Jako że w miniony weekend wystartowały wiosenne rozgrywki w Bundeslidze, na naszych łamach swój nowy cykl rozpoczyna komentator ligi niemieckiej w Eurosporcie i nasz bloger – Radosław Gilewicz. Zgodnie z założeniem, Radek co tydzień będzie komentował dla czytelników Weszło bieżące wydarzenia u naszych zachodnich sąsiadów. Zapraszamy, tym bardziej, jeśli interesuje was coś więcej niż Bayern i trójka Polaków z Dortmundu, bo z pewnością pojawi się tu parę bardziej niszowych tematów. Pierwszy wpis przed wami:
***
Dziś ani słowa o Borussii Dortmund, Robercie Lewandowskim, ani żadnym z tematów najbardziej popularnych w mediach. Polscy piłkarze są oczywiście ważni i pewnie jeszcze nieraz poświęcę im sporo miejsca, ale startuję z jednym założeniem: chciałbym tutaj pisać przede wszystkim o Bundeslidze. Czasem o tych największych, a czasem o kopciuszkach. O tych, którzy w danej kolejce mnie zawiedli i tych, którzy nagle zaskoczyli. Zamierzam pisać po prostu o lidze, którą cenię i na bieżąco śledzę. O lidze w tym sezonie niezwykle ciekawej i bardzo wyrównanej. No, może poza Bayernem, który jako jedyny wygląda dziś na zespół z zupełnie innej bajki.
Na wstępie muszę się do czegoś przyznać: uwielbiam Guardiolę. Uwielbiam go za to, że jako trener, wydaje mi się, pozostaje szczery. Pierwsze słowa, jakie wypowiedział w piątek na konferencji po meczu w Moenchengladbach brzmiały: „Dziękuję Salzburgowi. Dziękuję za tę sparingową lekcję sprzed tygodnia, dzięki której moi zawodnicy wyciągnęli wnioski”. Kto by się spodziewał? Na tydzień przed ligą austriacki Salzburg pewnie ograł mistrza Niemiec 3:0. Niektórzy kibice Bundesligi pewnie już liczyli, że może coś się stanie, że może Bayern wpadł zimą w jakiś dołek. Ale gdzie tam! Na inaugurację nawet bez najlepszego napastnika potrafił wygrać 2:0 z trzecią drużyną ligi. Na jej terenie, na którym jesienią nie przegrała. ani razu. To jest klasa. I tylko kwestia czasu, kiedy Bawarczycy przyklepią sobie tytuł. Kto wie, może znów w rekordowo szybkim tempie?
Ale tyle o Bayernie. Dziś najwięcej miejsca, czego pewnie się nie spodziewacie, chciałbym poświęcić dwóm drużynom, które w miniony weekend zaskoczyły mnie najbardziej. Hannoverowi i zwłaszcza Norymberdze.
W Hannoverze nowy trener i nowe nadzieje.
Drużyna w sam raz na środek tabeli, raczej nie powalczy o nic więcej, ale skoro każdy zawodnik startuje z czystą kartą, zaczynają dziać się nieoczekiwane rzeczy. Pech, że bez Artura Sobiecha, który w najmniej pożądanym momencie akurat złapał uraz. Hannover, który przez całą jesień ani razu nie potrafił wygrać na wyjeździe (u siebie na odwrót: przegrał tylko raz na dziewięć meczów), nagle pewnie ogrywa 3:1 Wolfsburg. W składzie z Dioufem, który na dziś wydaje się nie do wyjęcia z pierwszej jedenastki, i nowym konkurentem Artura. Świetnie wszystkim znanym Artjomsem Rudnevsem, który od razu zresztą wpisał się na listę strzelców. Mówimy o piłkarzu, który moim zdaniem… powinien grać teraz w Hamburgu. Kto wie, może być tam nawet podstawowym napastnikiem, ale niestety – jeśli w Bundeslidze nie strzelasz gola w ośmiu meczach z rzędu, to cię nie ma. Konkurencja czeka. Rudnevs w HSV rozczarował, nie potrafił zrobić pożytku z podań Van der Vaarta i bardzo jestem ciekaw, jakie miejsce w hierarchii zajmie w Hannoverze, kiedy do zdrowia wróci Sobiech. Zapowiada się ciekawa rywalizacja. Przynajmniej między tą dobrze nam znaną dwójką, bo powtarzam – Diouf moim zdaniem jest nie do ruszenia.
Hannover – weekendowa niespodzianka numer dwa, bo numerem jeden musi być Norymberga.
Drużyna, która jesienią nie wygrała ani jednego z siedemnastu spotkań (!) i miała spory problem ze skutecznością napastników, nagle odprawiła Hoffenheim 4:0. Przy zwycięstwie 1:0 jeszcze można by powiedzieć – szczęście, wypadek przy pracy. Ale tu nie było żadnego przypadku. Cała drużyna zagrała bardzo dobrze i gdyby nie kontuzja środkowego obrońcy – Nilssona (wcześniej wypadł też Pogatetz) kibice mogliby być zachwyceni.
Norymbergę będę obserwował wiosną ze szczególną uwagą, bo właśnie takie mecze, jak z Hoffenheim sprawiają, że sytuacja w dole tabeli robi się jeszcze ciekawsza. HSV, drużyna, która nigdy w swojej historii nie spadła z Bundesligi (i osobiście mam nadzieję, że nie spadnie), nagle jest nad przepaścią i musi martwić się, jak zapunktują Brunszwik albo Freiburg. Dziwny zespół, tak na marginesie. Z jednej strony nie brakuje mu niezłych zawodników (Adler w bramce, Van der Vaart czy solidny Turek Arslan w środku pola), ale brakuje chyba charakteru – odpowiedniej mieszanki. Paradoksalnie, mamy tu do czynienia z wieloma piłkarzami, którzy potrafią GRAĆ w piłkę, a niestety – kiedy jest się na dnie, to się już za bardzo w piłkę nie gra, tylko robi punkty.
Ale wracając do Norymbergi…
Wygląda na to, że Mariusz Stępiński ciągle jest bardzo, bardzo daleko chociażby od meczowej osiemnastki. Mimo że napastnicy są, jacy są. Pekhart okazuje się totalnym niewypałem, ma bardzo rozczarowujący sezon. Być może odpali jeszcze Ginczek, ze swoimi świetnymi warunkami fizycznymi. Tak jak odpalił pomocnik Drmić, który do tej pory zdobył osiem bramek. Świetny transfer z FC Zurych. Nie mam wątpliwości, że Norymberga to jeden z tych zespołów, które muszą żyć z tego, że wypromują, a potem sprzedadzą zawodnika, więc tym bardziej zwracam uwagę na młodego Szwajcara. Po sezonie może mieć naprawdę ciekawe opcje z innych klubów.
W ten weekend Norymbergę ze stadionu dopingowało 36 tysięcy ludzi. Wcześniej 4 tysiące fanów przyszło na pierwszy noworoczny trening. Rozwieszano plakaty, transparenty i – wyobraźcie sobie – dopingowano zawodników, którzy jesienią nie wygrali ani jednego meczu. Kilka tysięcy osób przyszło na trening tylko po to, żeby wysłać drużynie sygnał: „jesteśmy z wami, wierzymy, że się podniesiecie”. Może to kierunek, którym warto iść w trudnych momentach? W pierwszej kolejce dało efekt. Bardzo jestem ciekaw, jak będzie w następnych.
PS Na koniec, korzystając z okazji, chciałbym życzyć wszystkiego dobrego temu, kto musi się podnieść w pierwszej kolejności. Szybkiego powrotu do zdrowia i na boiska Bundesligi, Kuba!
RADOSŁAW GILEWICZ