Co jakiś czas podsyłacie nam różne cynki na temat przekrętów, niedopatrzeń, niedomówień czy zwyczajnych wałków przeprowadzanych w niższych ligach. Niekiedy są to dość błahe, lokalne wojenki, innym razem prawdziwe bombki (na przykład ustawione losowania pucharowe), jeszcze kiedy indziej – doskonałe przykłady jak problemy skali makro przekładają się na rzeczywistość w skali mikro. To właśnie jedna z sytuacji z tej trzeciej kategorii, gdy w świat sportu dość bezpardonowo wpycha się polityka, osobiste ambicje poszczególnych „miejskich działaczy” i kompletnie nierealne koncepcje różnej maści „wizjonerów”. Czujemy się zobligowani, by puścić te informacje dalej.
Szczecinek, czterdzieści tysięcy mieszkańców. Styk trzech województw, sympatyczne położenie, połowa drogi Szczecin-Gdańsk, połowa drogi Bydgoszcz-Kołobrzeg. Ł»adna metropolia, ale i coś więcej, niż kolejne miasteczko zbudowane przy drodze ekspresowej. Tradycje piłkarskie? Niewielkie. Dwa kluby z długą, sięgającą lat czterdziestych historią, ale bez jakichkolwiek sukcesów. Wielim i Darzbór, oba występujące w IV lidze, oba założone tuż po wojnie, oba bez wielu chwil chwały w najwyższych ligach. Prawdopodobnie nigdy nie zapuścilibyśmy się w te okolice, gdyby nie… kibice. Zresztą, zamiast opisywać od nowa całą historię, odeślemy was do artykułu, który właściwie wyczerpuje temat: znajdziecie go w tym miejscu. Przejdźmy do problemów z tego roku, które bulwersują przede wszystkim z uwagi na arogancję władz miasta.
Krótko, bez przedłużania: władze Szczecinka w 2009 roku założyły… niezależną od klubów, własną akademię piłkarską. Okazało się jednak, że ten dość egzotyczny krok (budowanie od podstaw własnego tworu, zamiast wspierania szkolenia młodzieży w już istniejących klubach) to dopiero początek drogi do przejmowania sportu przez miasto. W styczniu lokalni decydenci zaproponowali bowiem Darzborowi i Wielimowi coś, czego jeszcze chyba w Polsce nie doświadczono – nie fuzję obu klubów, ale samorozwiązanie obu derbowych rywali, w miejsce których powstanie kompletnie nowy, finansowany w całości przez miasto twór.
Co ciekawe, ruch nie tylko pachnie idiotycznym narcyzmem, który nakazuje spijać samemu (finansowaną z publicznych pieniędzy) śmietankę prowadzenia futbolowego klubu, ale również złamaniem prawa – tego o stowarzyszeniach, które wprost zakazuje wpływania politykom na działalność tychże w jakikolwiek sposób. Mamy więc do czynienia z szantażem, wzbogaconym dodatkowo o próbę wymuszenia przekazania licencji (nowy klub miałby grać na licencji Wielimia). Komentarz władz miasta? W listopadzie brzmiał karykaturalnie: „te tradycje niech gdzieś tam żyją w domach, ale trzeba pewien etap zakończyć” – tłumaczyli na konferencjach miejscy decydenci. Wtedy padło zresztą pierwsze ultimatum – dotacje z miejskich pieniędzy i wynajem miejskich obiektów będą możliwe wyłącznie, gdy w mieście pozostanie jeden klub. Początkowo wymuszano „zaledwie” fuzję Darzboru i Wielimia. Niuans? Wielim do tego czasu zdążył już wchłonąć mniejszy klub z miasta, Błękitnych, którzy mieli dalej występować jako rezerwy czwartoligowca. Gdy dodamy do tego współpracę z miejską Akademią Piłkarską (AP stanowi zaplecze młodzieżowe dla Wielimia) oraz fatalną kondycję Darzboru (ostatnie miejsce w tabeli, problemy finansowe, chęć połączenia z Wielimiem) otrzymujemy tak naprawdę obraz, w którym nie potrzeba wiele, by wizja miasta o jednym klubie się urzeczywistniła.
Niestety, w styczniu Szczecinek poszedł o krok dalej. Działacze otrzymali propozycję: albo podejmą decyzję o samorozwiązaniu i przekazaniu licencji nowemu tworowi zarządzanemu przez miasto, albo spotkają się z nieprzyjemną podwyżką cen za wynajem miejskich obiektów, naturalnie tracąc również wszelkie miejskie dotacje. – To oczywisty szantaż. Jeśli się nie zgodzimy na połączenie z Darzborem, a po sezonie na zlikwidowanie klubu, to będziemy płacić za obiekty do treningu i meczów stawki z kosmosu. Bezczelnie wykorzystują publiczne mienie by nas zastraszyć – komentuje Bogusław Łosek, wiceprezes Wielimia. Władze szczecineckiego klubu wysunęły szereg propozycji w kierunku miasta, zebrały również tysiąc podpisów pod petycją o przeprowadzenie zmian w systemie dotowania miejskiego sportu. Bez efektu. Wybór wciąż ten sam – samobójstwo, albo… śmierć głodowa.
Jakby mało było tu niewyjaśnionych kwestii – chyba pierwszy raz spotykamy się z sytuacją, gdy działacze apelują o… zmniejszenie dotacji. W oficjalnym piśmie wystosowanym przez działaczy Wielimia czytamy: „Wzrost dotacji powinien nastąpić, ponieważ dwa szczecineckie zespoły awansowały do IV ligi. Uważamy jednak, że kwota dotacji, którą zaproponował Burmistrz jest za wysoka i stworzyłaby za dużą i tym samym niesprawiedliwą różnicę pomiędzy poziomem finansowania piłki nożnej i pozostałych dyscyplin sportowych. Zaproponowana przez nas wysokość dotacji jest adekwatna do poziomu, który obecnie prezentują szczecineckie drużyny piłkarskie”. Geneza tak niezwykłej sytuacji? Miasto „obiecało” 200 tysięcy złotych dotacji, wyłącznie w przypadku… samorozwiązania obu istniejących stowarzyszeń i stworzenia nowego, całkowicie zależnego od miejskich pieniędzy klubu. Wielim proponuje zmniejszenie dotacji do 120 tysięcy złotych do podziału na wszystkie istniejące zespoły, czyli de facto 80 tysięcy złotych, które pozostanie w kasie miasta plus oszczędzenie miejskim decydentom wysiłku tworzenia od podstaw własnego klubu. Brzmi absurdalnie? Na tyle, że ciężko w to w ogóle uwierzyć. Aha, drobny szczegół warty wzmianki – obecnie oba kluby otrzymują po… dwadzieścia tysięcy złotych. Porównywalnie z wiejskimi LKS-ami występującymi w A-klasie…
***
Szantażowanie przez publiczne organy niezależnych stowarzyszeń pachnie naprawdę nieładnie. Gdy dodamy do tego wiedzę o tym, że cała operacja scalania klubów i przesunięcia ich pod zarządzanie publicznych spółek zamiast oszczędności, przyniesie Szczecinkowi zwiększenie wydatków – jesteśmy niemal pewni, że ktoś tam pogrywa naprawdę nieprzyzwoicie. Do zapadnięcia ostatecznych decyzji zostało jeszcze sporo czasu. Miejmy nadzieję, że wystarczająco dużo na wycofanie się z tych irracjonalnych propozycji. Skoro takie rzeczy dzieją się w 40-tysięcznym miasteczku z dwoma czwartoligowymi klubami – nie chcemy myśleć, co wyprawia się niżej…