W dzisiejszej prasie nie sposób znaleźć jednego tematu przewodniego, który mocno zajmowałby dziennikarzy. Paradoksalnie, nie jest nim ani zgrupowanie krajowej kadry w Emiratach, ani też przegrana przez Wisłę i Legię batalia o Pawła Stolarskiego. Najczęściej, bo w dwóch różnych tytułach, ze swoją historią pojawia się… Maciej Wilusz. Poza tym: Sport donosi, że Podbeskidzie, mimo podpisania kontraktu z Nwaogu i spodziewanego sprowadzenia Lebedyńskiego, wciąż pyta o Demjana. Super Express z kolei twierdzi, że Marco Paixao może odejść już zimą, bo Legia zamierza licytować coraz wyżej. – Sęk w tym, że mistrzowi Polski rośnie konkurencja. Jeden z niemieckich klubów i jedna drużyna z Rosji są w stanie zapłacić za Paixao pół miliona euro wrocławianom i taki sam kontrakt zaproponować piłkarzowi – donosi tabloid.
FAKT
W czwartkowym wydaniu Faktu cztery piłkarskie strony. Pierwszy krzykliwy tytuł informuje o tym, że na mocy specjalnej klauzuli zawartej w kontrakcie Roberta Lewandowskiego, Bayern ma zagrać w Polsce. Na razie jeszcze nie wiadomo kiedy, ale jest przesądzone, że do tego dojdzie.
Wstępnie ustalono, że Bayern przyjedzie w sierpniu tego roku, ale zespół Pepa Guardioli ma już tak napięty kalendarz, że nie zdoła do niego wrzucić jeszcze jednego spotkania. Najprawdopodobniej najwcześniej Lewandowskiego w koszulce Bayernu na polskiej ziemi zobaczymy w 2015 roku. Kucharski myślał o Stadionie Narodowym, ale zastanawia się też nad innymi opcjami, bo za rok w stolicy odbędzie się finał Ligi Europy. Na szczęście teraz mamy tyle znakomitych obiektów, że mecz spokojnie może odbyć się w Gdańsku, Poznaniu lub Wrocławiu. Jego współorganizatorem będzie Tomasz Rachwał z Polish Sport Promotion, który nad morze sprowadził już słynną Barcelonę, która zmierzyła się w meczu pokazowym z Lechią Gdańsk. W tym roku jego firma zorganizuje „Super Mecz” w Warszawie. – Priorytetem jest Real Madryt i ktoś z Anglii. W grę wchodzą drużyny z czołówki tabeli, jedna z sześciu najlepszych. Niewykluczony jest też Juventus i Borussia Dortmund. Bayern? Rozmawiałem z Czarkiem Kucharskim, by połączyć siły i sprowadzić drużynę Lewandowskiego.
Dalej: Jakub Rzeźniczak oświadczył się w Miami, po czym z kolei oświadczył dziennikarzowi, że cała operacja była dla niego bardziej stresująca niż mecz piłkarski. Nawet ten rozgrywany w kadrze.
– Mecze czy to w klubie czy w narodowych barwach zdarzają się częściej niż oświadczyny, uznałbym więc to za inny gatunek stresu. Lubię to, podczas meczu jest to pożądane uczucie, człowiek przyzwyczaja się. Oświadczyny nie zdarzają się tak często, wierzę że w moim przypadku tylko raz. Więc napięcie z tym faktem było chyba większe niż, kiedy biegam na boisku – twierdzi piłkarz. Do stresu związanego z samymi oświadczynami doszła jeszcze jedna sprawa – problem organizacyjny. – Kiedy przylecieliśmy z Edytą na miejsce, miałem bardzo ograniczone pole manewru, możliwości działania. W końcu cały czas znajdowała się koło mnie – wspomina Rzeźniczak. – A planowania było naprawdę sporo. Wynajęcie samolotu, orkiestra. Dlatego chciałbym bardzo podziękować jednemu z moich przyjaciół. Do Miami dotarł znacznie wcześniej, to on dopilnował większości spraw – dodaje. Warto przypomnieć, że okres międzyświąteczny w Legii był dość gorący. Oprócz Rzeźniczaka o rękę swoje partnerki poprosili również Michał Ł»yro i Dominik Furman.
Na kolejnej stronie o swojej nieprzeciętnej rzeźbie opowiada Wilde-Donald Guerrier. Już dawno o tym mówił, więc to w zasadzie nic nowego. Poniżej natomiast informacja, że Marcin Kamiński – kolejny posiadacz nieprzeciętnej rzeźby ciała – zostanie jednak w Lechu Poznań. Przynajmniej do lata.
– Nigdzie się nie wybieram, szykuję się do walki o mistrzostwo Polski – mówi nam obrońca Lecha. – Rozmawiałem z Marcinem i zapewnił mnie, że teraz nigdzie się nie wybiera. Co najmniej do końca tego sezonu będzie z nami – zdradza wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski (…) Nad „Kamykiem” mocno zastanawiały się 2-3 kluby belgijskie, ale na razie nie zdecydowały się rozpocząć negocjacji.
Ok, chociaż Smuda też jeszcze dwa dni temu twierdził, że Stolarski nigdzie się nie wybiera.
GAZETA WYBORCZA
Najpierw zajrzeliśmy do Rzeczpospolitej, ale tam dziś wszystko, tylko nie piłka nożna. W ogólnopolskim wydaniu Gazety Wyborczej również ani jednego tekstu. Sytuację ratuje dopiero część stołeczna. Na start:” Jagiełło chce grać w domu”. Wrócił z Bielska, leci na obóz z Legią i liczy na swoją szansę.
W środę po południu legioniści wylecieli do tureckiego Belek na pierwsze zgrupowanie przed rundą wiosenną. Trener Henning Berg powołał na nie aż 32 piłkarzy, a 21 stycznia do drużyny dołączą powołani do reprezentacji Polski Bartosz Bereszyński, Tomasz Brzyski, Tomasz Jodłowiec, Michał Kucharczyk, Jakub Rzeźniczak i Jakub Wawrzyniak. Na początku zgrupowania szansę na zaprezentowanie umiejętności będzie miała młodzież. Jednym z najmłodszych w tej grupie, ale i najbardziej doświadczonym jest Jagiełło. 18-letni skrzydłowy piłkarzem Legii jest od 2000 roku i był już na czterech obozach z pierwszym zespołem. Zaczął w 2012 roku z trenerem Maciejem Skorżą, potem zbierał kolejne doświadczenia u Jana Urbana, ale w ekstraklasie zadebiutował dopiero jesienią ubiegłego roku. I to nie w Legii, tylko w Podbeskidziu, do którego został wypożyczony. – Pobyt w Bielsku to był przełom. Dał mi dużo pewności siebie – przyznaje Jagiełło. – Trener Czesław Michniewicz mi zaufał, rozegrałem sporo minut i teraz wracam do Legii lepszy – dodaje zawodnik, który jesienią spędził na boisku 991 minut i strzelił dwa gole – w tym jednego przeciwko Legii, która w grudniu przegrała w Bielsku 0:1 właśnie po trafieniu swojego wychowanka.
Mamy też rozmówkę ze świeżym legijnym nabytkiem – Guilherme. Krótki wywiad o znamiennym tytule: „Moim idolem jest Kaka”. Brakuje tylko standardowej opowiastki, jakich ma znanych kolegów i z kim to grał w przeszłości. Ogólnie – rozmowa słabiutka. Do bólu nijaka.
Przez ostatnie pół roku nie grałeś. Jak czujesz się pod względem fizycznym?
– Braga przedstawiła mi propozycję nowego kontraktu, ale na warunkach, na które nie mogłem się zgodzić. Zostałem odsunięty do drugiej drużyny. Nie grałem, ale cały czas normalnie trenowałem. Jestem przekonany, że pod względem fizycznym na pewno nie będę odstawał od innych.
W jaki sposób stałeś się zawodnikiem Ole Brasil?
– Gdy rozstałem się z Bragą, wróciłem do ojczyzny. Podpisałem umowę z Ole Brasil. To mały klub. Wiedziałem, że mogę wrócić do Europy, ale chciałem gdzieś grać, dlatego związałem się z Ole Brasil.
Kto jest twoim piłkarskim idolem?
– Wszyscy zachwycają się Messim i Ronaldo. To bardzo dobrzy zawodnicy, ale moim idolem jest Kaká. Imponuje mi nie tylko swoją grą, ale również postawą poza boiskiem.
SPORT
Okładka śląskiego dziennika.
Na początek trochę sztampy, czyli teksty o tym, że Legia leci na obóz do Belek, a Radović został Polakiem. Następnie kompromitujący sparing Pogoni z Chojniczanką (1:4). I wreszcie materiał, z którym wiążemy jakieś nadzieje, czyli większy wywiad z Kamilem Glikiem.
Rozmawialiście przed meczem z Fiorentiną z Rafałem Wolskim?
– Rozmawialiśmy przez chwilkę po ostatnim gwizdku. Przed meczem nie było okazji. Rafał ma na razie nie za wiele okazji do zaprezentowania swoich umiejętności, a to zawsze rodzi jakąś frustrację. Wiem to po sobie. W Palermo przez pierwsze pół roku nie podniosłem się z ławki, trzy razy wybiegłem na boisko jedynie w Lidze Europy. byłem zły i poirytowany. Między innymi dlatego zdecydowałem się przejść do Bari, mimo że drużynę czekała walka o uniknięcie degradacji. Czas pokazał, że to był bardzo dobry krok z mojej strony.
Tej zimy nigdzie się pan nie wybiera?
– To okienko transferowe mnie „nie obowiązuje”. Do czerwca na sto procent zostaję w Torino. Potem zostanie mi tylko rok ważnego kontraktu. To będzie ostatni dzwonek dla klubu, żeby na mnie zarobić albo podpisać nową umowę. Pierwsze rozmowy już się w tym temacie odbyły. Działacze wiedzą, że z mojej strony jest chęć dalszej współpracy. Z ich strony też, bo to oni zaproponowali spotkanie.
Przeciętna rozmowa.
Dalej, jak zwykle, sporo mniejszych informacji z Polski.
Wczoraj z Podbeskidziem związał się Przemysław Pietruszka, dziś kontrakt ma szansę podpisać Mikołaj Lebedyński, ale bielszczanie wciąż nie rezygnują z Roberta Demjana. – Wysłaliśmy do klubu pismo z ofertą wypożyczenia Roberta. Uzyskaliśmy wstępną zgodę, ale wszystko zależy od rozmów Demjana z jego obecnym trenerem – wyjaśnił Borecki. Nie wiadomo tymczasem, co stało się z Collinsem Johnem. Piast Gliwice początkowo utrzymywał, że zawodnik jedzie z drużyną na obóz do Arłamowa, jednak wcale go tam nie ma. W klubie nabrali wody w usta i nie chcą dyskutować o powodach nieobecności.
SUPER EXPRESS
W dzisiejszym wydaniu jedna piłkarska strona. Na początek Maciej Wilusz, którego los kiedyś nie oszczędzał, ale teraz bełchatowianin podnosi się z kolan i leci z kadrą na zgrupowanie w ZEA.
Pierwsze kłopoty ze zdrowiem pojawiły się podczas pobytu w Holandii. Był wówczas obiecującym 17-letnim piłkarzem Heerenveen. – To był dla mnie cios, bo mimo młodego wieku naprawdę czułem się mocny – opowiada „Super Expressowi” Wilusz. – W klubie wiązano ze mną duże nadzieje. Wszystko szło dobrze, a tu nagle uraz, przez który wypadłem na blisko 12 miesięcy. Później musiałem zmienić otoczenie. Poszedłem do Sparty Rotterdam i… znowu pech. Akurat przed debiutem. Długo się leczyłem. Wtedy podjąłem najtrudniejszą dla mnie decyzję. Rozwiązałem roczny kontrakt i wróciłem do Polski. Nie chciałem wracać, ale życie wymusiło to na mnie. Trzeba było skorygować plany – wspomina. Wilusz wrócił do Polski w czerwcu 2009 r. Kolejne 12 miesięcy poświęcił na leczenie. – To był dla mnie najtrudniejszy rok – przyznaje szczerze. – Bardzo ciężki czas. Różne myśli przychodziły mi wtedy do głowy. Zastanawiałem się, jak poukładać sobie to życie. Ale nie chciałem rzucić piłki. Dlaczego? W tych trudnych dla mnie momentach przypominałem sobie, że przecież nie mogę teraz się poddać. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej byłem o krok od spełnienia marzeń. Dlatego postawiłem sobie cel: wracam do zdrowia, a potem wracam do grania! – przekonuje Wilusz, który w czerwcu 2010 r. podpisał umowę z pierwszoligowym Kluczborkiem.
Tekst jak najbardziej do szybkiego przeczytania. Na stronie obok Super Express przekonuje tymczasem, że Marco Paixao może odejść jeszcze w zimowym okienku transferowym.
– Legia zaoferowała 150 tysięcy euro za Marco i bonusy. Jeśli awansowałaby do fazy grupowej Ligi Mistrzów, to dopłaciliby 80 tysięcy. Za awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej byłoby to 50 tysięcy euro i dodatkowo 30 tysięcy euro za strzelenie przez Paixao określonej liczby goli – usłyszeliśmy od osoby związanej z wrocławskim klubem. Ta propozycja została przez wrocławian odrzucona, ale… Legia była na to przygotowana. Lada moment do Śląska powinna trafić nowa, wyższa oferta. Sęk w tym, że mistrzowi Polski rośnie konkurencja. Jeden z niemieckich klubów (2. Bundesliga) i jedna drużyna z Rosji są w stanie zapłacić za Paixao pół miliona euro wrocławianom i taki sam kontrakt zaproponować piłkarzowi. To dwa razy więcej niż Legia, która na ten moment przygotowała dla Portugalczyka około 250 tysięcy euro za sezon. Wiadomo jednak, że to dopiero początek negocjacji, warszawianie są świadomi, że ta operacja nie ma prawa zamknąć się kwotą 400 tysięcy euro (150 tys. dla Śląska i 250 tys. za piłkarza). Utrudnieniem w rozmowach jest to, że Śląsk… nie wie, ile zażądać za strzelca dziesięciu ligowych goli.
I to, nie licząc małych ramek, byłoby dziś na tyle.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na tekst o Macieju Wiluszu, jak widać już po okładce, zanosi się też w Przeglądzie.
Ale co za dużo czytania o kontuzjach obrońcy Bełchatowa, to niezdrowo, więc idźmy dalej. Na przykład do dość obszernego tekstu pod tytułem: Egzotyczne wojaże kadry.
Piłkarze Adama Nawałki nie są pierwszymi, którzy będę reprezentować narodowe barwy na egzotycznych terenach. Indie, Paragwaj, Iran, Egipt, Gwatemala, Tajlandia czy Kuwejt – tam również grali już biało-czerwoni. Wszystkie wyjazdy łączy jedno. Przygody naszych reprezentantów wykraczały daleko poza boisko. Wyjazd reprezentacji za kadencji Janusza Wójcika do Paragwaju został w pamięci jego uczestników nie tylko ze względu na lanie, jakie sprawili nam gospodarze (4:0). Już sam termin spotkania był katastrofalny. Wyjazd wypadł w środku zimowych przygotowań zespołów w Polsce. Reprezentanci, oderwani od sztang i piłek lekarskich wchodzili do samolotu z nogami ciężkimi jak ołów. W Asuncion, z powodu wysokiej temperatury powietrze można było kroić nożem. W przeddzień meczu kadrowiczów przeraził stan boiska, na którym mieli zagrać z gospodarzami. Zniechęceni pokazywali sobie palcem wypaloną słońcem trawę o słomkowym kolorze i łyse placki, które straszyły co kilka metrów. – Zdziwiliśmy się, kiedy przed meczem zobaczyliśmy idealne, piękne zielone boisko „Murawa–dywan. Jak oni to zrobili? W jedną dobę” – zachwycaliśmy się. Ktoś westchnął: „Szkoda, że u nas tak nie potrafią” – opowiada Radosław Michalski. Polacy przecenili ogrodnicze talenty gospodarzy. – Oni po prostu pomalowali trawę, żeby ładnie wyglądała z góry. Poznaliśmy po swoich butach, każdy miał na nich zieloną farbę – Michalski nie umie powstrzymać śmiechu.
Fajne, lekkie, do poczytania.
Warto rzucić okiem, bo niewiele dziś ciekawych materiałów. Rzeźniczak w sztampowej rozmówce opowiada, że chce zaistnieć w reprezentacji. Guerrier z Wisły chciałby jeszcze więcej, bo… być jak Ronaldo. Twierdzi też, że nie strzeliłby gola Hiszpanom, gdyby nie miał tak mocnego brzucha. Wesołek.
Nie ukrywa, że wzoruje się na Cristiano Ronaldo, który również imponuje muskulaturą. – Gdy Portugalczyk dostał Złotą Piłkę, był to najlepszy dzień w moim życiu. To tak, jakbyśmy z Wisłą w ten sam dzień wygrali ważny mecz, zdobyli mistrzostwo, a do tego miałbym akurat urodziny – uśmiecha się jeden z liderów krakowskiej drużyny. Zimowe wakacje Guerrier spędził w ojczyźnie. – Gdy wróciłem do Haiti, zostałem powitany niczym Messi w Argentynie. Ludzie na każdym kroku proszą mnie o wspólne zdjęcie. Dostałem puchar za gola sezonu, uznano mnie najlepszym piłkarzem z Haiti grającym poza granicami kraju. Syn prezydenta kraju zaprosił mnie na obiad. Kupiłem trochę ubrań i butów, które rozdałem biednym dzieciom żyjącym praktycznie na ulic – opowiada. Teraz skupia się na przygotowaniach z Wisłą. – Moja dziewczyna została w Orlando w USA. Oczywiście, że tęsknię, ale na pierwszym miejscu jest teraz Wisła. To moja praca, dzięki której mam pieniądze. A dziewczynę może ściągnę do Krakowa na moje urodziny – zdrada.
Na samiutkim końcu mamy jeszcze rozmówkę z Enrico Chiesą, trenerem Primavery Sampdorii, który wypowiada się między innymi o Polakach grających w Serie A.
– Paweł Wszołek ma olbrzymi potencjał. Brakuje mu doświadczenia, które jest bardzo potrzebne w lidze włoskiej, ale z drugiej strony Wszołek ma dopiero 22 lata. Moim zdaniem Mihajlović znajdzie sposób na wykorzystanie jego umiejętności. Sinisa pomógł rozwinąć się niejednemu zawodnikowi i wierzę, że to samo uczyni z tym chłopakiem. On może być wielkim piłkarzem. Potrzebuje jednak czasu. Cierpliwości.
Po przeczytaniu już wiemy, czemu ta rozmowa jest na ostatniej stronie. Pełna dyplomacja.
ANGLIA: Czy grupowe odejścia obejmą Borucą?
Dziś w angielskiej prasie wszyscy grają te same tematy. Po pierwsze, wielki kryzys w Southampton. Z klubem już pożegnał się prezes klubu, żegna się właśnie trener i pożegnać się też ma wielu piłkarzy. Prawdziwa burza przechodzi obecnie nad Świętymi i nie wiadomo, kto się przed nią uratuje. Z powagi sytuacji zdają sobie też sprawę inni, np. Chelsea, która chce, by za 21 milionów funtów trafił do niej Luke Shaw. Po drugie, Manchester City zabawił się w FA CUP z Blackburn, więc bawić się słowami mogą teraz gazety.
HISZPANIA: Efekt Cristiano
„Efekt CR7” – pisze Marca, nawiązując do wczorajszego zwycięstwa Realu w Pucharze Króla, w którym Cristiano uczcił golem odebraną wcześniej Złotą Piłkę. AS również nawiązuje do wygranej Królewskich i, prezentując jedenastkę roku UEFA wybraną przez kibiców, oczywiście zauważa: „Trzech piłkarzy z Realu i żadnego z Barcelony”. Nawet zabawne są takie przepychanki… Druga część hiszpańskiej prasy, zajmująca się właśnie Barcą, oczywiście najwięcej miejsca poświęca Xaviemu, który może dla jednego klubu rozegrać oficjalny mecz numer 700. Mamy artykuły, reportaże, a wśród nich wyznanie, że w 2008 roku był krok od Bayernu. Natomiast Bartra podpisał nową umowę do 2017 roku, w której znalazł się zapis o klauzuli odejścia (25 mln euro).
PORTUGALIA: Brat grubasa do HSV
Dwóch takich, którzy mają zimą dodać lidze kolorytu i trochę ją rozjaśnić – Ivan Cavaleiro z Benfiki oraz Ricardo Quaresma z Porto. Obaj już wczoraj strzelili po golu, dokładając cegiełkę do zwycięstw w Pucharze Ligi. A Bola zaprezentowała ich na okładce obu, O Jogo i Record – po jednym. Michy Batshuayi ze Standardu Liege znajduje się na celowniku Benfiki, zaś Ola John, brat grubego Collinsa z Gliwic, jest na dobrej drodze, aby trafić do Hamburga.
WŁOCHY: Seedorf-czarodziej?
Clarence Seedorf przyjeżdża, a Milan od razu wygrywa i przechodzi do kolejnej rundy Coppa Italia. – Jestem zadowolony, liczę na podtrzymanie passy – oznajmia nowy trener. Gdyby tego było mało, to Honda strzela pierwszego gola, a Pazzini stawia kolejny krok, by wrócić do formy. Oczywiście nie może brakować materiałów na temat Berardiego, który to zamieszanie w Milanie spowodował. – Mundial? Jestem gotów – mówi. Di Bagio stara się wcisnąć go w ręce Conte, mówiąc że chłopak dałby radę, a Juventus i tak już czeka na nieszczęśliwego w Manchesterze Naniego, a także szykuje się do wyścigu z Interem po Moratę z Realu. Królewscy chcą za niego 13 milionów euro.
























