Awans BVB raczej nieRealny, Blanc ogrywa Mou

redakcja

Autor:redakcja

02 kwietnia 2014, 22:59 • 5 min czytania

Co za początek tygodnia w wykonaniu Realu Madryt! Najpierw obaj konkurenci w walce o mistrzowski tytuł i wymieniają ciosy tak, że z urazami schodzą Diego Costa i Pique, a rewanż zapowiada się jeszcze bardziej krwawo. Dzień później od rana wybucha bomba na Camp Nou, zakaz transferów dla Barcelony, a wieczorem… Cóż, udaje im się wszystko. Już po trzydziestu minutach prowadzą z Borussią 2:0, a nawet gdy pachnie golem dla gości – na magiczny poziom wzbija się… Pepe.
Ciężko właściwie pisać tu cokolwiek więcej. Real był absolutnym faworytem tego meczu nie tylko z uwagi na potężną siłę rażenia i obecność w składzie takich jednoosobowych armii jak Bale i Ronaldo, ale i z uwagi na solidną grę w tyłach. Defensywa niepokojona była dwa, może trzy razy w newralgicznym punkcie meczu – na początku drugiej połowy, gdy gol kontaktowy mógłby poważnie namieszać w szykach podopiecznych Carlo Ancelottiego. Wtedy jednak najpierw świetnie bronił Casillas, a potem znakomicie zablokowano Aubemayanga. A gdy w powietrzu zaczął już unosić się delikatny zapach gola kontaktowego – kontra.

Awans BVB raczej nieRealny, Blanc ogrywa Mou
Reklama

Niezawodny Cristiano Ronaldo. 3:0, koniec meczu, a według wielu – koniec dwumeczu. Później co prawda, Borussia zdobyła się jeszcze na kilka szaleńczych ataków, ale – jak wspomnieliśmy na wstępie – na posterunku czuwał fenomenalny dziś Pepe. Kilkakrotnie mógł, a pewnie i powinien paść w końcu gol dla gości, ale skoro nawet Pepe gra na poziomie kosmity…

Było tu sporo smaczków – rewanż Isco za koszmar z ubiegłego roku, gdy walczył z BVB w barwach Malagi, rewanż całej ekipy za pamiętny półfinał z popisem Lewandowskiego, udowodnienie, że ten kryzys udokumentowany porażkami z Barceloną i Sevillą jest już zażegnany… Na samym boisku emocji nie było jednak zbyt wiele, szczególnie po tej bajecznej interwencji portugalsko-brazylijskiego obrońcy Realu, która ewidentnie podcięła skrzydła Borussii. Znakomity był Pepe, świetnie bronił Casillas, a szybko zdobyte gole Bale`a i Isco oraz gwóźdź do trumny w wykonaniu nieocenionego CR7 prawdopodobnie rozwiązały losy tej rywalizacji.

Reklama

Bez Lewandowskiego, Błaszczykowskiego, bez kilku innych graczy, ale przede wszystkim bez Gundogana Borussia nie potrafiła uszczypnąć Realu, a gol na Santiago Bernabeu był jedynym sposobem na zaliczenie tego spotkania do udanych. Projekt Kloppa, ta wielka drużyna zbudowana w ostatnich kilku sezonach, chyba dogasa, rozkupiony przez silniejszych rywali, nękany przez kontuzje, a nawet kartki. Szkoda, ale z drugiej strony – samo wyobrażenie bojów Realu z Bayernem, Barceloną czy PSG wywołuje paraliż na twarzy wszystkich nadciśnieniowców. Nie możemy się doczekać.

A po cichu… Może „Lewy” powtórzy swój wyczyn sprzed roku i jeszcze poczujemy w tej batalii jakiekolwiek emocje? Tak czy owak, Liga Mistrzów w tym roku to sztos, który wyrasta na jedną z najlepszych edycji ostatnich lat.

***

Człapał, nie mógł znaleźć swojego miejsca, nie strzelał i robił kwaśne miny. A kiedy zdawało się już, że nastawia celownik – jakimś cudem jego wszystkie próby blokował John Terry. Ibrahimović przeszedł w meczu z Chelsea niezauważony, ale jego slogan reklamowy „Dare to Zlatan” przejął dziś Lavezzi, Pastore i spółka. Odważyli się wejść na wyższy poziom i poprowadzili PSG do pewnego, komfortowego zwycięstwa 3:1.

A jednak. Paris Saint-Germain to nie tylko Ibra, wbrew wszelkim statystykom (40 bramek w 45 meczach we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie). Dziś największy gwiazdor mistrzów Francji pozostał w cieniu partnerów, ale w sumie nie ma co z tego robić wielkiej sensacji – jedenastka PSG kosztowała katarski kapitał aż 366 milionów euro, więc ktoś grać musiał. Swoją drogą, skoro jesteśmy przy kwotach – biegający w białych koszulkach goście poskładani do kupy na jednym koncie bankowym to okrągłe 376 baniek. Pozornie sumy do pewnego momentu dość dobrze oddawały siłę obu ekip. Wyrównana walka, niezłe momenty jednych i drugich. Różnicę było widać dopiero na przykładzie dwóch zupełnie różnych połówek. Pierwsza ze wskazaniem na Chelsea, druga dla nieprawdopodobnie nakręconych „Les Parisiens”, ale podczas gdy w pierwszych 45 minutach przeważający londyńczycy potrafili ukłuć tylko raz, a i z tyłu dało sobie wcisnąć sztycha, o tyle po przerwie PSG wykorzystało dwie swoje sytuacje, nie tracąc przy tym gola, ba, nie mając zbyt wielu okazji, by go stracić.

Gospodarzom nagle zaczęło wychodzić wszystko. Kontrola nad piłką, lepsze posiadanie, pewne rozgrywanie bez strat. Dziwny zwrot akcji, bo przez 45 minut gracze Mourinho zaczęli sprawiać wrażenie faworyta dwumeczu. No, może wyłączając otwierające mecz huknięcie Lavezzi`ego. „The Blues” czekali jeszcze 20 minut na odzyskanie rytmu po karnym Hazarda, ale mocno przyczynił się do tego faktu Thiago Silva. Brazylijczyk wyciął Oscara, ale później pokazał, co znaczy rola kapitana. Zaciśnięte zęby i błyskawiczne przypomnienie, że jest najpewniejszym punktem defensywy liderów Ligue 1.

Kiedy mecz miał już się skończyć na nikłej porażce Chelsea po samobóju Luiza (ktoś tak czy siak musiał z tego dośrodkowania wbić piłkę do bramki)… nagle zgłupiał Pastore. Gość, który miał przed kilkoma laty podbić świat i którego Francuzi wyciągnęli za aż 40 baniek z Palermo jak dotąd specjalnie się nie wyróżniał. Więcej, nie mógł być nawet momentami pewny miejsca składzie. A tu nagle bach. Błysk, wielki moment (największy odkąd jest nad Sekwaną), wjazd w defensywę Chelsea jak w masło i 3:1. Na dobitkę, w doliczonym czasie gry. I trudno współczuć ekipie Mourinho, która spod gilotyny uciekała dosyć szczęśliwie – np. wtedy, gdy arbiter nie zauważył faulu Cahilla na Cavanim w polu karnym pod koniec pierwszej połowy. Oliwa sprawiedliwa. Tym samym passa PSG bez porażki w pucharach na własnym stadionie przedłużona już do 29 meczów, a wiele wskazuje na to, że klubowy rekord nadal będzie można śrubować. W półfinale.

Najnowsze

Anglia

Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]

Wojciech Piela
0
Kolejne zwycięstwo Aston Villi! Błąd Casha nie przeszkodził [WIDEO]
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama