Im dalej w sezon, tym więcej osób zadaje sobie pytanie, kto w tym roku jest w stanie jakkolwiek zagrozić Bayernowi? No to krótko: w Bundeslidze nikt. W Europie, moim zdaniem, tylko Real Madryt.
Czy zanosi się na kolejny sezon absolutnej niemieckiej dominacji? W tej kwestii tyle zdań, ile osób. Czytam, jak choćby Arsene Wenger mówi, że w jego opinii lepszą piłkę grają Hiszpanie. Osobiście twierdzę, że w bezpośrednim starciu więcej atutów mieliby Bawarczycy. Drużyna, która w ostatnich miesiącach praktycznie nie ma żadnych wahań formy, dysponuje bardzo szeroką i wyrównaną kadrą, głodną potwierdzenia tytułów, które już zdobyła. Do tego mająca na ławce Guardiolę, który specyfikę hiszpańskiej piłki zna doskonale – te wszystkie, często decydujące, szczególiki i taktyczne detale.
Kiedy Bayern zamieniał Heynckesa na Guardiolę, padały pytania: a co on tu jeszcze może zmienić? Jak ulepszyć to, co idealne?
Moim zdaniem – już widać, że można. Do tej pory słyszę głosy ludzi, którym bardziej podobała się gra w czasach Heynckesa, czyli Bayern przechodzący do szybkiego kontrataku. Nie ten, który obecnie dominuje w ataku pozycyjnym, akcje buduje powoli i z dużą dokładnością, a więc gra dokładnie według pomysłu Guardioli i to w jego najlepszym wydaniu. Styl to kwestia gustu, ale o efekty nie można się spierać. Jak to powiedział Thiago w jednym z ostatnich wywiadów: „Pep cieszy się z wygranej przez 15 sekund. Po nich myśli już o kolejnym meczu”. Wielu trenerów można uznać za perfekcjonistów, ale on robi różnicę.
Przeglądam ostatnie wyniki Bayernu w Bundeslidze – 4:0, 4:0, 5:1 i 6:1. Liczba strzelonych goli powolutku zbliża się do setki (na dziś średnia wynosi dokładnie 3 bramki na mecz) i jestem przekonany, że do końca rozgrywek spokojnie ta setka pęknie. Co więcej, jeśli spojrzymy w terminarz i przeanalizujemy pozostałe mecze, możemy dojść do wniosku, że sytuacja mocno sprzyja zakończeniu sezonu bez porażki.
Mecz z Borussią Dortmund – na własnym boisku
Mecz z Bayerem Leverkusen – na własnym boisku
Mecz z Borussią Moenchengladbach – na własnym boisku.
Do tego wyjazdowe z Mainz, Herthą, Augsburgiem, HSV czy Brunszwikiem.
Bardzo podoba mi się, że efektywność w grze Bayernu nie jest uzależniona od jednego zawodnika. Ze składu może wypaść Ribery, może wypaść Robben, może Goetze i każdy z nich jest do zastąpienia bez znacznego uszczerbku. Po drugie – drużyna gra wysoko, ryzykownie, a traci bardzo mało goli. Duża w tym zasługa zwłaszcza Neuera, który nieraz naprawiał już błędy Dantego czy Boatenga. W Niemczech mówią o nim: najnowocześniejszy „libero” świata. Zdaniem niektórych, już teraz bardziej kompletny od legendy Olivera Kahna.
Wybiegając nieco do przodu, ciekaw jestem, co w Monachium wydarzy się latem. Bo z jednej strony spodziewam się (mimo wszystko) odejścia Mandzukicia, z drugiej strony – nie liczę na wydatki transferowe rzędu 40-50 milionów. Sam Guardiola twierdzi, że kadra jest wystarczająco mocna i jej się trzeba trzymać. Zwłaszcza, że w kolejce do założenia czerwonej koszulki już czeka Robert Lewandowski.
Póki co, jestem pewien, że Bayern to drużyna na tyle głodna sukcesu, że ten sezon spróbuje wykorzystać do maksimum – nie tylko w Lidze Mistrzów, ale i w Bundeslidze. W ich grze nie ma dziś kalkulacji, ani szafowania siłami, przy prowadzeniu czekania na końcowy gwizdek. Oni cały czas chcą strzelać bramki, bić rekordy, wygrywać jak najwyżej. To kwestia mentalności. Raz – piłkarzy, ale dwa – trenera, w bardzo dużej mierze. Bo jednak w czasach Juppa Heynckesa, Bayern – co nie jest żadnym zarzutem – bardziej szanowałby swoje siły.