Juskowiak opowiada nam o Piłkarskim Diamencie: – Zwycięzca poradzi sobie w profesjonalnej piłce

redakcja

Autor:redakcja

27 stycznia 2014, 19:16 • 6 min czytania

Pamiętacie jeszcze o Piłkarskim Diamencie? O projekcie, którego pomysłodawcami są Paweł Ziętara i Piotr Laboga, twórcy programy Laboratorium Pro w Canal+ Sport? Program z cyklu talent show, którego zwycięzca podpisze zawodowy kontrakt z pierwszoligowym klubem i zgarnie 50 tysięcy złotych wchodzi w coraz bardziej zaawansowaną fazę. Jak przebiegły castingi w sześciu miastach Polski? Na jakim etapie dziś znajduje się rywalizacja i jak będą wyglądać kolejne? Wreszcie jak prezentują się kandydaci i czy istnieje szansa, że triumfator Piłkarskiego Diamentu nie przepadnie od razu w zawodowej piłce? Na te i inne pytania w rozmowie z Weszło odpowiada szef jury Andrzej Juskowiak.

Juskowiak opowiada nam o Piłkarskim Diamencie: – Zwycięzca poradzi sobie w profesjonalnej piłce
Reklama

KOMPLET INFORMACJI O PROGRAMIE PIفKARSKI DIAMENT ZNAJDZIESZ TUTAJ >>

Reklama

Za nami castingi i testy w warszawskim Instytucie Sportu. Co dalej? Ilu kandydatów zostało?
– Wszystkich etapów w drodze do finału jest aż siedem. Za nami castingi, na których wyłoniliśmy 60 zawodników oraz testy psychologiczne, badania wydolności, szybkościowe i czasu reakcji, po których została już tylko trzydziestka. Dążymy do tego, by dwudziestu chłopaków wyjechało na obóz do Gniewina. Chcemy ten czas mocno wykorzystać na zajęcia indywidualne, żeby z jednej strony skorzystała na tym cała wybrana dwudziestka, a z drugiej, żebyśmy my jako jury dostali odpowiedź, kto może przejść dalej. 17 lutego w hali na warszawskim Bemowie odbędzie się ćwierćfinał. W nim udział weźmie już tylko 15 uczestników. W tym samym dniu popołudniu odbędzie się półfinał, który wyłoni ostatnią piątkę. Samo miejsce, w którym będzie odbywał się finał, póki co jest objęte tajemnicą.

Może pan zdradzić w jaki sposób i na jakiej podstawie na poszczególnych etapach będziecie eliminować kolejnych zawodników? Jak będzie wyglądał obóz w Gniewinie?
– W Gniewinie będziemy bacznie obserwować, jak kandydaci zachowują się w grupie i na tle przeciwnika. Będzie sporo rywalizacji i gierek między sobą. Do tej pory testy odbywały się w oparciu o zajęcia indywidualne, a musimy przecież wiedzieć, jak napastnik, którego szukamy, radzi sobie mając przed sobą rywala. Dotychczasowe sprawdziany były bardzo wszechstronne i wnikliwie oceniane. Ł»eby być najlepszym w całym programie, trzeba zaliczyć wiele etapów, które gruntownie sprawdzą przygotowanie zawodnika: zarówno techniczne, szybkościowe, mentalne, jak i w grze z przeciwnikiem. Piątka, która trafi do finału, musi być już bardzo dobra w każdym elemencie.

Ilu kandydatom przyjrzeliście się do tej pory? Od początku, biorąc pod uwagę castingi.
– W każdym z sześciu miast mieliśmy około sześćdziesięciu chłopaków. Generalnie, w każdej lokalizacji było około 300 – 400 chętnych, ale castingi poprzedziliśmy wstępną eliminacją w internecie. Paweł Habrat przygotował ankietę, która dostarczała nam pierwszych informacji. Odpowiedzi udzielane na pytania były pierwszym kryterium, jakie braliśmy pod uwagę jeszcze przed castingiem.

Braliście pod uwagę to kim są kandydaci, skąd pochodzą i czy gdzieś wcześniej grali?
– Paweł Habrat stworzył profil napastnika, jakiego szukamy. Każdy z etapów daje nam nowe odpowiedzi, ale chłopcy, którzy zostali zaproszeni na casting, musieli już wykazać się w konkretnych ćwiczeniach. W tym momencie to kim są, ile mają lat, gdzie wcześniej grali i czy grali gdziekolwiek było bez znaczenia. Oceniałem to, co widziałem na boisku. Myślę, że to najlepsza droga do tego, żeby wybrać najlepszego.

Jakie są pana ogólne wrażenia, jeśli chodzi o poziom? Wiemy, że na poszczególnych castingach był on różny. Generalnie testowani sprostali oczekiwaniom jury?
– Ogólnie poziom jest niezadowalający. Najlepsi dali sobie radę z każdym testem, ale nie brakowało takich, którzy mieli problem nawet z najprostszymi elementami.

Normalka, jak to na tego typu castingach…
– Zapominali o wychodzeniu do piłki albo o którejś z części jakiegoś bardziej złożonego ćwiczenia. Oczywiście braliśmy pod uwagę, że mogą być zestresowani, chociaż hale nie były wypełnione do ostatniego miejsca, próbowaliśmy ten stres jakoś rozładować, ale z drugiej strony – jeśli ktoś chce zrobić karierę w pierwszej lidze albo nawet wyżej, to musi sobie z tym obciążeniem dać radę.

Wśród kandydatów nie brakowało całkowitych amatorów, ale i takich, którzy regularnie grają w mniejszych, regionalnych zespołach, mają na co dzień dużą styczność z piłką.
– Trafiało nam się wielu, którzy w rubryce przynależność klubowa wpisywali „brak”, ale z tym akurat się liczyliśmy. Kilku z nich zaprezentowało się naprawdę dobrze, jednak dopiero kolejne etapy dadzą nam odpowiedź, jak sobie dadzą radę w walce z przeciwnikiem. Jeżeli ktoś nie grał wcześniej w piłkę, nie trenował przynajmniej dwa, trzy razy w tygodniu, to z pewnością wyjdzie to podczas obozu w Gniewinie. Tacy, którzy kopali wyłącznie hobbystycznie mogą sobie nie poradzić, choćby kondycyjnie. Choć i tu nie ma tu reguły, niektórzy mają wrodzoną wydolność na bardzo dobrym poziomie.

Jak będzie wyglądać ta gra z przeciwnikiem, o której już pan kilkakrotnie wspomniał? Kandydaci będą rywalizować między sobą czy sprawdzą się na tle konkretnego zespołu?
– To w ogóle będzie specyficzne zgrupowanie, bo w normalnych warunkach przecież się nie zdarza, żeby na obóz jechało dwudziestu napastników. Niespotykana sytuacja, ale mam już przygotowany scenariusz, jak to zgrupowanie ma wyglądać i damy sobie radę. Napastnik też musi umieć bronić, szukamy zawodników kompletnych, dlatego na pewno nie zabraknie gier wewnętrznych.

Każdy juror ma swoich faworytów, zawodników, którzy już na pierwszym castingu wpadają w oko jako ci, którzy mogą dojść do samego finału. Pan ma jakieś własne typy?
– Na każdym z castingów miałem jednego, czasem dwóch kandydatów. Takich, którzy byli wszechstronnie przygotowani i bez zarzutu przechodzili trzy zróżnicowane testy. Uważam, że mają bardzo dużą szansę w tym programie zaistnieć, ale nic nie jest jeszcze przesądzone. Widzieliśmy już niejednego piłkarza, który w luźnych ćwiczeniach radził sobie znakomicie, a na boisku nie umiał tych umiejętności sprzedać. Dopiero kolejne etapy dadzą jasną odpowiedź. Na razie mamy wielu takich, którzy zrobili pozytywne wrażenie i myślę, że ci, którzy dotrą do finału, będą dobrymi zawodnikami.

Kilku kandydatów, którzy bez zarzutu poradzili sobie w castingu z ćwiczeniami technicznymi, z pewnością przepadło na testach psychologicznych albo motorycznych.
– Oczywiście. Dlatego to sito jest tak gęste, żeby wybrać tych, którzy są predysponowani do gry na wysokim poziomie, którym nie wiąże nóg zmęczenie, publika i inne czynniki.

Wiadomo, że na dziś to ciągle wróżenie z fusów, ale czy ma pan przekonanie, że zwycięzca całego programu, będzie zawodnikiem, który jest w stanie sobie poradzić w zawodowej piłce? W Europie podobne inicjatywy miały już miejsce, ale zdaje się, że żadnej perełki, nawet na krajową skalę, dotąd nie odkryto. Dlaczego u nas miałoby być inaczej?
– Mam przeczucie, że wybierzemy kogoś, kto sprosta wymaganiom profesjonalnej piłki. A to właśnie dlatego, że konkurs jest bardzo złożony i żeby go przejść pomyślnie, trzeba być świetnie przygotowanym – i mentalnie, i fizycznie, i psychicznie. Uważam, że jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że taki chłopak później nie przepadnie. Zwłaszcza, że ci najlepsi traktują sprawę bardzo serio. Chcą się wybić, bo ktoś im wcześniej nie dał szansy, komuś przytrafiła się kontuzja… Historie są różne, ale widzimy bardzo dobre podejście, które powinno zaprocentować.

Kiedy w takim razie poznamy zwycięzcę?
– Ta informacja nie jest jeszcze potwierdzona. Prawdopodobnie 1 marca lub pod koniec lutego.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama