Mączyński zachwycony po dwóch tygodniach w chińskim Guizhou Renhe (wywiad)

redakcja

Autor:redakcja

29 stycznia 2014, 18:50 • 7 min czytania

– Przyjeżdżam i o nic się nie martwię. Mam tylko grać w piłkę i niczym się nie przejmować. Klub zapewni całą resztę. Chińczycy, jeśli chodzi o organizację, są perfekcjonistami. Kiedy w lutym po raz pierwszy przyjadę do Guiyang, będę mógł wybrać własny apartament albo 6-gwiazdkowy hotel. Na razie organizacją nie zawracam sobie głowy, bo niczego nie będzie mi brakować. Cieszę się, że mogę spróbować innej piłki. Po tych kilkunastu dniach, które tam spędziłem, każdemu życzę takiej możliwości, bo widzę, że wszystko mam podane na tacy – mówi w rozmowie z Weszło Krzysztof Mączyński, który na początku stycznia niespodziewanie podpisał kontrakt ze zdobywcą Pucharu Chin, klubem Guizhou Renhe. Jego pierwsze wrażenia z pobytu w Azji, wypada opisać jednym słowem: zachwyt.

Mączyński zachwycony po dwóch tygodniach w chińskim Guizhou Renhe (wywiad)
Reklama

Spędziłeś w Chinach dwa tygodnie. Mało oryginalnie zapytam: jak wrażenia?
– Byłem tam dokładnie 13 dni i co ciekawe, nie zostałem od razu wrzucony do jednego wora z innymi zawodnikami. Najpierw praktycznie przez tydzień przechodziłem badania. Krok po kroku sprawdzali każdy punkt organizmu, po czym powoli wprowadzali do treningów. W ostatnich dniach normalnie ćwiczyłem już z drużyną i zagrałem w dwóch sparingach. Teraz, ze względu na to, że w Chinach obchodzą nowy rok, dostaliśmy tydzień wolnego. W klubie mam się stawić trzeciego lutego.

Nie chciałeś zobaczyć, jak wygląda najważniejsze święto w chińskim kalendarzu?
– Kolejny raz będę w Polsce prawdopodobnie dopiero w czerwcu, więc wolałem jeszcze wykorzystać tę chwilę na pobyt z rodziną. Na razie mam masę dobrych wrażeń z klubu. Jest zupełnie inaczej niż się spodziewałem i już na podstawie tego, co zobaczyłem przez tych kilkanaście dni, mogę powiedzieć na głos, że ten transfer był znakomitą decyzją. Pierwsze, co się rzuca w oczy, to szacunek do piłkarza. W Chinach zawodnik stawiany jest na pierwszym miejscu. Ludzie są serdeczni i otwarci. Każdy się uśmiecha, próbuje z tobą porozmawiać. Trzeba pojechać, zobaczyć i to poczuć. Na dziś uważam, że trafiłem do bardzo dobrego klubu i na ludzi, którzy są do mnie bardzo pozytywnie nastawieni. Dużym plusem jest to, że wszyscy, z którymi miałem styczność, komunikują się po angielsku. Do tego jest czterech zawodników z Europy i jeden z Australii. Wczoraj dojechał Brazylijczyk.

Reklama

Chiński trener nie mówi wyłącznie po chińsku?
– Mówi naprawdę dobrze po angielsku i co mi się u niego podoba, w czasie treningów przykłada dużą uwagę do taktyki. Drugim trenerem jest zresztą Portugalczyk, a trenerem bramkarzy Serb. Naprawdę, przez te 13 dni w Chinach nie odczułem najmniejszych problemów z komunikacją, co jest dla mnie ważne. Jestem też bardzo pozytywnie zaskoczony tym, jak rzetelnie wszyscy wykonują tam swoją pracę.

Jan Kocian, który pracował w Chinach, twierdzi, że tamtejszych graczy nie trzeba motywować.
– Mam to samo odczucie. I z tego, co słyszę, Chińczykom też podoba się to we mnie. Cieszy ich, jak widzą, że walczę o każdą piłkę. Od razu inaczej patrzą. Widzą, że nie przyjechałem tylko po pieniądze.

Ty tam masz robić za gwiazdę? Do Zabrza przyleciała po ciebie chińska miliarderka…
– Oni po prostu tacy są. Chińska kultura ma swoje zasady. Przyleciała na drugi koniec świata, żeby osobiście ze mną porozmawiać. Wyjaśniła mi, jakie Chińczycy mają wobec mnie oczekiwania, chciała mnie jeszcze raz zmotywować do wyjazdu. I nie chodzi o to, że mam być tam jakąś gwiazdą, bo w drużynie jest pewnie paru lepszych kandydatów. Choćby Zvezdan Misimović, który w Wolfsburgu już widział trochę dobrej piłki. Albo Sun Jihai, który ma ponad setkę meczów w Manchesterze City. Różnie się o tym mówi, ale ja naprawdę mam wrażenie, że piłka chińska jest na wysokim poziomie i zrobiłem duży krok do przodu.

Poziom piłkarski swoją drogą, ale jednym z czynników, które musiałeś brać pod uwagę, są z pewnością warunki życia, jakie klub może ci zapewnić. Jak to wygląda od tej strony?
– Przyjeżdżam i nie martwię się o nic. Mam tylko grać w piłkę, trenować i niczym się nie przejmować. Klub zapewni całą resztę. Chińczycy, jeśli chodzi o organizację, są perfekcjonistami.

Konkrety?
– Kiedy w lutym po raz pierwszy przyjadę do Guiyang, będę mógł wybrać własny apartament w mieście albo 6-gwiazdkowy hotel. W nim mieszka większość zawodników, bo mają tam wszystko, czego potrzeba im do życia. Jest do dyspozycji siłownia, basen, jedzenie i komfortowe warunki. Na razie organizacją za bardzo nie zawracam sobie głowy, bo niczego nie będzie mi brakować. Cieszę się, że mogę spróbować innej piłki. Po tych kilkunastu dniach, które tam spędziłem, każdemu życzę takiej możliwości, bo widzę, że wszystko mam podane na tacy. Teraz muszę to tylko podnieść dobrze grając w piłkę.

Nie byłeś jeszcze w Guiyang, w którym mieści się siedziba klubu?
– Na razie wiem tyle, że ma około czterech milionów mieszkańców i z tego, co mi opowiadali koledzy z drużyny, nie jest najpiękniejszym miastem w kraju. Ale to akurat nie jest najważniejsze. Jak będę chciał w wolnym czasie zwiedzać, to wsiądę do samolotu i w godzinę będę w innym miejscu. W Guiyang będę dopiero na początku lutego. Badania miałem w innym mieście, a później od razu pojechałem na zgrupowanie drużyny w Shenzhen, gdzie przygotowywaliśmy się już do meczu Superpucharu Chin, który gramy 16 lutego.

Z Guangzhou Evergrande, prowadzonym przez Marcello Lippiego.
– Zgadza się. Zresztą już w ciągu tych kilkunastu dni, które byłem w Chinach, miałem okazję spotkać też chociażby Svena Gorana Erikssona, z którego drużyną graliśmy w sparingu. Niedługo konfrontacja z zespołem Lippiego, a potem Azjatycka Liga Mistrzów, gdzie mamy w grupie kluby z Japonii, Australii i Korei Południowej. Nie dość, ze skorzystam piłkarsko – bo naprawdę uważam, że niewiele mogę stracić – to jeszcze zobaczę kawałek świata, którego inaczej być może nie miałbym okazji poznać.

Na wstępie Chińczycy nie puścili cię na zgrupowanie kadry. Choć deklarowałeś, że będziesz.
– I to był mój błąd. Problem wyszedł z tego, że o prawie dwa dni przedłużyły mi się badania medyczne. Później doszedłby do tego jeszcze siedmiogodzinny lot do Emiratów, przez co ludzie w klubie stwierdzili, że miałbym już za mało czasu na regenerację organizmu. Obawiali się kontuzji. Do ostatniego momentu walczyłem, chciałem jechać za wszelką cenę, ale się nie udało i biorę to na siebie. Wiem, że to moja wina.

Twoja wina?
– Moja i trener Nawałka o tym wie, bo z nim rozmawiałem. Teraz już od niego zależy, jak podejdzie do tej sprawy. Wina polega na tym, że zaparłem się, że będę na zgrupowaniu, trener przez to nie powołał w moje miejsce innego zawodnika, a ja ostatecznie nie dotarłem. Trudno. Wyjaśniłem jak sprawa wyglądała z mojej perspektywy. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś dostanę swoją szansę. Na razie zrobię wszystko, żeby dzięki Chinom, grze w Lidze Mistrzów, która w Azji traktowana jest równie serio, jak w Europie, rozwinąć się jako piłkarz. Wydaje mi się, że nie mam nic do stracenia, a wiele do zyskania. Kto wie, czy jeśli nie zawiodę, nie przetrę szlaku dla innych polskich piłkarzy. A każdemu tego życzę, po tym, co ostatnio zobaczyłem.

W szatni już się odnalazłeś? Przybiłeś piątkę z kilkoma Chińczykami?
– Bez problemu. Europejczycy od razu mnie przyjęli do zespołu. Z Chińczykami też mam dobry kontakt. Sam widzisz, że na te kilka dni, które z nimi spędziłem, mogę się wypowiadać w samych superlatywach.

Entuzjazm aż od ciebie bije.
– Bo naprawdę nie spodziewałem się, że będzie to wyglądało aż tak dobrze.

Ł»eby nie zapomnieć, że jedziesz tam jednak grać w piłkę, na koniec zapytam czy już wiesz, czego od ciebie będzie wymagał trener? Jak wygląda gra drużyny, jaką możesz tam odegrać rolę?
– Jestem przymierzany na pozycje numer sześć i osiem, czyli tak, jak grałem w Górniku. Trener oczekuje właśnie tego, co robiliśmy w Zabrzu. Już przy okazji sparingów tłumaczył mi, żebym jak najczęściej wykorzystywał swoje zdolności do gry kombinacyjnej, bo tu w Chinach jest zupełnie inna piłka. Nie widziałem jeszcze, żeby ktoś wybijał ją do przodu z linii obrony. Znacznie więcej się rozgrywa. A przy tym jest mniej fizycznej walki, co przy mojej posturze też mi odpowiada. Póki co przekonałem się, że naprawdę GRAJÄ„ w piłkę. Teraz muszę wykorzystać swoją szansę. Różne miałem już zawirowania w przeszłości i dobrze wiem, jak trudno jest dostać dobrą ofertę, zwłaszcza z zagranicy. Wyjechać nie jest łatwo. Wrócić mogę zawsze.

Rozmawiał PAWEف MUZYKA

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama