Za nami przedziwna kolejka. Taka, że do pewnego momentu skonfundowani mieli być prawo ci, co w zakresie ich obowiązków leżało przygotowanie kompilacji z weekendowymi golami w Ekstraklasie. No bo – przyznajcie sami – skróty z meczu Piast – Podbeskidzie, Pogoń – Cracovia czy Korona – Lechia śmiało mogłyby (i chyba powinny) ograniczać się do tego, kto wylosował piłkę, a komu przypadł w udziale wybór połowy. A piękna bramka Jovanovicia? – ktoś zapyta. Dobrze, ona też, ale już nic więcej. Dlatego dzisiejsze nominacje do Kozaków i Badziewiaków pewnie trochę was zaskoczą.
Zacznijmy od postaci pozytywnych, choć zabrzmiało to jak powierzchowna analiza jakiegoś kiepskiego serialu. Z reguły, kiedy tak ciężko o wcelowanie piłką do siatki, w myśl zasady, że gole są przereklamowane, pięć minut sławy należy się obrońcom. I zobaczcie, znów jest dziwnie. Bo mimo że Cracovia zagrała na zero z tyłu pierwszy raz od 1846 roku, zdecydowanie większa zasługa była w tym rozregulowanego Robaka i marnego w ostatnich tygodniach Murayamy, niż fantastycznych interwencji Ł»ytki czy Jaroszyńskiego.
Powiedzmy wprost: to była kolejka nie obrońców, lecz defensywnych pomocników. Ci, nie dość, że dobrze zabezpieczali defensywę, w razie konieczności – jak Grzyb czy Jovanović – ładowali z dystansu na wagę trzech punktów. Tak, panów z pozycji numer sześć, gdyby nie ograniczona liczba miejsc, wzięlibyśmy pewnie dziesięciu.
Dziesięciu, ponieważ między słupkami pewne miejsce ma Kelemen. Kolejny raz w wysokiej formie, a dzięki skrajnej niefrasobliwości swoich stoperów, Słowak co rusz miał okazję, by efektownie poszybować. Przed nim czwórka obrońców. Z prawej strony, z konieczności, Grzyb – za bardzo ważny strzał i ofiarność, na przeciwnej flance Dziwniel – uprzykrzający życie Dudce, do tego znów jakość z przodu, natomiast w roli stoperów – twardy jak skała, lecz mniej elektryczny niż zazwyczaj Ukah, a także jeden z głównych autorów niespodzianki w Krakowie, czyli Stawarczyk.
Druga linia to typowi faceci od czarnej roboty. Tacy, których na boisku raczej wolelibyśmy omijać szerokim łukiem (wcale nie przez salkę z kateringiem). Piekielnie ambitny Pazdan, świetny wiosną Vrdoljak oraz mający za sobą mecz życia Dudek. Nigdy nie byliśmy i już chyba nie będziemy jego fanami, ale trzeba przyznać, że z Górnikiem wychodziło mu, na co miał ochotę. W przeciwieństwie do Masłowskiego, na przykład…
Jako że środek pola zabezpieczony jest lepiej od teczek z IPN-u, z przodu możemy sobie pozwolić na trzech zawodników stricte ofensywnych. Na skrzydłach Radović – ależ bramka! – z aktywnym Geworgianem, którzy dorzucaliby piłkę na głowę Kuświka. Nie wiemy, w jaki sposób wpłynął na niego trener Kocian, przy czym już teraz nieporadny dawniej Grześ należy do ligowej czołówki napastników i nie świadczy to o tej grupie zawodowej niekorzystnie. Przeciwnie.

A teraz jedenastu badziewiaków. W bramce Kasprzik, jeszcze tydzień temu bohater Górnika, ale meczu w Bydgoszczy z pewnością nie zapisze nawet do tych przeciętnych w swoim wykonaniu. Ł»eby nie było mu łatwo, damy mu trzech obrońców, którzy po tej kolejce mają swoje za uszami. Święty Mikołaju Grodzicki, Święty Mikołaju Arboledo i elfie Koszniku – wystąpcie. Wstyd, tak nie wolno grać!
Jeżeli Cetnarski miał zbawić Widzew, a Jeż Górnika, to te powroty do krain geograficznych, w których dawniej wiodło im się całkiem nieźle, wypada określić mianem kupy. Śmierdzącej. W takim wypadku podamy gotowe rozwiązanie, by zakłopotani działacze obu klubów nie musieli długo drapać się po głowie. Tak, trzeba spuścić wodę. Dalej – Murayamie przydałby się – o ile w ogóle nie leżak – to przynajmniej ławeczka. Japończyk ostatnimi czasy nadaje się wyłącznie jako twarz kampanii reklamowej „Nie biegam”. Biega z kolei Dziki Donald Wojownik z Haiti, tyle że brak w tym jakiegokolwiek pomyślunku, o taktycznej odpowiedzialności przez grzeczność nie wspominając. Wiemy – z jego nieprzewidywalności raz na jakiś czas wykluwa się korzyść, lecz na pewno nie znaleźliśmy jej w starciu z Ruchem.
I jeszcze atak. Atak rozpczy, który – pewna informacja – mógłby nie błyszczeć choćby i ze trzy ligi niżej. Jak się nie umie – panowie Chrapek i Rakels – czas przyjąć ten fakt z godnością. I wziąć się w końcu do uczciwej pracy.
