Do polskiej piłki trafił przed sezonem 2011/12, kiedy Piast Gliwice grał jeszcze w pierwszej lidze. Ruben Jurado świetnie wprowadził się do drużyny i odegrał znaczącą rolę przy awansie do Ekstraklasy. Na wyższym poziomie też radził sobie całkiem przyzwoicie – w tym sezonie jest np. najlepszym strzelcem swojej drużyny. Dla kibiców pozostaje jednak postacią anonimową. W rozmowie z Weszło hiszpański napastnik opowiedział o swoim pobycie w Sevilli, znajomości z Sergio Ramosem i kryzysie w hiszpańskiej piłce. Padło też kilka istotnych deklaracji odnośnie przyszłości.
Faktycznie mieszkasz w hotelu?
Tak. Zamieszkałem tu trzy lata temu, po przyjeździe do Gliwic. Tak jest wygodnie. Mam blisko na stadion, mogę tu zjeść… Nie potrzebuję mieszkania, skoro jestem tu sam. Żona pracuje w Sewilli jako osoba zarządzająca siecią ubrań dla dzieci, a czteroletnia córka chodzi tam do przedszkola. Prowadzą w Hiszpanii swoje życie i nie chciałem im tego zabierać. Raz na kilka miesięcy przylatują do mnie, ale na stałe – głownie ze względu na język – byłoby im ciężko.
Kupiłeś już polski telefon, czy ten, który mi podałeś, to jakiś tymczasowy? Bo twoi koledzy znają tylko hiszpański numer.
Tak, tak, mam polski numer, ale nie podałem go zbyt wielu osobom.
Nie dogadujesz się jeszcze z nimi?
Nie, nie o to chodzi. W szatni bardzo dobrze się czuję i nie mam problemu, by pogadać o piłce.
Opowiedz może na początek, skąd w ogóle się wziąłeś w Gliwicach, bo od kiedy tu trafiłeś, nie pojawił się na twój temat żaden większy materiał.
Racja, to mój pierwszy większy wywiad. Brat naszego trenera Dudka, Jerzy zna człowieka, który pracuje w polskiej ambasadzie w Madrycie, Andrzeja Janeczko. Powiedzieli mu, że Piast potrzebuje napastnika lub ofensywnego pomocnika. Wtedy Janeczko się ze mną skontaktował i zaproponował przyjazd do Polski. Początkowo na trzy dni, ale widzisz… Minęły już trzy lata. Pierwszy rok był bardzo dobry – awansowaliśmy do Ekstraklasy. Drugi też – nikt w nas nie wierzył, a zostaliśmy rewelacją sezonu. A teraz? Cóż… Trochę przerżnęliśmy.
Dlaczego?
Może w poprzednim sezonie stanowiliśmy dla przeciwników większą zagadkę? Mieliśmy też dużo szczęścia, a przez ostatni rok liga się wzmocniła, choćby Wisła i Pogoń.
Piast też chciał się wzmocnić kilkoma zawodnikami z Portugalii.
No tak…
Zdajesz sobie sprawę, że jesteś jedynym obcokrajowcem, który sprawdził się w Gliwicach przez ostatnich kilka lat i który cieszy się jakąkolwiek marką?
Jedynym, który się trzyma, co? (śmiech) To prawda, jestem z siebie zadowolony i czuję, że ludzie w Gliwicach bardzo mnie cenią. Stałem się dla nich liderem.
Nie myślałeś nigdy o zmianie otoczenia?
Po awansie – nie. Chciałem spróbować sił w Ekstraklasie z Piastem. Potem przyszły jakieś oferty, ale nie były wystarczająco przekonujące, więc przedłużyłem kontrakt.
Nie były przekonujące dla ciebie czy dla klubu?
Nie wiem, na ile konkretne były te oferty, które spłynęły do klubu, bo nikt mi ich nie przedstawił. Ze mną kontaktowały się Lechia i Pogoń, ale nie udało nam się porozumieć.
Co, jeśli teraz Piast spadnie?
Będę chciał odejść. Przez trzy lata zrobiłem dla tego klubu naprawdę dużo. Chciałbym zagrać w innym polskim klubie lub za granicą. Nie wiem, może się mylę, ale chyba pokazałem się z takiej strony, że zasłużyłem na wyższy poziom.
Z czego to wynika, że jako jedyny z obcokrajowców sprawdziłeś się w Gliwicach? Masz jakieś logiczne wytłumaczenie? Adaptacja?
Adaptacja? Nigdy nie rozumiałem tego problemu. Przecież zima i język nie zmienią moich umiejętności. Wchodzę na boisko, robię co w mojej mocy, a pozostałe rzeczy nie mają znaczenia. Jestem przekonany, że tak byłoby w każdym miejscu. Gdybym trafił do Chin, to na boisku myślałbym o piłce, a nie o zimnie lub rodzinie. Takimi tematami człowiek zajmuje się później. Sam futbol oczywiście jest tu inny, bardziej fizyczny, ale akurat z przygotowaniem fizycznym nigdy nie miałem problemu.
Spędzasz dużo czasu na siłowni?
Wręcz przeciwnie, wcale nie tak wiele. Najwięcej wynika z genetyki. Tak naprawdę zawsze byłem silny, a kiedy spędzam na siłowni zbyt dużo czasu, za szybko nabieram masy i tracę dynamikę. Ale mówię: nie miałem kłopotu z dostosowaniem się do bardziej fizycznej piłki. Bardziej zdziwiło mnie parę spraw związanych z taktyką. Zauważyłem, że ok. 60 minuty w drużynach pojawia się dużo chaosu, ale mnie to akurat pomaga. Im więcej bałaganu taktycznego, tym lepiej dla napastnika.
Z czego to wynika, że tak często zmieniałeś kluby w Hiszpanii?
Naprawdę tak często? Widziałem, że niektórzy podają kluby, w których nigdy nie grałem.
Rzuć okiem na CV i skoryguj błędy. 90minut.pl to najbardziej wiarygodna strona.
No tak, jest parę błędów. Berja? Nigdy tam nie grałem. Utrera i Mairena? Też nie. Powinno wyglądać tak: juniorzy Sevilli, Sevilla B, Hellin, Cacereno, Almansa i Piast. Nie wiem, skąd te informacje. Ktoś musiał wprowadzić ich w błąd.
OK, skorygowane, to lecimy po kolei. Zacząłeś w Sevilli.
Miałem siedem-osiem lat, gdy trafiłem do “cantery” i przechodziłem kolejne szczeble aż do 19. roku życia. Miałem się od kogo uczyć, bo lepsze szkolenie od Sevilli ma w Hiszpanii tylko Real i Barcelona. Takie przykłady jak Ramos, Capel, Reyes czy Navas mówią same za siebie. Zdecydowałem się jednak przenieść do Hellin, drużyny z Tercera Division, która aspirowała do awansu do Segunda B. Nie udało się, więc przeszedłem do Cacereno, gdzie spędziłem trzy lata i w końcu awansowałem do Segunda B.
Ciężko jest wychowankowi Sevilli spaść na tak niski poziom?
Rezerwy Sevilli grały w Segunda B, więc zszedłem tylko o jedną klasę rozgrywkową, by po jakimś czasie na nią wrócić.
Czego zabrakło, byś przebił się do dorosłego zespołu Sevilli?
Na pewno trochę szczęścia, ale nie oszukujmy się – tam było strasznie ciężko się przebić. Musiałbym być wyjątkowym zawodnikiem, by w ogóle trafić do Primera Division. Walczą o to całe masy dzieci, a udaje się bardzo niewielu. Z mojego roku w Sevilli dokonali tego jedynie Sergio Ramos i Jose Manuel Casado z Malagi. Pozostali albo grają w niższych ligach, albo musieli zmienić zawód. Jeden jest policjantem, drugi trenerem dzieciaków… No, ale żebym przebił się do dorosłej Sevilli musiałoby się wydarzyć bardzo wiele rzeczy. W ataku pierwszego zespołu grali Luis Fabiano, Kanoute i Kepa. Wszyscy musieliby doznać kontuzji, by trener dał mi szansę. Ani Juande Ramos, ani Manolo Jimenez nie widzieli dla mnie miejsca. Liczyłem, że ten drugi mnie zauważy – w końcu pracowaliśmy razem w rezerwach – czułem, że to moja szansa, ale nie udało się. W samej drużynie rezerw byłem jednak najmłodszy, więc naprawdę trudno było wtedy myśleć o pierwszym zespole.
Zdarzało ci się chociaż z nim trenować?
Wiele razy, takie gierki odbywały się często. Nie do zatrzymania był Julio Baptista. Kopaliśmy go, przepychaliśmy, on się wkurzał, ale piłki nie tracił. A w obronie? Największe wrażenie robił Javi Navarro.
A Sergio Ramos?
Silny, z charakterem, ale jego akurat wyróżniała jedna cecha. Tupet. W wieku 16-17 lat wchodził do szatni jak weteran. Takie postaci jak Javi Navarro nie robiły na nim żadnego wrażenia. Na początku starsi zastanawiali się, co to za cwaniaczek, ale jak wchodził na boisko, to wszyscy zapominali o tej bezczelności, bo po prostu był świetny. Pamiętam, jak pojechaliśmy na zgrupowanie w Portugalii. Poszliśmy na krótką sjestę, a kilku zawodników nie pozwalało nam się przespać, bo cały czas grali w piłkę. Sergio od razu wypadł z pokoju, zabrał piłkę, wyrzucił i zaczął się przepychać. Naprawdę niczym się nie przejmował. Jak coś mu nie odpowiadało – reagował od razu. Ramos – obok kumpla, który teraz gra w Cacereno – był wtedy moim najlepszym kolegą. Potem on wystrzelił, a my… Cóż, musieliśmy znaleźć opcje dla siebie. Wiedzieliśmy jednak, że Sergio się powiedzie, bo trenerzy zawsze na niego stawiali. Joaquin Caparros dał mu zagrać w Primera Division w wieku 16 lat.
Najbardziej charakterny piłkarz, jakiego poznałeś?
Na pewno z największym tupetem. Cały Sergio Ramos. Ale o znajomych nigdy nie zapomina. Zawsze kiedy przyjeżdża do Sewilli, zaprasza wszystkich z dzieciństwa na kolację. Raz na jakiś czas wymienimy też kilka wiadomości na WhatsApp. Czasem pyta, jak idzie Piastowi. Raz go też odwiedziłem w La Moraleja, w Madrycie. Bardzo rodzinny, normalny gość.
A pozostałe gwiazdy?
Najbardziej szalony jest Reyes. Niczego nie rozumie, żyje w swoim świecie. Navas z kolei jest najbardziej rodzinny z wszystkich. Spędza z nimi praktycznie cały czas.
Znasz się z nimi?
Nie mamy stałego kontaktu, ale jak miniemy się w restauracji w Sewilli, to zawsze parę zdań zamienimy.
Jak patrzysz na kariery takich zawodników, to nie myślisz, że nie powinieneś był wyjeżdżać z Sevilli tak szybko, tylko może lepiej było poczekać?
To strasznie trudna decyzja, ale… Tak, myślę tak, jak mówisz. Sądzę, że popełniłem błąd. Powinienem był zacisnąć zęby, ale zmieniłem klub i nie było już powrotu. Dziś mogę żałować, ale nic nie mogę zrobić. Tym bardziej, że Sevilla chciała, bym został, ja byłem nieugięty, a po moim odejściu rezerwy awansowały do Segunda Division. Jasne – nie mogłem tego przewidzieć, ale widzisz… Podjąłem złą decyzję. Moi koledzy awansowali do Segunda, a ja do Segunda B, czyli klasę niżej.
Będąc wychowankiem tak mocnego klubu nie mogłeś znaleźć sobie klubu w Segunda?
To nie takie proste. Segunda to naprawdę bardzo wysoki poziom. W Polsce jest zupełnie inaczej – tutaj daje się bardzo wiele szans dzieciom. Podoba mi się, że młodzi mogą grać, ale w Hiszpanii to niemożliwe. Tam liczy się jakość. Musisz ją dawać od razu. Ostatnie pół roku w ojczyźnie spędziłem w Almansie, a potem przeniosłem się do Polski.
Ze względu na sytuację finansową?
Nie, wtedy jeszcze nie było takiego kryzysu, jak teraz.
Dziś jeden z zawodników Almansy trafił do Concordii Elbląg. Przepaść.
Faura? Tak, pamiętam go.
Nie mam pojęcia, ile potrafią ci piłkarze Concordii, ale rozmawiając z nimi miałem wrażenie, że podchodzą do ciebie i Quintany z dużą zazdrością, bo nie czują się gorsi, a nikt się po nich nie zgłosił.
Ale przecież mi też nikt nie dał niczego za darmo. Wszystko wygrałem na boisku. Tak samo Quintana.
Jeden z zawodników Concordii stwierdził, że w Segunda B można znaleźć wielu zawodników na poziomie Quintany, który jest tu gwiazdą.
W Hiszpanii jest wielu klasowych zawodników, ale Quintana naprawdę daje dużą jakość. Rozmawialiśmy o tym wcześniej – Dani może być świetnym zawodnikiem, ale w Hiszpanii nie ma takiego chaosu taktycznego, przez co trudniej było mu się pokazać. Tutaj – ze względu na umiejętności i ten bałagan – pokazuje, co potrafi, ale np. w Segunda Division poradziłby sobie spokojnie, tylko nikt mu nie dał tej szansy. O to mi chodzi, gdy mówię, że piłkarzowi mogło zabraknąć szczęścia. Wielu zawodników z Segunda wyróżniałoby się w Ekstraklasie, ale z Segunda B? Zależy. A przecież właśnie z tej ligi przyszedł tu Quintana.
A Ekstraklasa to jaki poziom w porównaniu do Primera i Segunda?
Mniej więcej pomiędzy średniakami Segunda Division i silnymi drużynami z Segunda B.
A np. Legia i Lech?
Segunda Division. W Primera byłoby im ciężko.
Gdybyś teraz dostał propozycję z Segunda, to zaakceptowałbyś ją czy odpuściłbyś ze względu na kryzys?
Zaakceptowałbym. Tam nie ma aż takiego kryzysu. Na tym poziomie – nawet jeśli pojawiają się problemy finansowe – ostatecznie wszystko spłacą. Sytuacja najbardziej pogorszyła się w Segunda B. Wyróżniający się zawodnik może tam zarobić 4-5 tysięcy euro, ale to nie to samo co 20 tysięcy złotych w Polsce. Nie da się tego nawet porównać. W Segunda jest dużo lepiej, natomiast na niższym poziomie futbol stracił swój status. Piłkarze nie są tak uprzywilejowani, jak przed kilkoma laty.
Dzwonią do ciebie zawodnicy z niższych lig hiszpańskich, by zapytać, jak się dostać do Polski?
Cały czas! Szczególnie ci, którzy grają w Segunda B, nie mają szansy na Segunda i chcą wyjechać z Hiszpanii. Praktycznie w każdym tygodniu ktoś dzwoni.
– Ruben, mógłbyś zapytać, czy znalazłoby się miejsce?
– Człowieku, przecież nie jestem dyrektorem sportowym.
Co w ogóle w Polsce się myśli o zagranicznych piłkarzach?
Zależy. Kilku Hiszpanów lub ogólnie piłkarzy z Półwyspu Iberyjskiego naprawdę się tu wyróżnia, ale w Piaście… Cóż.
Hiszpanów w Ekstraklasie nie ma aż tak wielu. Ja, Quintana, Astiz, Carles Marc, Gerard Badia… Kto jeszcze? Jeden chłopak z Widzewa. O, i Śląsk jeszcze teraz jednego ściągnął. Jeden z dziennikarzy z Sewilli mówił mi ostatnio, że ten Juanito Calahorro to bardzo dobry piłkarz. Myślę natomiast, że na tyle, na ile to możliwe, polskie kluby skorzystałyby na obserwacjach piłkarzy z rezerw klubów z Primera Division. W “canterach” jest wielu młodych, bardzo dobrych zawodników, ale bez szans na grę.
To co, zostaniesz kiedyś agentem?
Po zakończeniu kariery – czemu nie? Teraz byłby na to idealny moment, ale – jak mówię – kryzys faktycznie dotyka wyłącznie lig poniżej Segunda Division. Mówi się o problemach finansowych Deportivo, ale to tylko tymczasowo drużyna drugoligowa. Niedługo wrócą do elity. Problemy zaczynają się niżej. Niektórzy prezesi z Segunda B kontraktując piłkarza, oferują mu też normalną pracę w swojej firmie budowlanej. Mnie to nigdy nie dotyczyło, ale znam wielu zawodników z Segunda B i Tercera, którzy muszą pracować, bo nie mogą nic zaoszczędzić, grając w piłkę. To, co zarobisz, wystarcza ci na życie. Parę lat temu było zupełnie inaczej. W Segunda B płaciło się bardzo, bardzo dużo. To jeden z głównych powodów kryzysu. Poziom tych niższych lig też znacząco się obniżył.
Podstawa piramidy się sypie?
Dokładnie. Wielu zawodników musi już myśleć o przyszłości. Uczą się albo przygotowują do dalszej pracy. Sama piłka przestała wystarczać.
Masz kupę szczęścia, że udało ci się stamtąd wyrwać w idealnym momencie.
To prawda, ale na początku nie wiedziałem, gdzie jestem, nie miałem do kogo się odezwać i wcale tak dużo nie zarabiałem. Dzięki Bogu awansowaliśmy do ekstraklasy i wszystko się poprawiło.
Gdybyście nie awansowali, to zostałbyś w Gliwicach?
Nie wiem, czy sam klub chciałby, bym został. Nie mam pojęcia. W końcu do Piasta trafiło też dwóch Hiszpanów – Fernando Cuerda i Alvaro Jurado – których sam poleciłem do Piasta. Obaj grali w rezerwach Sevilli – stamtąd ich znałem.
Ani jeden, ani drugi nie sprawdził się w Gliwicach.
Na początku szło im dobrze, ale potem obaj zaczęli łapać kontuzje.
To prawda, że jeden z nich po zakończeniu kariery został nauczycielem flamenco?
Nie (śmiech). Tylko jako hobby. Fernando pracuje u rodziny, a w weekendy śpiewa flamenco w barach ze swoim zespołem. Alvaro natomiast pracuje z dziećmi w “canterze“ Sevilli.
Badię i Martineza też ty wynalazłeś?
Nie, ich wcześniej nie znałem.
Nie macie ostatnio dobrej passy przy transferach.
Jeszcze za wcześnie, by oceniać tych, którzy przyjechali do nas zimą, a Rabiola…
W ogóle nie strzela goli.
Dla mnie to po prostu niewiarygodne, bo Rabiola jest dobrym piłkarzem! Dobrze porusza się po boisku, potrafi przytrzymać piłkę, ale nie zdobywa bramek. Nie mam pojęcia, jak to wytłumaczyć.
Jeden z zawodników Piasta powiedział, że jeśli się odblokuje, to zacznie już strzelać regularnie. A jeśli nie…
Oby się odblokował, ale… W Piaście jest bardzo, bardzo ciężko strzelać gole. Nie jesteśmy Lechem ani Legią, które cały czas stwarzają sobie sytuacje. My czasem dochodzimy do jednej – trzeba to zrozumieć.
Ty na razie strzelasz regularnie po siedem na sezon.
Tylko powinny się liczyć razy dwa (śmiech). Ale naprawdę – często się nad tym zastanawiam, będąc na boisku, jak ciężko jest u nas o sytuacje. Oglądam mecze Lecha, Legii, Wisły i widzę na przykład do jak wielu sytuacji dochodzi Teodorczyk! U nas byłoby to niemożliwe.
Robak jakoś strzelał.
Robak to typowy goleador. W polu karnym wpada mu praktycznie wszystko.
Czyli Teodorczyk strzeliłby w Piaście trzy gole na sezon?
Tak myślę. Naprawdę! W Lechu ma trzy-cztery okazje na mecz, a tutaj byłoby mu ciężej.
Ile trzeba za ciebie zapłacić?
Klauzula odstępnego wynosi 175 tysięcy euro brutto. Normalna cena. Damian Zbozień kosztował więcej. Mój kontrakt – po przedłużeniu – wygasa w 2015 roku.
Ale uważasz, że stać cię na lepszy klub, bo wyrobiłeś sobie jakąś markę?
Tak właśnie myślę. Wyrobiłem sobie nazwisko i zasługuję na lepszy klub, w którym miałbym więcej radości z gry. Może powinienem był przedłużyć kontrakt o rok, a nie o dwa lata?
Nie boisz się, że Piast może ci robić problemy przy transferze?
Jeśli ktoś zapłaci klauzulę, nie będzie żadnego problemu. W przeciwnym razie nie sądzę, by pozwolili mi odejść.
Z drugiej strony masz tę swobodę, że – w przeciwieństwie do wielu piłkarzy z Segunda B – jeśli zostaniesz w Piaście, to pewnie dalej będziesz strzelał gole, a po wygaśnięciu kontraktu bez problemu znajdziesz w Polsce klub.
To prawda, ale naprawdę chciałbym zagrać w silniejszym zespole. Myślę, że stać mnie na grę w Śląsku czy Wiśle, nie sądzisz? (śmiech) W tym okienku Janoszka przeszedł do Zagłębia i tak się zastanawiam – dlaczego nie pomyśleli o mnie? Naprawdę nie rozumiem, dlaczego dyrektorzy z Lubina, Krakowa czy Wrocławia nigdy do mnie nie zadzwonili.
Janoszce akurat wygasł kontrakt z Ruchem, więc było mu łatwiej.
Rozumiem, ale widzę, że kluby zmieniają przede wszystkim Polacy. Niby zawsze pojawiają się jakieś pytania, ale ofert nie ma. To strasznie dziwne. Hiszpański napastnik strzelający gole dla drużyny, która zagrała w eliminacjach do europejskich pucharów, nie dostaje żadnej propozycji? W głowie mi się to nie mieści i chyba nigdy tego nie zrozumiem. Czuję jednak, że mój okres w Piaście… Naprawdę, spędziłem tu dużo czasu.
Nie spodoba się to kibicom Piasta.
Mam wrażenie, że bardziej jestem ceniony przez kibiców niż przez klub.
Może przez to, że nie mówisz jeszcze po polsku.
Możliwe, że tak jest.
Mogą być rozczarowani, że jeszcze się nie nauczyłeś.
Nie wiem. Mówię po prostu, jakie mam odczucia.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK