Kojarzycie faceta, który przebiera się za króla i szwenda po stadionach, na których zwykle gra reprezentacja Polski? No jasne, „Bobo” (nie mylić z Bobo Kaczmarkiem), 74-letni samozwańczy król kibiców. Wystrojony w biało-czerwoną pelerynę jak z czasów Władysława Łokietka, na dodatek w koronie, przystrojonej malutkimi piłkami i żeby nikt nie miał wątpliwości – z napisem BOBO na czole. „King of polish soccer fans”.
Otóż „Bobo” to człowiek niezwykle wytrwały. Zalicza wszystkie największe sportowe turnieje. Można rzecz, że gdyby każdy polski piłkarz był tak skuteczny i zdeterminowany, by pojechać na dużą imprezę, bylibyśmy dzisiaj sportową potęgą. W tym roku Bobo, czyli Andrzej Bobowski wybiera się na dziesiąty mundial w swojej „królewskiej karierze”. Zaczynał w 1978 roku w Argentynie. Cztery lata temu obejrzał ponad 20 meczów w Republice Południowej Afryki. I dziś znów, 36 lat od debiutu, zaciera ręce na myśl o Ameryce Południowej.
Do tej pory jegomość z berłem w dłoni, zupełnie nie wiedzieć czemu sam siebie nazywający królem kibiców, regularnie znajdował sponsorów, którzy jego eskapady byli skłonni finansować. Słowem: obrotny. Widocznie, byli tacy, którym ta wieloletnia stadionowa tułaczka imponowała i chętnie sięgali dla niej do swoich portfeli.
Rzecz w tym, że dziś Bobo sponsora już nie ma…
Wymyślił więc, że… zwróci się do Kancelarii Prezydenta RP. Niech Bronek sypnie groszem, może nawet sam uczyni się patronem kolejnej królewskiej eskapady. Przecież na „króla kibiców” szczędzić nie wypada. Poza tym, nie można sobie przecież pozwolić, żeby Polska nie miała swojego reprezentanta w Brazylii. Dość wstydu, że nie jedzie tam nasza kadra… Niech chociaż pojedzie senior Bobowski. Na koszt państwa. A co, jak Tusk może sobie jeździć w Alpy na narty i palić cygara, w dodatku w obstawie BOR-owców, to król kibiców nie może? Takie mistrzostwa w Brazylii to przecież nie lada wydatek. Wielkie odległości, horrendalne ceny hoteli, do tego bilety.
Naprawdę, jesteśmy w stanie zrozumieć, że są tacy, którym Bobo imponuje. Ł»e taki wytrwały i wierny, że nie opuści choćby jednego ważnego spotkania. Prawdziwy kibic. Ale do cholery, co ten facet sobie wymyślił? Jeśli naprawdę chce paradować w swoim przebraniu i nadal nazywać się królem kibiców, ok, jego sprawa, różnych już dziwaków widzieliśmy. Niestety jego wyjazd na mundial nie różni się niczym, ani w jednym procencie, od prywatnej wycieczki każdego innego kibica. Jeśli Marian z Sochaczewa chce pojechać na mundial, najpierw sprawdza czy ma na to pieniądze . Własne pieniądze. Jeśli Janusz z Grajewa ma chęć wyskoczyć na wczasy, to też tylko wtedy jak sobie za nie zapłaci. Jeszcze nie słyszeliśmy, żeby ktoś – poza Bobo – prosił prezydenta RP o wsparcie prywatnej, rozrywkowej wyprawy. Bo niestety, wycieczka pana Bobowskiego, nie jest niczym innym.
Ma chęć to niech jedzie. Ma pieniądze – niech jedzie. Znajdzie sobie prywatnego sponsora – to też jego sprawa, niech jedzie. Ale niech nie wyobraża sobie, że ktoś będzie robił z tego sprawę rangi państwowej. Czy to nie oczywiste? Na szczęście, wystarczająco oczywiste dla kancelarii Komorowskiego.
Fot. FotoPyK