Reklama

Jaki ojciec, takie dzieci. Sportowe rodziny z sukcesami

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

23 czerwca 2018, 19:38 • 5 min czytania 2 komentarze

Wszyscy wiemy, że Paolo Maldini miał tatę, który też był piłkarską legendą, a Peter Schmeichel, była gwiazda duńskiej piłki, dorobił się syna, kontynuującego jego pracę. To futbol. Ale nie tylko w nim znajdziecie takie przypadki. Na Dzień Ojca prezentujemy wam listę znanych sportowców, których dzieci starały się pójść w ich ślady. Z mniejszymi lub większymi sukcesami.  

Słynnego ojca ma m.in. Kim Clijsters, choć tu o piłkę zahaczyć musimy – w latach 80. był on bowiem etatowym reprezentantem Belgii, zdobył nawet bramkę na mundialu. Joakim Noah, koszykarz New York Knicks, jest za to synem Yannicka, legendy francuskiego tenisa. W ojczyźnie Napoleona do dziś jest on bohaterem, bo po nim już żaden Francuz nie zdołał triumfować na paryskich kortach. Joakim pochwalić może się za to dwukrotnym uczestnictwem w Meczu Gwiazd NBA. Narzekać zapewne nie będzie.

Wspomnieć wypada też Aladára Gerevicha. Wiemy, że szermierka to sport, o którym na co dzień nie piszemy, ale jeśli ktoś zdobywa złote medale na sześciu igrzyskach z rzędu (1932-1960!), to zasługuje na swój akapit. Współdzielony z synem, bo Pál Gerevich też nieźle sobie poczynał. Na igrzyskach był co prawda najwyżej trzeci, ale ma za to w dorobku mistrzostwo świata.

A na nich nie koniec.

Dwa kółka

Tylko Lance Armstrong mógł mierzyć się statusem legendy kolarstwa z Eddym Merckxem. Mógł, bo wiadomo, co stało się z Amerykaninem. Belg to czterokrotny mistrz świata, pięciokrotny zwycięzca Tour de France i Giro d’Italia, raz triumfował też we Vuelta a España. „Kanibal” był najlepszy, bezapelacyjnie. W jego ślady próbował pójść Axel, dziś czterdziestopięciolatek. Od początku wiadomo było, że to trudna misja i faktycznie – nie udało się. Choć brązowy medal igrzysk olimpijskich i wygrany etap Giro to też całkiem niezłe osiągnięcie.

Skoro o Mercxie, to warto wspomnieć też Stephene’a Roche’a. Gość przez całą karierę dobrze sobie poczynał, ale właściwie ograniczyć możemy się tylko do roku 1987. Wygrał wtedy Tour de France, Giro d’Italia i został mistrzem świata. Jest, obok Belga, jedynym kolarzem w historii, który skompletował taką potrójną koronę. Jego syn, Nicholas, do swoich największych sukcesów zaliczyć może dwa wygrane etapy Vuelty. Niby nic, ale od lat jeździ w największych światowych zespołach i jest uznanym kolarzem. Swoje osiągnął.

Sytuacja odwrotna występuje z kolei w rodzinie Schlecków – Johnny, senior rodu, siedmiokrotnie ukończył Tour de France, zawsze w roli pomocnika. Dwa razy zresztą spisywał się na tyle dobrze, że zawodnicy z jego zespołu zwyciężali w wyścigu. Fränk, jeden z jego synów, zaliczył w swojej karierze podium Wielkiej Pętli, na której wygrał też dwa etapy i dodał do tego jeszcze triumf w Amstel Gold Race, jednym z kolarskich klasyków. Obu nokautuje jednak Andy, zwycięzca Touru i triumfator Liège-Bastogne-Liège. Żaden z nich nowych sukcesów nie doda – wszyscy skończyli już kariery.

Kosz

Dobra, tu najkrócej jak się da. Wierzymy, że nikomu nie musimy przedstawiać Kobego Bryanta. Pięć zdobytych mistrzostw NBA mówi samo za siebie. Jego ojciec, Joe, mógł pochwalić się co najwyżej wicemistrzostwem, ale dalibyśmy mu jeden pierścień za wychowanie takiego syna. Podobnie Dellowi Curry’emu, legendzie Charlotte Hornets. Nazwisko mówi wszystko i zapewne już się tego domyśliliście, więc potwierdzamy: tak, to ojciec Stepha i Setha. Osiągnięć tej dwójki przybliżać nie musimy, więc napiszemy za to, że Dell znakomicie rzucał za trzy i to on zmuszał młodego Stephena do trenowania trójek. Opłaciło się, zdecydowanie.

Na torze

Zaczniemy od ciekawego i tragicznego przypadku. Antonio i Alberto Ascari. Obaj startowali w Grand Prix Formuły 1. Zamierzchłe czasy, macie prawo nie kojarzyć nazwiska. Większe sukcesy odniósł młodszy z nich, dwa razy zostając mistrzem. I uwaga – obaj zmarli po wypadkach na torze. Antonio 26 lipca 1925 roku w wieku 36 lat, a Alberto 26 maja 1955 roku, mając… 36 lat. Przypadek?

Formuła 1 zresztą pełna jest par syn-ojciec. Taką są Nelson Piquet senior i Nelson Piquet junior. Starszy z nich odnosił jednak zdecydowanie większe sukcesy, trzykrotnie zostając mistrzem. Młodszy nie wygrał nawet wyścigu. Dorównać ojcu nie udało się też Nico Prostowi, choć on miał jeszcze trudniejsze zadanie. Alain Prost wygrywał bowiem klasyfikację kierowców cztery razy. Jego syn w F1 spędził zaledwie jeden sezon, będąc zresztą tylko kierowcą testowym.

Z kolei Nico Rosberg, mistrz z sezonu 2016, nie ma się czego wstydzić. Jego ojciec, Keke, też raz zostawał najlepszym zawodnikiem. Sęk w tym, że starszy z Rosbergów robił to w barwach Finlandii, a młodszy już jako Niemiec. Głowy nawiązywaniem do osiągnięć poprzednich pokoleń nie zawracał sobie za to Josh Hill, który po kilku latach startów w wyścigach zamienił bolid na mikrofon i zaczął karierę muzyczną. Graham Hill, dziadek, dwa razy zostawał mistrzem; ojcu, Damonowi, udało się to w 1996 roku; a Josh na swoim koncie ma okrągłe zero tytułów.

Polacy nie gęsi

Nie mamy może rodzin, w których i ojciec, i syn triumfowaliby w Formule 1. Nie znajdziecie u nas złotych medalistów olimpijskich pokolenie po pokoleniu. Ale dwóch Stefanów już jak najbardziej. Hula senior i Hula junior pochwalić mogą się brązowym medalem mistrzostw świata w kombinacji norweskiej (starszy z  nich) i brązem igrzysk olimpijskich oraz mistrzostw świata w lotach (młodszy). Innymi słowy: nie mają na co narzekać.

Narzekać nie będzie też pewnie nigdy Janusz Gortat, ojciec Marcina. Wprawdzie jego syn wyborem dyscypliny wypisał się z sukcesów na igrzyskach, ale jego przygoda z NBA poszła kilka razy lepiej niż ktokolwiek mógłby oczekiwać – ostatnio wybiła mu dekada od debiutu w najlepszej lidze świata. A medale olimpijskie w domu przecież są – zdobywał je sam Janusz, przywożąc brąz z Monachium i Montrealu. Oba wywalczył w bokserskim ringu.

Nieźle poczynamy też sobie w sportach zespołowych. Niegdyś zawodnikiem, dziś znanym komentatorem siatkówki jest Wojciech Drzyzga. Na swoim koncie ma całkiem sporo sukcesów, ale pewnie nigdy nie cieszył się tak, jak wtedy, gdy reprezentacja Polski, w składzie z Fabianem, jego synem, zdobywała mistrzostwo świata. Tylko gratulować. Ojca siatkarza ma też Bartosz Kurek. Osiągnięcia drugiego z nich dobrze znacie, Adam, starszy z Kurków, tak wielkich na swoim koncie nie ma, choć też grał w narodowych barwach. Mógł za to, na koniec kariery, występować w drużynie razem z synem. Też fajnie.

Jaki ojciec, takie dzieci. Sportowe rodziny z sukcesami
Fot. NewsPix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...