Reklama

Piłka – najlepsza terapia na świecie

redakcja

Autor:redakcja

14 lutego 2014, 21:52 • 7 min czytania 0 komentarzy

– Trzeba walczyć – powtarza po raz kolejny Krzysztof Koczuba, 29-letni napastnik drużyny LKS Czarków. Krzysiek walczy nie tylko z boiskowymi rywalami. Zdecydowanie cięższy bój musiał stoczyć o akceptację otoczenia: kolegów z drużyny, trenerów, kibiców. Krzysztof walczy również z samym sobą. Jest niepełnosprawny umysłowo. To prawdopodobnie jedyny taki piłkarz w Polsce, który mimo swojego upośledzenia, rywalizuje na boisku z w pełni zdrowymi zawodnikami. I jeśli przyjmiemy, że w futbolu najważniejsza jest radość płynąca z gry, to Krzyśkowi należy się Złota Piłka.

Piłka – najlepsza terapia na świecie

W drużynie z Czarkowa (miejscowość nieopodal Pszczyny) gra od początku jej powstania. Dziś jest zawodnikiem z najdłuższym stażem w zespole. Ma status prawdziwej gwiazdy. Nie wynika on jednak z boiskowej postawy – ilości zdobytych bramek czy zaliczonych asyst. Zazwyczaj jest jedynie rezerwowym. Jednak zaangażowania w treningi, waleczności i miłości do sportu pozazdrościć mogą mu wszyscy w drużynie. Śnieg, deszcz, wichura – wszystko to nieważne, bo trening to rzecz święta. Krzysztof zawsze melduje się na nim pierwszy, a murawę opuszcza jako ostatni. Zdarza mu się – jak każdej gwieździe – miewać humory. Wtedy na ziemię sprowadza go starszy brat Grzegorz, który na co dzień wraz z żoną opiekuje się Krzysztofem. System kar i nagród jest jasno ustalony. – Jeśli zdarzy mu się narozrabiać, to nie może iść na trening. Dla niego to najgorsza z możliwych kar – przyznaje starszy brat.

RAJDY Z HOŁOWCZYCEM

Krzysiek jest wcześniakiem. Urodził się ponad dwa miesiące przed terminem, w momencie przyjścia na świat nie ważył nawet kilograma. – Przy ówczesnym poziomie medycyny, lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Wtedy po raz pierwszy pokazał swój charakter – mówi Grzegorz. Przeżył, ale było wiadomo, że nie będzie taki jak inne dzieci. Naukę w szkole podstawowej co prawda rozpoczął, ale już po pierwszej klasie trafił na zajęcia do ośrodka dla ludzi z niepełnosprawnością intelektualną. Lekarze określają jego upośledzenie jako umiarkowane (drugi poziom na czterostopniowej skali). W szkole rozpoczęła się bogata kariera sportowa Krzyśka. W jednym z pokoi w domu państwa Koczubów wyeksponowane są dziesiątki medali, jakie zdobył na różnych imprezach. Do tego statuetki – najczęściej dla najlepszego strzelca oraz puchary. Jak nieskromnie przyznał, to tylko część jego kolekcji.

Reklama

– Gdy miał 15-17 lat bardzo dobrze szło mu w badmintonie. Był nawet na Mistrzostwach Europy w Irlandii, z których przywiózł srebrny medal. Prócz tego biegi i piłka nożna oczywiście. Kiedyś na zawodach w Olsztynie wygrał przejażdżkę z Krzysztofem Hołowczycem – opowiada brat. Na samo wspomnienie tych wydarzeń Krzysztof wyraźnie się ożywia. – Fajnie było. Szybko jeździ – mówi.

Sport to jego życie. Kibicuje Borussii Dortmund, choć jak przyznaje, po odejściu z klubu Roberta Lewandowskiego może być z tym różnie. Naszą rozmowę zaczęliśmy jednak od niedzielnego meczu Barcelony z Sevillą. Oddanie entuzjazmu, z jakim stara się mówić o piłce, jest rzeczą niemal niemożliwą. – Gdyby go odciąć od sportu, to już by było chyba po nim. Ogarnia wszystko – każdy mecz, wszystkie ligi i wyniki. Cały czas jest na bieżąco. Internet, telegazeta – sprawdza wszystko po kolei. Najczęściej czyta 90minut.pl, bo tam są też niższe ligi. To jest jego świat – przyznaje Grzegorz. Ale Krzysztof-piłkarz to tylko jedno z jego obliczy. Jest również członkiem zespołu folklorystycznego Folkowianie, który działa przy Ośrodku Matki Bożej Różańcowej w Pszczynie. To jego drugi dom.

LIGA MISTRZÓW ZAANGAŻOWANIA

W LKS-ie Krzysiek zawsze gra z piętnastką na plecach. – Lubię ten numer. Wtedy zawsze przychodzi renta – mówi z rozbrajającą szczerością. W drużynie opiekował się nim Dawid Ryś, były już zawodnik i kapitan zespołu. – Gdy Krzysiek pojawił się na treningach, podstawową sprawą było to, żeby nie poczuł się odtrącony. Jest stąd, wszyscy go znają i nie wyobrażam sobie, by miał być przez kogoś nieakceptowany. Takie samozaparcie, jakie on ma, jest w dzisiejszych czasach praktycznie niespotykane. Młodzi mają takie bezpłciowe podejście. Z nim jest zupełnie inaczej. Gdy graliśmy w niedzielę, już w czwartek miałem od niego 15 wiadomości z zapytaniem o której jest zbiórka. Tak to wszystko przeżywał – opowiada jego anioł stróż. W Czarkowie mówi się, że gdyby wszyscy angażowali się w trenowanie tak ja on, LKS już dawno grałby w Lidze Mistrzów.

Z reguły jest zawodnikiem rezerwowym, choć dostaje swoje szanse. Posiada też poważne atuty. – Krzysiek to taki typowy snajper. On ma naturalnie pochyloną sylwetkę i to mu pomaga przy strzałach. Ma piekielnie silnie uderzenie. Czasami strzelał takie bramki, że zawstydziłby nimi niejednego ligowca. A radochy ma przy tym trzy razy więcej niż każdy z nas – mówi Dawid Ryś. – Bramkarze boją się bronić – dopowiada sam Krzysztof. – Były takie okresy, że dużo faulował, ale to nie ze złośliwości. Jest tak nieustępliwy, że obojętnie przeciwko komu by grał, musi zdobyć piłkę – kontynuuje Grzegorz. – Odczuliśmy to na własnych kościach – dodaje z uśmiechem Dawid.

Reklama

Największą dumą Krzysztofa jest bramka strzelona w meczu z lokalnym rywalem z Krzyżowic. Była końcówka meczu i został sfaulowany w polu karnym. Trener zadecydował, że sam poszkodowany powinien dokonać egzekucji. – Podszedłem i strzeliłem – mówi, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. – Ale to jest trudne, bo trzeba popatrzeć, jak bramkarz stoi – dodaje po chwili. Jego brat przyznaje, że historia tej bramki to zdecydowanie więcej. To spełnienie jego największych marzeń. – Po tym golu nie mógł spać ze dwa dni. Mówił tylko o tym. W głowie się nie mieści, jak bardzo był wtedy szczęśliwy – mówi. Drużyna z Czarkowa rozpoczęła przygotowania do rundy wiosennej. Krzysiek szlifuje więc formę przed kolejnymi meczami. Jak przystało na snajpera, wyznacza sobie cele na następne rozgrywki. Chce strzelić kolejną bramkę. Nie zapomina jednak również o drużynie. – Jest ciężko, bo przegrywamy i remisy są. Jesteśmy na 11. miejscu i walczymy o utrzymanie – mówi.

ZERO NARZEKANIA, SAMA RADOŚĆ

Dziś Krzysztof jest dumą nie tylko kochającej go rodziny. Jest dumą całego Czarkowa. Nie zawsze jednak tak było. Trudne były przede wszystkim początki. – Zdarzały się różne sytuacje. Miał problem z prezesem. Chodził na wszystkie treningi, ale nie grał. Nie wiem, w czym mu przeszkadzał. Wysyłał go tylko do biegania po piłki. Miał wtedy moment zwątpienia. Najwięcej się angażował, a był na uboczu. Ale Krzysztof przetrwał wszystko – chodził dalej na treningi, zmienił się prezes, zmieniali się trenerzy. Wahał się, czy może nie zmienić klubu, ale ciężko było zacząć wszystko od początku. Nie wiadomo, jaka byłaby reakcja – mówi Grzegorz.

– Bo trzeba walczyć – dodaje Krzysztof. – Dziś już nie ma takich problemów. Wszyscy się przyzwyczaili do niego. Dużo zależy od nastawienia trenerów. Wcześniej był tu trener Loska – jeden z najlepszych w okolicy – u niego grał praktycznie w każdym meczu. Nie od początku, choć takie mecze też się zdarzały – mówi brat. To samo podkreśla Dawid Ryś. – Jak jest u nas zmiana trenera, to pierwszy wymóg, jaki musi spełnić nowy szkoleniowiec, to zaakceptować, że jest u nas taki Krzysiu i nie ma możliwości, żeby nie grał. Mam tylko nadzieję, że po tym artykule nikt nie będzie nam go chciał podkupić.

Historii Krzyśka Koczuby nie można traktować tylko jako zwykłej ciekawostki. To raczej piłka w najczystszej postaci. Bez narzekania na pieniądze, brak biletów dla rodziny czy na to, że świecące słońce nie sprzyja grze. Za to pełna pasji, radości i sprzeciwu wobec trudnej rzeczywistości, jaką jest choroba. Czy można zestawić go ze zblazowanymi panami piłkarzami, którzy często wyglądają tak, jakby zapomnieli o tym, że ten okrągły przedmiot, który kopaliśmy swego czasu wszyscy pod trzepakami, ma przede wszystkim sprawiać radość? Jeśli tak, to mogą się oni od niego wiele nauczyć.

Jest to również świetny przykład dla ludzi, których w życiu spotkało podobne nieszczęście. Dla tych, dla których niepełnosprawność równoznaczna jest z zamknięciem w czterech ścianach. – Wiele jest takich przypadków, również wśród jego znajomych. Kontakty ze światem ograniczają się dla nich tylko do rodziny. Dla Krzyśka natomiast sport i piłka nożna to najlepsza terapia – kończy dumny z brata Grzegorz.

MATEUSZ ROKUSZEWSKI


Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...