Od kiedy reprezentacja Nigerii przedostała się na wielkie, piłkarskie salony, jej starcia z Argentyną stanowią nieodłączny element niemal wszystkich kolejnych mundiali. To szóste mistrzostwa świata dla Super Orłów, a dziś wieczorem czeka ich piąte podejście, żeby wreszcie zwyciężyć nad Albicelestes. Starcie tych drużyn w 1994 roku było końcem Diego Maradony. Czy dziś zobaczymy też koniec Leo Messiego w biało-błękitnej koszulce?
2014
W meczu piłkarskim bardzo się przydaje bramkarz. Z kilku powodów, ale podstawowym mimo wszystko jest fakt, że akurat jemu przepisy w drodze wyjątku pozawalają w pewnym obszarze boiska używać rąk. Niestety – w końcówce pierwszej połowy meczu, na malowniczym Estadio Beira-Rio w Porto Alegre, Victor Enyeama zapomniał o tym niezwykłym przywileju.
Zobaczcie sami, uderzenie Messiego ewidentnie chciał obronić głową.
Nigeria przystępowała do tamtego starcia jako jedyny zespół na mundialu, który nie stracił bramki. Istnieje poważne podejrzenie, że ich poprzedni rywale zostali pozbawieni ofensywnych mocy, tak jak Michael Jordan i reszta ferajny w „Kosmicznym meczu”, bo trudno znaleźć inne wyjaśnienie, że ani razu nie zaskoczyli tej kulawej defensywy. Argentyna prawie połowę swoich goli na brazylijskim mundialu wpakowała przeciwko nigeryjskim koślawcom.
2010
Cztery lata młodszy Enyeama znaczy cztery razy lepszy Enyeama. Wyciągał Messiemu setkę za setką, w Johannesburgu był bez wątpienia bohaterem swojej ekipy. Tylko defensywne obyczaje Super Orłów takie same, jak cztery lata później. Już abstrahując od tych wszystkich sytuacji, gdy wypuszczali Messiego czy Higuaina sam na sam…
Bramka Gabriela Heinze to jest inny poziom defensywnej fuszerki. Przypomina to opowieści graczy NBA na temat Drazena Petrovica. Podobno legendarny serbski obrońca do tego stopnia śmierdział, że trudno było go ściśle bronić i wąchać te odrażające wyziewy potu. Heinze też się nie doszorował? Roznosił tyfus? Dlaczego nikt się do niego nawet nie zbliżył?
Oczywiście należy za ten kapitalnie rozegrany rzut rożny wyróżnić także genialnego stratega, Diego Maradonę. Kurła, za Maradony to było, nie to, co pod wodzą tego bezmyślnego łysego kafara Sampaolego.
2002
Sporo kultowych zawodników na murawie po obu stronach, bo dla Nigerii zagrali choćby Kanu, Aghahowa czy Okocha, ale na murawie istnieli tylko Argentyńczycy – Samuel, Zanetti, Simeone, Veron, Aimar, Crespo i przede wszystkim Batistuta. Klasyczny mecz do jednej bramki.
Trochę szkoda, że Albicelestes gola strzelili akurat po lekkim farfoclu z rzutu rożnego, a nie po jednej ze swoich znakomitych kombinacji, no ale to i tak bez znaczenia, skoro obie ekipy koniec końców najboleśniej przekonały się o tym, co to znaczy grać w grupie śmierci. Po prostu w niej umarły, jeszcze przed startem fazy pucharowej.
Ze szkodą dla turnieju, bo reprezentacja po wodzą Marcelo Bielsy naprawdę grała zacnie w piłkę.
1994
Argentyna była wtedy potężna jak jasna cholera, ale paradoksalnie poziom obu ekip był podczas mundialu w USA chyba najbardziej zbliżony. No, może z wyjątkiem dzisiejszego starcia, tylko wtedy mówiliśmy o dwóch potężnych drużynach, a nie dwóch przeciętnych.
Nigeria ograła w grupie Bułgarów, którzy dotarli później aż do półfinału, lecz Argentynie nie sprostała, pomimo szybko strzelonej bramki na 1:0. W ogóle nie było ani jednego meczu w tamtym turnieju, żeby Super Orły nie wyszły w nim na prowadzenie. Jednak Albicelestes mieli narzędzia do tego, żeby się odgryźć. W tamtym meczu użyli akurat Claudio Caniggi.
Trzeba powiedzieć, że bramkarze nie przystawali poziomem do widowiska. Co jeden gol, to większe oszołomstwo golkipera. Samego siebie przeszedł Peter Rufai przy drugiej bramce. Dlaczego on tak odsłonił prawy róg? Bawił się w torreadora, chciał sprowokować napastnika? Jeżeli tak, to skończył nadziany na rogi.
Choć mecz i tak przeszedł do historii nie z uwagi na te kuriozalne błędy, tylko dlatego, że był to ostatni występ Diego Maradony w mistrzostwach świata. Zresztą – nie kto inny jak Boski Diego swoją przebiegłą asystą zapewnił Albicelestes zwycięstwo. Na ostrość jego umysłu wpływały jednak pewne źle widziane specyfiki.
***
Niebywałe, jak poplątały się losy tych dwóch reprezentacji. Można jeszcze przywołać Igrzyska Olimpijskie w Atlancie, gdy złote pokolenie argentyńskiego futbolu (ostatecznie – totalnie niespełnione w dorosłej reprezentacji) poległo w finale przeciwko Super Orzełkom, a gola na wagę medalu strzelił w ostatniej minucie Emmanuel Amunike. Nigeria na przystawkę skonsumowała zresztą wówczas Brazylię, dzięki złotej bramce Nwankwo Kanu w półfinałowym starciu.
Albicelestes wzięli rewanż na swoich notorycznych rywalach w 2008 roku, drugi raz z rzędu tryumfując w Igrzyskach. Jedyne trafienie w finale zanotował Angel Di Maria – dziś, jeden z najbardziej beznadziejnych piłkarzy spośród wszystkich tych, od których oczekuje się w Argentynie wielkości. Bez wątpienia facet, który ma coś do udowodnienia.
Niemniej, tamten złoty krążek to wciąż największy sukces Leo Messiego z reprezentacją. Jeżeli obejrzeć filmik z 2010 roku, nawet biorąc pod uwagę jego fatalną nieskuteczność, to gołym okiem widać, jak Messi się postarzał. Wciąż jest niesamowity, ale jego czas dobiega końca. Byłoby niesamowitą klamrą, gdyby Leo, tak jak Maradona, zakończył swoją reprezentacyjną przygodę właśnie na Nigerii. Raz już z gry w kadrze rezygnował, a biorąc pod uwagę ogólny bajzel, jaki panuje w reprezentacji, nie jest wykluczone, ze po ewentualnej porażce zrobi to znowu. Tym razem na dobre.
fot. Newspix.pl