Przed Stanisławem Czerczesowem najważniejszy mecz w trenerskiej karierze. Mecz, którego stawkę ciężko określić, bo ta zwyczajnie nie jest przeliczalna na cokolwiek. Mecz, który ostatecznie określi jego pozycję w rosyjskiej piłce i odpowie na pytanie, kim tak naprawdę jest selekcjoner “Sbornej”? Zwykłym farciarzem, który – jak jeszcze niedawno przekonywali sami Rosjanie – na trenowaniu zna się w najlepszym wypadku średnio czy może magikiem, potrafiącym nawet sfatygowaną dętkę zmienić w najszczersze złoto. Mecz, który ostatecznie pokaże nam, ile warta jest reprezentacja Rosji oraz człowiek, który w nawet sobie nieznany sposób, wprowadził cały kraj w niebezpiecznie euforyczny nastrój.
Rosjanie w turniej weszli z przytupem. Na dzień dobry roznieśli Arabię Saudyjską, później na pełnym luzie odprawili Egipt sprawiając, że w kraju zapanowała totalna euforia. Przed startem mistrzostw wśród rosyjskich kibiców dominowały minorowe nastroje, widmo klęski było roztaczane w wszystkich mediach, więc dwie wysokie wygrane po prostu musiały zrobić swoje. Optyka dziennikarzy zmieniła się na tyle, że ci zaczęli masowo przepraszać Czerczesowa za wcześniejsze niezbyt pochlebne teksty, a rzecznika prasowego reprezentacji wypytywali o pomysł postawienia selekcjonerowi pomnika w razie ewentualnego zwycięstwa z Urugwajem.
Totolotek oferuje bonus na start za rejestrację dla nowych graczy!
Spotkanie z piłkarzami Oscara Tabareza dość brutalnie zweryfikowało jednak plany wzniesienia spiżowej podobizny byłego trenera Legii. Rosja znów zawiodła, była słaba i nie miała żadnego pomysłu na grę. Co prawda Czerczesow dał w tym meczu szansę kilku rezerwowym, ale to nie różnica klas między Gołowinem a Miranczukiem – której, choć pewnie trudno w to uwierzyć, tak naprawdę nie ma – zdecydowała o sromotnej porażce. Rosjanie wreszcie trafili na rywala, który po prostu umie grać w piłkę, a z tymi za kadencji Czerczesowa wygrywać zwyczajnie nie potrafią. Z tymi, którzy piłkarsko nie mają nic do zaoferowania grają, w kratkę. Na mundialu szczęśliwie udało się triumfować dwa razy z rzędu, co z obecnym selekcjonerem na ławce wcześniej się nie zdarzyło.
Te dwa na dobrą sprawę nic nie znaczące sukcesiki całkowicie zmieniły postrzeganie Czerczesowa. Osiem goli zdobytych w starciach z zespołami piłkarski upośledzonymi zrobiło z niego „króla Stanisława” i bohatera murali, które zaczęły się pojawiać w największych rosyjskich miastach. Porażka z Urugwajem nawet w najmniejszym stopniu nie zmąciła słodkiego i jedocześnie wyjątkowo naiwnego snu, w którym „Sborna” odgrywa rolę futbolowej potęgi. Ot, kibicie i dziennikarze wpatrzeni w Czerczesowa jak w obrazek zadowolili się hasłami „Urugwaj był naszym pierwszym poważnym przeciwnikiem”. Chwilę później ci drudzy zaczęli tworzyć teksty i analizy, z których wynikało, że w 1/8 nie ma się czego bać, bo to przecież ich piłkarze zbierają na tym turnieju najwyższe oceny.
Hiszpania w ćwierćfinale mundialu to bardzo możliwy scenariusz. Za zwycięstwo byłych mistrzów świata Totolotek płaci 1,62
Gdy jasne stało się, że rywalem „Sbornej” w walce o ćwierćfinał będzie Hiszpania, czyli zespół, z którym Rosjanie radzą sobie raczej słabo, entuzjazm, o dziwo, ani trochę nie opadł. W mediach można było przeczytać, że to nie ta sama drużyna, która kilka lat temu wygrywała wszystkie turnieje, że jest dużo słabsza piłkarsko, wewnętrznie rozbita, a z ławki prowadzi ja gość, który nie ma pojęcia o trenowaniu. Nie to, co nasz Stas!
Wszystko sprowadza się więc do jednego, dość zaskakującego wniosku. Otóż przewagą reprezentacji Rosji w meczu z Hiszpanią ma być osoba trenera. Tego samego, który przed chwilą dostał tęgie lanie od Urugwaju, a jako selekcjoner „Sbornej” nie wygrał z nikim poważnym i potrafił w kompromitującymi stylu przegrać z takimi tuzami futbolu, jak Katar czy Kostaryka.
Bezkrytycyzm, który w czasie mundialu roztoczył się wokół Czerczesowa, nie przestaje dziwić. To, że sam trener prezentuje podobną postawę jest jeszcze zrozumiałe. W końcu zawsze taki był. Nigdy nie miał żadnych zastrzeżeń do swojej pracy, ze słowników kazał wykreślać hasło „problem” i z pełnym przekonaniem o własnej nieomylności, twardo obstawał przy nawet najgłupszych pomysłach swojego autorstwa. Inaczej wygląda to jednak z postronnymi obserwatorami, którym wysokie wygranie z dwóch pierwszych spotkaniach fazy grupowej ewidentnie odebrały umiejętność trzeźwego odbierania rzeczywistości.
Remis w regulaminowym czasie gry i dodatkowe emocje w dogrywce? Kurs w Totolotku wynosi 3,80
Dlaczego jako wyznacznik poziomu reprezentacji „Sbornej” traktuje się mecze z Arabią Saudyjską i Egiptem, a nie spotkanie z Urugwajem? Decydują o tym kwestie życzeniowe i ciężki do zaspokojenia rosyjski głód sukcesów. Każde drobne zwycięstwo, każdy zwiastun poprawy dramatycznej sytuacji, urasta w Rosji do rangi przełomowego wydarzenia, które na pewno odwróci bieg historii. Psująca tę narrację porażka z Urugwajem siłą rzeczy musiała zostać puszczona w niepamięć. Musiała zostać zapomniana, by nie zniszczyła wizji wielkiej Rosji, która w zdecydowany i widowiskowy sposób rozprawia się z każdym, kto stanie na jej drodze i pędzi w stronę długo wyczekiwanych sukcesów.
W powszechnym przekonaniu „Sborna” do meczu z Hiszpanią przystępuje więc po dwóch zwycięstwach. Do boju prowadzi ją generał Czerczesow, wybitny taktyk i przywódca doskonały, który każdego przeciwnika potrafi zmusić do wywieszenia białej flagi. Na boisku ma zaś swoich wiernych adiutantów. Robiącego w jego armii błyskotliwą karierę Gołowina, doświadczonego, ale wciąż aktywnego weterana Ignaszewicza, niezwykle skutecznych Czeryszewa i Dziubę, w których jako jedyny wierzył nawet wtedy, gdy inni wysyłali ich na przedwczesną emeryturę, wiernego najemnika Fernandesa i tak dalej. Wszyscy zwarci i gotowi, także na walkę do ostaniej kropli krwi.
Nie jest łatwo wierzyć w Rosję, ale na jej zwycięstwie można sporo zarobić. Totolotek za triumf “Sbornej” płaci aż 6,00
Sęk jednak w tym, że to wyobrażenie zbudowane przez rosyjską naiwność, nijak ma się do rzeczywistości. Kadra Czerczesowa na tle Hiszpanii wygląda bardzo słabo, ma olbrzymie braki w każdej formacji, a jej najniebezpieczniejsza broń, czyli kontratak może zostać z łatwością zneutralizowana przez solidną i doświadczoną defensywę rywala. W drugą stronę też nie jest różowo, bo rosyjska obrona monolitem była tylko w meczach z zespołami, które nie potrafiły atakować. A jakby tego było mało, Hiszpanie to mistrzowie ataku pozycyjnego, czyli aspektu gry, z którym zespół Czerczesowa ani trochę sobie nie radzi.
Jakie są więc szanse „Sbornej” na awans do kolejnej fazy turnieju. Realna ocena dokonana na podstawie tego, co do tej pory pokazali Rosjanie, jednoznacznie sugeruje, że niewielkie. Hiszpania to po prostu lepszy zespół, mający dużo więcej do zaoferowania w ataku i stabilniejszy w obronie. Posiadający wszystko to, czego brakuje Rosjanom i ze znacznie szerszym repertuarem rozwiązań taktycznych. Bez trenera? Być może, ale ten, który zasiada na rosyjskiej ławce rezerwowych wcale nie robi lepszego wrażenia, bo i na jakiej podstawie miałby je robić? Czerczesowowi należy jednak zostawić, że posiada wyjątkową i ciężką do racjonalnego wytłumaczenia łatwością ściągania na siebie uśmiechów opatrzności. Teraz też powinien się o to postarać. Dla Rosji to bowiem jedyna nadzieja na szczęśliwe zakończenie.
Fot. FotoPyK