Gdyby istniała skala Peszkina, Nicklas Bendtner dostałby 11/10. Swoim wyczynem Duńczyk pobił Polaka na głowę. Ba, pobił chyba całe środowisko, bo jego odpał znacznie bardziej pasowałby naćpanemu rockmanowi. Poprzeczka urozmaicenia interakcji na linii piłkarz-taksówkarz została zawieszona tak wysoko, że nie przeskoczyłby jej nawet Renaud Lavillenie, który powiedział ostatnio, że niemożliwe nie istnieje. A jednak.
Kiedy jego koledzy z Arsenalu biegali, walczyli i za wszelką cenę starali się ugodzić Bayern, on – kontuzjowany – przebywał w Kopenhadze. Nie trudno domyślić się, że meczu nie oglądał w towarzystwie babci i jej koleżanek z kółka różańcowego. Poszedł w tango. Wziął kumpli i ostatni mecz Kanonierów w tej edycji Ligi Mistrzów śledził zza barowej lady. Nic nadzwyczajnego. Zdrowy (przynajmniej fizycznie), młody człowiek. Futbol i browar to nierozłączna para.
To, co działo się potem, przeszło jednak ludzkie pojęcie. Bendtner wyszedł z lokalu i zamówił taksówkę. Jeden z jego kumpli przyjechał rowerem. Kiedy taksówkarz wysiadł i ładował dwukołowiec do bagażnika, piłkarz Arsenalu i jego kompani zdążyli dostać się do auta, zdemolować radio i zabrać bogu ducha winnemu facetowi kilka prywatnych przedmiotów, które leżały w schowku między siedzeniami.
– Poprosiłem, żeby oddali to, co moje. Wtedy Bendtner powiedział, że gdyby nie był tak sławny, to dałby mi w ryj i nazwał mnie tłustym wieprzem. Kazałem im wysiąść z samochodu. Zrobili to dopiero, kiedy zagroziłem wezwaniem policji – żalił się duńskiemu tabloidowi.
Koniec? Co wy. Najlepsza była puenta.
– Wtedy kompletnie mu odbiło. Wysiadł, rozpiął spodnie i zaczął uderzać w samochód paskiem, wykrzykując, że chce mnie pieprzyć. Pocierał szybę brzuchem. W ciągu 25 lat pracy na taksówce woziłem wielu pijaków i degeneratów, ale czegoś podobnego nie doświadczyłem jeszcze nigdy – powiedział zszokowany.
Jak na razie rzecznik Arsenalu, podobnie jak i sam piłkarz, odmawiają komentarza. Na koniec jeszcze jedna perełka, czyli cytat z wywiadu, którego udzielił ledwie tydzień temu. – Ludzie myślą, że jestem jakimś psychopatą. Myślą, że zajmuje się tylko o imprezowaniem i że nie zależy mi na piłce. To tak dalekie od prawdy, jak tylko można.
Ktoś tu chyba na serio traci kontakt z rzeczywistością.