydawał się zwyczajnie zmęczony swoim piłkarskim życiem naznaczonym fatalną kontuzją w meczu jego Arsenalu z Birmingham. Mimo to w Legii zdecydowali się zaryzykować. Bo przecież – to też słowa Mioduskiego – piłkarza z takim CV jeszcze w Polsce nie było.

Z tą ostatnią opinią nie będziemy się spierać, choć przy odrobinie chęci pewnie znaleźlibyśmy pole do dyskusji. Wypada wspomnieć chociażby Milosa Krasicia… Zamiast tego skupimy się na osiągnięciach Eduardo w barwach Legii. Składają się na nie dwie asysty, wywalczony rzut karny i jeden (!) celny strzał w niecałe 600 minut spędzonych na ekstraklasowych boiskach. Czyli dno i kilka metrów mułu, co najlepiej tłumaczy, dlaczego marketingowe zapędy Mioduskiego związane z zawodnikiem dziś wywołują wyłącznie głośny śmiech. Kto chciałby się utożsamiać z taką niedojdą?

To, że Legia chce pozbyć się Eduardo, nie dziwi wcale. W kadrze warszawskiego klubu napastników jest pod dostatkiem, więc gość odcinający kupony od dawnej sławy ani trochę nie jest tam potrzebny. Portal legia.net podał nawet, że „Wojskowi” gotowi są pójść zawodnikowi na rękę i oddadzą Brazylijczyka za darmo, jeśli tylko pojawi się jakiś chętny na jego usługi. Aktualnie na taki scenariusz jednak się nie zanosi, więc niewykluczone, że mistrzowie Polski po prostu rozwiążą umowę z byłym reprezentantem Chorwacji, co zapewne wygeneruje dodatkowe straty. No ale to to już w życiu bywa, że za naiwność zawsze trzeba zapłacić.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

35 komentarzy

Loading...