Nikt na tym mundialu nie wszedł do 1/8 finału w bardziej popieprzonych okolicznościach niż Argentyna. I pewnie już nie wejdzie. W Polsce mniej zaangażowani emocjonalnie obserwatorzy mogą nawet trochę żałować, że Albicelestes ostatecznie się udało, bo wygląda na to, że jednak to biało-czerwoni będą największymi frajerami imprezy. Co nie zmienia faktu, że u Messiego i spółki w zasadzie nic nie wyglądało normalnie.
Najwięcej mówi się teraz nie o golu Leo, nie o zwycięstwie, a o Diego Maradonie. Był na trybunach i od początku robił z siebie błazna. Kolejny raz. Od razu dało się zauważyć, że kiepsko kontaktuje. Nachlany? Naćpany? Może jedno i drugie. Nie zdziwilibyśmy się. Najpierw zrobił show przy bramce na 1:0, ale to jeszcze pół biedy.
Maradona czy to Ty pic.twitter.com/RqSwCElsuz
— somsiad (@pjoter1948) 26 czerwca 2018
Gorzej, że po golu na 2:1 zaczął całemu światu pokazywać, ile razy Argentyna trafiła do siatki. Nie każdy mógł to dobrze zrozumieć.
Coś nam to przypominało. Diego Fasola. W sumie dobre połączenie.
Close Enough!! pic.twitter.com/BZczhv7WHI
— Troll Football (@TrollFootball) 26 czerwca 2018
Jeżeli ktoś ma jeszcze wątpliwości, czy Maradona wariował tak sam z siebie, bez pomocy pewnych substancji…
Panie, nie ogarniam…#Maradona #NIGARG pic.twitter.com/0KTVgNkEri
— Piotr Lis (@Piotr_Lis_) 26 czerwca 2018
Está para debutar en @elchiringuitotv pic.twitter.com/EWyTkWOMym
— El Chirincirco TV (@ElChirincirco) 26 czerwca 2018
Plotkowano nawet, że Diego po meczu wylądował w szpitalu. To była klasyczna półprawda.
Była potrzeba konsultacji medycznej, ale Maradona nie przebywa w szpitalu, jak podawały niektóre źródła #ARG [Cope] pic.twitter.com/MouQhmm8Jj
— Maciej Kruk (@maciej_kruk) 26 czerwca 2018
Ok, zostawmy już Maradonę. Czy to nie jest paradoks, że kraj tak zafiksowany na punkcie piłki i mający tak gigantyczny potencjał, w decydującym meczu przy niekorzystnym wyniku mają ratować Maximiliano Meza i Cristian Pavon? Kim oni w ogóle są? Wiemy, że zaraz rzucą się na nas polscy fanatycy ligi argentyńskiej (czyli ze sto osób), że jak można być takim ignorantem, by nie kojarzyć pomocników Indepediente i Boca Juniors, ale sorry. Prawda jest taka, że jak na możliwości Albicelestes to noł nejmy i ich obecność w reprezentacji kosztem bardziej uznanych zawodników nie od dziś wytykano Jorge Sampaolemu. Zresztą, jak na razie obaj potwierdzają, że ta krytyka jest słuszna. Jak już grają, to cieniują. Dopiero jako trzeci wszedł Sergio Aguero, który miał stwierdzić na temat selekcjonera po 0:3 z Chorwacją “niech sobie gada, co chce”.
O konfliktach w argentyńskim zespole coraz głośniej. Piłkarze mają nie szanować trenera, kadrą faktycznie rządzi Messi (teraz żartuje się, że udanie zadebiutował w roli szkoleniowca), a po meczu z Chorwatami Mascherano miał się poszarpać z Pavonem, który stanął w obronie Caballero. Jak już pisaliśmy, zawodnicy to potem obśmiali, ale coś tam na pewno zgrzyta. Co by jednak nie działo się poza boiskiem, w najważniejszym momencie udało się zmobilizować i wygrać. To też trzeba umieć, a czasem takie historie pozwalają zapomnieć o wszelkich animozjach i skupić się na wspólnym dążeniu do upragnionego celu.
Co do Mascherano, w drugiej połowie paradował po boisku z zakrwawioną twarzą. Gdyby chciał, pewnie mógłby szybko coś z tym zrobić, ale mieliśmy wrażenie, że na swój sposób wręcz delektuje się pokiereszowanym wyglądem. Jeszcze bardziej pokazywał, jaki to z niego walczak. Brakowało tylko, żeby się dodatkowo poszarpał w kilku miejscach dla lepszego efektu.
Do zwycięstwa Argentyna potrzebowała dziś Messiego, Rojo i Mascherano “Braveheart” edition. pic.twitter.com/xvDXSuyAJz
— Mikołaj Kruk (@MikolajKruk) 26 czerwca 2018
Może mamy pecha i ostatnio oglądamy tylko złe mecze Angela Di Marii w kadrze. Tak czy siak, od pewnego czasu podczas jego występów w reprezentacyjnej koszulce przeważnie zastanawiamy się, jakim cudem ktoś tak mało inteligentny w boiskowych wyborach grał w Realu Madryt i Manchesterze United, a teraz gra w PSG. Z Nigerią znów pokazał, jak duży ma problem z decyzyjnością i szybko mu podziękowano. Trudno się dziwić.
Mimo tego wszystkiego Argentyna znalazła się w 1/8 finału. Wyszła z piekła. Francję spokojnie może trzepnąć, bo mamy wrażenie, że ona chwilami męczy bułę jeszcze bardziej i wcale nie chodzi o kamuflaż czy oszczędzanie sił.
Fot. newspix