Przed tygodniem Massimiliano Allegri poinformował że bez względu na wszystko za siedem miesięcy odchodzi z Milanu. Nie przewidział, że jego piłkarze zrobią harakiri i w kompromitujący sposób przegrają z Sassuolo, a Barbara Berlusconi powie: ciao Max. Na pokład w Milanello wkracza Clarence Seedorf. Jego wybór to szaleństwo, bo Holender nie ma żadnego doświadczenia trenerskiego. Ale tylko wariacki ruch może dziś uratować ACM przed kompletną kompromitacją.
Okoliczności są sprzyjające. Holender ma zbawienną dla Mediolańczyków klauzulę w kontrakcie z Botafogo. Może odejść z klubu w każdej chwili bez jakichkolwiek konsekwencji. W Brazylii zrobił, co miał zrobić. Pokopał piłkę dla przyjemności, pomieszkał w kraju, w którym każdy jest piłkarzem i zainkasował za każdy miesiąc gry 270 tys. euro. Kiedy odchodził z Milanu po 10 latach gry było mu smutno, płakał. Mówił, że czuje się jakby opuszczał rodzinę. Dziś do niej wraca, by posprzątać wielki bajzel.
Urodził się umiejąc grać w piłkę. W pierwszej drużynie Ajaksu zadebiutował jako niespełna 17- latek. Puchar Holandii zdobył rok później. Jako 18-latek świętował pierwsze mistrzostwo Holandii. Jako 19 – latek pierwszy Puchar Europy. Miał dwadzieścia lat, kiedy zmarnował rzut karny w ćwierćfinale Euro 1996, po którym Holendrzy odpali z turnieju. Ówczesny selekcjoner kadry Guus Hiddink powiedział o nim: „ten facet to jeden chodzący problem“. Już wtedy był dyplomatą, ale miał swoje zdanie. Mówił: „nie jestem jak Rijkaard. Nie słucham wszystkiego i wszystkich“. Stanął w obronie Edgara Davidsa, którego Hiddink wyrzucił z kadry za kultowe zdanie: nasz trener nie powinien wtrącać swojej dupy w prywatne sprawy piłkarzy.
Jego kariera w reprezentacji była pasmem niepowodzeń. Nie znosili go kibice, dziennikarze, ufali mu za to kolejni selekcjonerzy. Kiedy w końcu Marco van Basten zdecydował, że nie będzie rozgrywającym kadry i zaczął sadzać go na ławie , ten podziękował. Powiedział, że woli oglądać Euro 2008 w telewizji niż z ławki rezerwowych. Trener Holendrów osłupiał, ale wiedział, że nic nie może zrobić. Seedorf lekceważony to Seedorf obrażony. A Seedorf obrażony to Seedorf nie do przekonania. Z byłym trenerem Milanu Massimilano Allegrim też miał pod górkę. Szanowali się, ale byli z innej bajki. Holender uwielbia gadać. Gada nieustannie, zwykle mądrze, ale to gadanie dla Allegriego było irytujące. Jego zdaniem piłkarz jest od grania, a wszystko inne to pył kosmiczny. Włoch nie był jednak na tyle głupi, by nie docenić klasy sportowej Seedorfa. Stawiał na niego regularnie. W przeciwieństwie do wcześniejszego trenera Milanu – Leonardo.
To za jego kadencji wywinął numer, po którym Gennaro Gattuso chciał go rozszarpać. Włoch zgłosił zmianę z powodu kontuzji. Leonardo wskazał na Seedorfa .Ten miał jednak gdzieś wchodzenie z ławki. Postanowił bardzo powoli zakładać ochraniacze, szukać butów, w końcu ruszyć do rozgrzewki. Gattuso doprowadzony do ostateczności popełnił brutalny faul i wyleciał z boiska. Rozpętała się burza. Seedorf powiedział dziennikarzom: „wsadźcie sobie w dupę te oskarżenia. Jestem profesjonalistą. Urodziłem się gotowy do gry“.
Trenerem Milanu miał zostać już latem, ale Allegri cudem uniknął zwolnienia. Silvio Berlusconi, który zadecydował, że Seedorf a nie Andre Villas-Boas poprowadzi Milan, uwielbia Holendra za całokształt: dekadę gry w klubie, dwa Puchary Europy, profesjonalizm w każdym calu i … piękny głos. Seedorf śpiewa doskonale. Jest hiperpoliglotą, człowiekiem renesansu. Porozmawiasz z nim niemal na każdy temat. A gadać uwielbia ponad wszystko.
Ku niezadowoleniu ultrasów Milanu będzie pierwszym czarnoskórym szkoleniowcem Mediolańczyków od 50 lat. Pół wieku temu w klubie jako trener od przygotowania fizycznego pracował Amerykanin Elliot Van Zandt. To o nim Valerio Bianchini powiedział: był pierwszym prawdziwym szkoleniowcem, który wylądował w Italii. Ma stworzyć zespół fachowców, specjalizujących się w określonych dziedzinach. Prawdopodobnie Jaap Stam będzie trenował obrońców, a Hernan Crespo napastników. Kandydatury Marco van Bastena nikt na poważnie nie bierze. Holender jest zbyt pamiętliwy, by przyjąć ofertę Seedorfa. I uczyć Alessandro Matriego jak trafiać do bramki.
Czterokrotny zdobywca Pucharu Europy staje przed potwornie trudnym zadaniem. Ma posprzątać burdel jakiego w klubie nie było od dziesięcioleci. Milan lewituje sześć punktów nad strefą spadkową, gra paskudnie i kompromituje się niemal na każdym kroku. Ma 30 punktów straty do Juventusu. W ostatniej kolejce przegrał z Sassuolo. W pojedynkę Rossonerich pokonał 20-letni Domenico Berardi. Dla kibiców beniaminka już santo subito, bo przeszedł samego siebie, strzelił gole i zapewnił sobie miejsce w historii. Dokonał wyczynu bez precedensu.
Polowanie na czarownice zaczęło się tuż po ostatnim gwizdku sędziego. Dziennikarze na konferencji prasowej zasypali Allegriego gradem pytań o dymisję, aż w końcu przeczytali mu oświadczenie Lady BB (Barbary Berlusconi), że przyszedł czas na zmiany. Już wtedy jasne było, że Allegri od tej chwili we Włoszech znaczy smutny. Były trener Cagliari w pierwszym sezonie sięgnął z Milanem po mistrzostwo Włoch. Zdobył też Superpuchar Italii. Jego drużyna zawsze grała w fazie grupowej Ligi Mistrzów i kończyła każda kolejną edycję co najmniej na 1/8 finału. Ale z sezonu na sezon spisywała się coraz słabiej. Po pierwsze: Włoch miał do dyspozycji coraz gorszych piłkarzy, po drugie: coraz słabiej dogadywał się z Adriano Gallianim i Silvio Berlusconim. Właściciel Milanu od lat nie inwestuje w klub żadnych pieniędzy, dlatego Milan pozyskuje coraz słabszych zawodników. Dziś w pierwszym składzie Rossonerich grają tacy, którzy Seedorfowi mogliby czyścić buty.
To niewiarygodne, ale obecnie ACM przegrał już więcej meczów niż w ciągu 38 kolejek ostatniego sezonu mistrzowskiego. Stracił też więcej bramek. Nie ma już absolutnie żadnych szans na wywalczenie miejsca w pierwszej trójce Serie A, by uratować skórę, musi sięgnąć po Puchar Włoch. Ma w tym pomóc Japończyk Honda witany z takim entuzjazmem, jakby w klubie pojawił się zawodnik klasy Leo Messiego. Podobnie jest z Seedorfem. Tyle, że on dziś przydałby się Milanowi również na boisku.
MATEUSZ ŚWIĘCICKI