Wiadomo nie od wczoraj, że prezes Realu Madryt uwielbia ściągać do swojego zespołu gwiazdy mistrzostw świata. Możemy sobie wyobrazić, że zasiadł dzisiaj przed telewizorem ze szklaneczką rudej na myszach i postanowił dokonać wyboru. Kylian Mbappe czy Eden Hazard? Który bardziej zasługuje na to, żeby zagrać w nieskazitelnie białym trykocie Królewskich i zastąpić wielkiego Cristiano Ronaldo? Która gwiazda lepiej się odnajdzie w galaktycznej układance Los Blancos?
Nie no, jasne, że Perez nie podejmie decyzji na podstawie jednego meczu, ani nawet jednego turnieju. Być może Mbappe w ogóle nie będzie w najbliższym czasie do kupienia. Albo w grę wejdą takie pieniądze, że nawet Real Madryt spasuje i poczeka na kolejne rozdanie. Niemniej, jeżeli Florentino zastanawiał się, czy bardziej wartościowym zastępcą Ronaldo będzie Francuz czy Belg, to obaj panowie nie ułatwili mu zadania.
Zagrali na podobnym poziomie. Bardzo wysokim.
Mbappe był trochę bardziej finezyjny. Sztuczka techniczna, za pomocą której wypuścił Giroud na czystą pozycję – majstersztyk, a było tego w jego grze więcej. Czarował. Udowodnił naturę boiskowego showmana. Trochę takiego jak Cristiano z czasów Manchesteru United. Nieprawdopodobnie dynamiczny, efektowny, ale i zazwyczaj efektywny. Niestety, koledzy kilka razy zaprzepaścili jego fenomenalne rajdy i błyskotliwe podania.
Na pewno trochę za często znikał, a trochę za rzadko pojawiał się w świetle bramki – to był jego mankament w dzisiejszym spotkaniu. No i skłonności do niesportowych zachowań – za to, niestety, trudno go polubić. Zupełnie niepotrzebnie robi z siebie pajaca. Ale młody Ronaldo również miał tego rodzaju zapędy. Zresztą – nigdy się z nich tak do końca nie wyleczył, ale z wiekiem jednak dojrzał i je ograniczył. Cokolwiek powiedzieć, Mbappe to wciąż nastolatek. Gówniarz. I tak się czasem zachowuje.
Z kolei Hazard wyglądał trochę jak Cristiano późniejszy, już ten madrycki. Przebiegły, inteligentnie grający pod faul, lecz obdarzony kapitalną szybkością, balansem ciała. Nieuchwytny i wyróżniający się ewidentnymi cechami przywódczymi. Opaska kapitańska w kadrze nie ląduje na jego ramieniu przez przypadek. Kiedy Belgia miała problem, desperacko szukała wyrównania, nie potrafiła sforsować defensywy przeciwnika – piłka wędrowała do skrzydłowego Chelsea. Z nadzieją, że on naleje niemal z pustego.
Kilka razy był tego blisko. Jak choćby wówczas, gdy wypracował rzut wolny z kapitalnej pozycji, ale arbiter z sobie tylko znanych powodów przeoczył ewidentny faul na Belgu.
Wciąż brakuje mu jednak wykończenia akcji, co było widoczne nawet w tym meczu. Na pewno nie ma takiego strzału i instynktu w szesnastce, jakim dysponuje Cristiano. W ogóle, trochę zbyt rzadko operuje wewnątrz pola karnego. Aczkolwiek Portugalczyk dopiero w Hiszpanii zaczął wykręcać swoje strzeleckie rekordy, więc może i przed Edenem jest jeszcze szansa na progres w tym elemencie. Choć do poprawy jest dużo więcej, niż było u CR7.
Obaj, Mbappe i Hazard, pokazali się dzisiaj ze świetnej strony na największej możliwej scenie. Każdy z nich zasłużył na grę o złoto, choć awansować mógł tylko jeden. Ale drużynowych rozstrzygnięć Perez nie będzie brał przecież pod uwagę. Nie obchodziło go, że Kolumbia opuściła turniej już w ćwierćfinale, gdy zatrudniał Jamesa Rodrigueza. Choć, z drugiej strony – jeżeli Francja sięgnie po mistrzostwo, to na pewno na liście jego transferowych ambicji najwyżej wskoczy młodziutki chłopak z pucharem świata w dłoniach.
Biorąc pod uwagę, że Cristiano i Messi mogą już dzisiaj najwyżej oglądać popisy Hazarda i Mbappe przy grillu, nie ma chyba wątpliwości. W futbolu idzie nowe. Cokolwiek zdecyduje Perez, możemy być pewni, że nie prześpi tego newralgicznego momentu. To za stary wróbel, żeby nie połapać, co się święci. Prezes Królewskich na pewno zdaje sobie sprawę, że odejście Ronaldo to jeszcze nie koniec świata. Może nie jeden do jednego, ale… Jest go kim zastąpić.
fot. Newspix.pl