Można mówić, że Szwedzi mieli pecha. Jeżeli decydującego gola tracisz w 95. minucie, w takim stwierdzeniu zawsze będzie trochę racji. Można mówić, że już na początku powinien być rzut karny i czerwona kartka. Tak, powinien. Można nawet stwierdzić, że Szwedzi do przerwy mogli prowadzić wyżej niż 1:0. Były ku temu okazje. To wszystko nie zmienia faktu, że Niemcy na zwycięstwo zasłużyli. W drugiej połowie cisnęli tak, że w końcu musiało im wpaść tyle, ile trzeba – zwłaszcza że drużyna ze Skandynawii sama się o to prosiła.
Jeżeli masz wynik 1:1 i w końcówce zaczynasz grać w przewadze, nie masz prawa przegrać meczu. Nieistotne, kto jest rywalem. Nie masz prawa. Gdy na dodatek będący w osłabieniu rywal zaczyna grać na trzech napastników, bo remis prawdopodobnie i tak nic mu nie da, nie masz prawa jeszcze bardziej. A przynajmniej powinieneś wyprowadzić jakieś groźne kontry.
Jak wyszło? Szwedzi grają 11 na 10 nie zrobili sztycha, za to powinni przegrywać wcześniej niż w 95. minucie, bo najpierw Robin Olsen kapitalnie obronił uderzenie głową Mario Gomeza, a potem Julian Brandt trafił w słupek.
Ale chyba udałoby się to przetrwać, gdyby w 74. minucie na boisku pojawił się ktoś o nieco większym rozumku niż Jimmy Durmaz. Facet miał siły, powinien biegać więcej niż koledzy, tymczasem psuł wszystko, co się dało. Z przodu nie zrobił nic, w obronie zawsze spóźniony, reagujący bez pomyślunku. Już wcześniej groźnie faulował i to właśnie on juniorskim wślizgiem sprokurował rzut wolny, którego Toni Kroos genialnym strzałem zamienił na gola – przy okazji rehabilitując się za błąd, który rywalom dał bramkę Oli Toivonena.
Szwedzi wyglądali, jakby szybki gol Niemców na 1:1 w drugiej połowy totalnie ich zaskoczył. Mentalnie nie przygotowali się na taki scenariusz i kompletnie stracili pewność siebie. Od tego momentu ich obrona non stop była obsrana i niepewna. Jakie więc by nasze sympatie w tym meczu nie były, trzeba przyznać, że piłkarze Joachima Loewa zrobili wszystko, żeby wygrać i na to zwycięstwo w pełni zasłużyli. Dzięki temu znów wszystko zależy od nich, a trudno zakładać, żeby nie pyknęli Korei Południowej. Szwecja, mimo że tak teraz zawaliła, również zostaje w grze, ale pokonanie Meksyku to już znacznie trudniejsze zadanie.