Jeśli macie wrażenie, że mundial zaczął się jakiś miesiąc temu – a mogliście takie odnieść, bo chyba już działo się więcej niż przez całą fazę grupową ostatniego Euro – a my ciągle czekamy na danie główne, to pomyślcie sobie, jak muszą czuć reprezentanci. Spotkali się 21 maja w Juracie. Niby głównie dla regeneracji, niby chodziło o relaks z rodzinami, niby można było coś wychylić i wydzierać się przy muzyce Lady Pank, ale nieprzypadkowo Nawałka chciał mieć prawie wszystkich na oku. Arłamów to już ciężka praca. Poznań i Warszawa – wiadomo, sparingi. No i w końcu Soczi, gdzie do hotelu Hyatt musiały dobiegać odgłosy ze strefy kibica, ale ten mundial, który w ich głowach zaczął się już nad polskim morzem, ciągle był lizaniem lizaka przez papierek.
Właśnie dlatego liczę na to, że gdy już go zerwą, to zjedzą razem z patyczkiem.
Okazało się, że na wszelkie dyskusje o tym, czy kadrę na turniej życia dla większości z tych facetów należy wrzucać w samo centrum popularnego kurortu, trochę szkoda było klawiatury. Ostatni odcinek tej trasy był tak spokojny, że jako debiutant na dużym turnieju musiałem dopytać starszych kolegów, czy to zawsze tak wygląda. No nie, przez co nie do końca wiadomo, jak to ugryźć. Nie mówię o tym, że przydałaby się jakaś orgia w basenie wzorem Meksyku, nie mówię o tym, że chciałbym, aby któryś z kadrowiczów poczuł się tak mocny jak “Świr” w Korei i wyzwał mnie lub któregoś z kolegów na solo, ale nawet samo ogrodzenie, które postawiono między kadrą a prasą, trochę przypominało to, które widziałem w ośrodku Sputnik-Sport. Było wyższe niż sugeruje w swoich wytycznych FIFA.
Trening miał być otwarty dla mediów przez kwadrans – zamykamy. Dawno zaplanowany czas na rozmowy z kadrowiczami po zajęciach – odwołujemy. Prośby o wywiady – w większości odrzucone. Konferencje prasowe – teatrzyk, bo konkret wydusić trudniej niż pocałować się w łokieć. Zlewają się, pamiętam tylko kwaśną minę Jacka Góralskiego, który najprawdopodobniej założył się z kimś, że da radę zmieścić się ze wszystkimi odpowiedziami w 30 słowach, a wyszło mu ze 40 i jakaś zbitka deklaracji o dawaniu z siebie wszystkiego połączona z podziękowaniami dla trenera i ostrzeżeniem przed lekceważeniem Senegalu. Jak zdradził Tomasz Włodarczyk z Przeglądu Sportowego, nawet delikatny przeciek na temat faworyta do gry w bramce, skończył śledztwem sztabu kadry, oczywiście w celu znalezienia kreta.
Wiadomo, że ci, którzy przyjechali tu po obrazki i dźwięki, byli podirytowani, ale koniec końców to bez znaczenia. Najmniejszego. Jeśli to właściwa droga, to jak dla mnie od jutra można rozpocząć demontaż namiotu dla prasy. Jak będę na miejscu, mogę podjechać, by pomóc przy załadunku.
Na szczęścia mundial to nie film o facecie w łódce i rozkręci się tak czy siak. Niezależnie od tego, czy w bramce stanie Szczęsny, czy może jednak Fabiański. Czy sztab zaryzykuje wystawienie Glika, czy z bój pójdzie Bednarek lub Cionek. Czy zagramy ofensywnie z Milkiem, czy może defensywnie z Góralskim i ustawionym wyżej Zielińskim.
Dziś o 17 na stadionie Otkrytije Arena. Pora zrobić kilka rzeczy. Pora przekonać, że nie straciliśmy czasu. Pora na dobre udowodnić, że naprawdę nie jesteśmy dziadami pierwszych meczów. Pora sprawić, by niezłomny Kamil Glik nie był jedynym polskim wygranym tego mundialu. Pora zacząć robić na złość Krystynie Jandzie. Pora pokazać, że “Chcę więcej”, czyli tytuł filmu wyprodukowanego przez kanał “Łączy nas piłka” był trafiony.
Z Moskwy, Mateusz Rokuszewski
Fot. FotoPyK