Quaresma zewnętrzną częścią stopy rzuca piłkę na nos Mangali. Stocker próbuje go prześcignąć i daje asystę Delgado, który dwukrotnie sprowadza na ziemię Valencię. Czwartek w Lidze Europy nie był tak spektakularny jak ten sprzed dwóch tygodni, ale ci, którzy zasiedli przed telewizorami – nie żałują. Na każdym z czterech stadionów padły bramki, a to jak momentami grało dziś Porto, Benfica albo Bazylea – pozytywnie nastraja nas przed rewanżami.
Dla porządku: w najlepszej sytuacji jest Bazylea, która ograła Valencię 3:0, w niezłej Juventus i Benfica (wygrane 1:0 na wyjeździe, rewanż u siebie), spokojnie jest też w Porto, które ograło dziś Sevillę 1:0, choć równie dobrze mogło dołożyć kilka bramek więcej. To tyle w skrócie, nie będziemy bawić się w duże opisówki. Poniżej kilka kategorii, które przyszły nam do głowy podczas oglądania Multiligi.
Najwięcej szczęścia: Beto – Sevilla nie pokazała dziś tej jakości, którą widać było w meczach 1/8 z Betisem. Schowana, pasywna, niewykorzystująca sytuacji, a w dodatku pozwalająca Porto na wszystko, co tego dnia przyszło im do głowy. Quaresma bawił się jak za najlepszych lat, świetnie grał Fernando i tylko dobre interwencje Beto sprawiły, że Sevilla ma jeszcze o co walczyć w rewanżu. Dwa słupki plus interwencja po strzale Quaresmy. Beto miał tego dnia dużo szczęścia. Porto było lepsze, rewanż jest w Andaluzji, więc coś nam mówi, że będzie jeszcze ciekawie w konfrontacji tych drużyn.
Największe pudło: Vargas – spudłować w taki sposób i jeszcze w momencie, kiedy można było zacząć odwracać losy meczu… Nieprawdopodobne. Valencia zagrała dziś fatalnie. Na lewej stronie nie istniał Cartabia, na prawej niczego nie wnosił Feghouli, a z przodu wszystkie ataki przypominały zwyczajną prowizorkę, która siłą rzeczy nie mogła skończyć się dobrze. Dwanaście lat temu Valencia ogrywała Bazyleę 6:2, pokazywała Szwajcarom miejsce w szeregu. Dziś losy się odwróciły. Tak to jest, gdy na na boisku nie ma już Vicente, a jest prześmieszny Vargas.
Różnica klas: Bazylea – pisaliśmy o tym wyżej. Bazylea zdeklasowała Valencię i już w pierwszym meczu zapewniła sobie awans do kolejnej rundy. Mecz przy pustych trybunach (kara za wyczyny kibiców w meczu z Salzburgiem) wyglądał słabo, ale gdy do akcji wkraczał Stocker z Degenem, aż miło robiło się na sercu, że w zwykły czwartek można oglądać takie popisy. Dwie bramki Delgado, świetny defensywny pomocnik Xhaka, no i wspomniany Stocker, który na koniec podcinką dobił Valencię na 3:0 – to trzeba zobaczyć. Bazylea ma pomysł, organizację taktyczną, ma też kilku piłkarzy, którzy ewidentnie robią różnicę. Rośnie nam cichy faworyt Ligi Europy.
Najpiękniejszy gol: Stocker – wcześniej pięknie dograł do Delgado i od biedy moglibyśmy uznać tę bramkę za najładniejszą, jaka padła w czwartek. Ale potem zobaczyliśmy indywidualną akcję Szwajcara. Podanie od Freia, wyjście na pozycję, podcinka na wielkim luzie i ostatni gwóźdź do trumny Valencii. Piękne.
Największa strata: Tevez – napastnik Juventusu doznał dziś kontuzji, chociaż jak przypomnimy sobie jego mecze w europejskich pucharach to określenie „największa strata” ma tylko wymiar ironiczny. Tevez ostatni raz trafił do siatki w meczu z Porto w kwietniu 2009 roku. 24 mecze bez gola w europejskich pucharach. Niesamowite. Juventus już bez niego ograł dziś Lyon 1:0 i w rewanżu ma niezłą pozycję wyjściową. Swoją drogą to wstyd, że w barwach „Starej Damy” na boisku jest czterech napastników, a tyłek ratować musi im obrońca Bonucci.
Najlepsze zagranie: Quaresma – gdyby w piłka polegała tylko na uderzeniach zewnętrzną częścią stopy, Quaresma byłby na szczycie. Ostatnio wysoka forma piłkarza Porto. Znowu jest w gazie, a dzisiejsze podanie na głowę Mangali – miód.
Największy głupek: Fernando – Wojtek Jagoda przestrzegał. Cały mecz mówił, że arbiter jest wrażliwy i będzie dawał kartki za najmniejsze przewinienia. A tu nagle Fernando wyskoczył z głupim faulem. Najlepszy piłkarz mecz opuścił murawę i teraz Luis Castro ma problem: w rewanżu nie zagra ani on, ani Jackson Martinez. Porto wygrało 1:0, ale rewanż jest w Andaluzji.