Wkoło słyszę zachwyty nad Luką Modriciem, a przecież to zawodnik, który kompletnie nie potrafi grać niskim pressingiem. To ma być piłkarz, którego tak wiele osób widzi jako MVP turnieju i kandydata do Złotej Piłki?
Tak.
– To najlepszy chorwacki piłkarz wszechczasów – mówi wprost Ivan Rakitić, a Slaven Bilić wyznaje, że to pod Modricia ustawiał całą swoją taktykę. Sir Alex Ferguson dorzuca swoje trzy grosze mówiąc, że Modrić należy do wąskiego grona piłkarzy niepopełniających błędów, a Cristiano Ronaldo, hiperpiłkarz z hiperwielkim ego, zdobywa się na stwierdzenie, że to Modrić decyduje o sposobie, w jakim gra Real.
Artysta, który powinien wchodzić do swojej pracowni w garniturze, z nadętą miną, poprawiając idealnie przystrzyżone włoski i narzekając, że ci od wnoszenia fortepianu znów obili jego instrument na schodach. Taki mógłby być Luka Modrić. Woli być jednak artystą, który wszystkie elementy gwiazdorstwa chowa do szafy i na robotę idzie w drelichu i z kilofem w ręce. Artysta, który idzie na koncert z takim samym nastawieniem, jakby grał właśnie na szkolnym przeglądzie talentów. Jak celnie napisała redakcja niemieckiego 11Freunde – Modrić jest być może największą supergwiazdą spośród piłkarzy, którzy nie czują się jak supergwiazdy.
Mecz z Rosją, dogrywka. Luka Modrić atakuje rosyjskiego obrońcę pojedynczym pressingiem. Udaje mu się zablokować podanie, piłka idzie w kierunku chorągiewki. Mógłby spisać ją na straty i pewnie nikt by się specjalnie nie zdziwił, bo nie zapowiadało się, że można do niej dopaść – Modrić włączył jednak turbo i dorwał ja tuż przy linii końcowej.
Mecz z Anglią, dogrywka. Luka Modrić poprawia sobie piłkę, lecz ta przypadkowo mu ucieka. Anglik wychodzi z szybką kontrą, lecz Modrić biegnie za nim ile sił i ostatecznie wślizgiem wybija piłkę na aut. Wygląda to tak, jakby stracił ją specjalnie po to, by mieć okazję ją odzyskać.
Takie małe sytuacje, których podczas tych mistrzostw w wykonaniu Modricia obserwujemy multum, składają się na obraz człowieka, którego moglibyśmy nazwać przy użyciu pewnego słowa zaczynającego się na „l” i kończącego na „r”.
Leser.
Lider.
Mistrzostwa świata widziały już Neymara, który równie dużo energii co na strzelanie bramek poświęcił na turlanie się po murawie i robienie z siebie pośmiewiska. Widziały Leo Messiego, który jest świetnym piłkarzem, ale wyrwać Argentyńczyków z marazmu nie potrafi. Widziały Oezila, który nie wytrzymał presji związanej z „aferą erdoganową” i totalnie schował się za plecami kolegów. Widziały Roberta Lewandowskiego, który dzień po odpadnięciu z mistrzostw miał do przekazania całemu krajowi, że w sumie jest spoko, a jego koledzy do niczego się nie nadają.
I widziały Lukę Modricia. Generała, który prowadzi Chorwatów do walki. Gościa, który nie tylko gra w piłkę najlepiej, ale i biega najwięcej, daje najwięcej sygnałów do walki i biegania. Chorwacja rozegrała już trzy dogrywki, co oznacza, że ma w nogach łącznie już jeden mecz więcej niż Francja. Czy będzie widać po niej zmęczenie w finale? Pewnie nie. Nawet jeśli ktoś będzie miał dodatkowe minuty w nogach, spojrzy na Modricia i pomyśli sobie: cholera, skoro nasz najlepszy piłkarz tak zasuwa, to ja chyba nie mogę być gorszy.
Nikt tak pięknie nie walczy na tych mistrzostwach jak Modrić, zwłaszcza, że walka toczy się nie tylko o złoty medal mistrzostw, a także (przede wszystkim?) o reputację. 13 czerwca 2017 roku. Luka Modrić zostaje przesłuchany w sprawie Zdravko Mamicia, wieloletniego prezesa Dinamo Zagrzeb i członka federacji piłkarskiej, którego historia to scenariusz na kilka sezonów serialu kryminalnego. Modrić tłumaczy się z dokumentów, które podpisano przy jego transferze do Tottenhamu za grube pieniądze. Wątpliwości prokuratury budzi data podpisania papierów. Dwa lata wcześniej Modrić mówił podczas przesłuchania, że parafował je już po dokonaniu transferu. Nagle zmienił jednak zeznania. Teraz utrzymuje, że podpisał w czerwcu 2004 roku. Prokuratura uważa, że zrobił to jednak cztery lata później i dodatkowo przytulił połowę sumy odstępnego z nieczystego transferu, a teraz chroni Mamicia, któremu chorwacka prokuratura dobiera się do tyłka.
Afera nie przysporzyła Modriciowi zwolenników w kraju, który skorumpowanego Mamicia uważa za symbol patologii chorwackiej piłki. Jeżeli podczas mundialu walczy o naprawienie reputacji – wychodzi idealnie.
Takiego lidera wyobrażalibyśmy sobie w naszej reprezentacji zamiast palców w tyłkach czy konferencji, na których dowiadujemy się, że nasze miejsce jest na dnie grupy, której wygrani odpadają już w 1/8.
Panowie reprezentanci, prosimy czerpać inspirację.
Fot. FotoPyK