– Graliśmy później razem na mistrzostwach świata do lat 18, a Portugalia dotarła wówczas do ćwierćfinału i muszę się pochwalić, strzeliłem pięć bramek, dokładnie tyle samo co Cesc Fabregas dla Hiszpanów. Byliśmy najlepszymi strzelcami turnieju – wspomina na łamach „Gazety Wyborczej” Manuel Curto, nowy zawodnik Zagłębia Lubin.
Lubimy takie słodkie opowiastki, ciekawe czy podobnymi wszystkich raczy np. Łukasz Nawotczyński – mistrz Europy do lat 19 i w dodatku najlepszy strzelec polskiej ekipy.
Curto – patrząc na jego CV – ma wszelkie predyspozycje, by w Lubinie zostać kolejnych Hodurem czy innym Romanem Slobodą. To znaczy – nic nie wskazuje na to, by miał być piłkarzem chociaż odrobinę poważnym. Póki co na szybko musiał wymyślić historyjkę, dlaczego pozbyto się go z Kazachstanu i dlaczego przez pół roku nie grał w piłkę. – W klubie zmienił się trener, nowy uznał, że nie potrzebuje obcokrajowców w zespole. Miał taką wizję, dlatego zdecydowałem się opuścić klub. Odeszli wszyscy obcokrajowcy – stwierdził.
Niestety, ta teoria ma pewne luki. Ów trener w kazachskiej drużynie to nie żaden lokalny oszołom, lecz Holender Arno Pijpers. Trudno sobie wyobrazić, by akurat Holender zaraz po objęciu funkcji trenera Tarazu miał ogłosić, że rezygnuje ze wszystkich obcokrajowców, a otacza się tylko miejscowymi. Gdyby jednak ktoś chciał w tak absurdalną teorię uwierzyć, należałoby ją zweryfikować. Tu natrafiamy na kolejne problemy…
Pijpers zostawił w drużynie Rosjanina Nikolaja Nesterenko, Ukraińca Eduarda Sergienko, Serba Miroslava Lecicia oraz Nigeryjczyka Emanuela Oditę. Mało tego – ten sam trener sprowadził do klubu Słoweńca Roka Roja oraz Serba Jovana Golica.
Mówiąc krótko: Curto pieprzy trzy po trzy i liczy na to, że durni Polacy jego bajeczkę kupią. Niestety, musi się bardziej chłop postarać. Skoro na dzień dobry musi wymyślać taką historię, to jak brać poważnie jego słowa, że miał trzy propozycje z portugalskiej ekstraklasy? Jak go w ogóle traktować poważnie?
Najbardziej nas w tym wszystkim zastanawia co innego: w jaki sposób Zagłębie sprowadza tego rodzaju asów? W klubie nie pracuje dyrektor sportowy, prezes w zakresie futbolu jest laikiem, natomiast trener (Orest Lenczyk) najchętniej sprowadza zawodników, z którymi już miał okazję pracować, ponieważ nie cierpi menedżerów, a menedżerowie jego. Nie ma więc żadnej struktury, która pozwoliłaby w sposób należyty prowadzić rozmowy transferowe i odpowiednio weryfikować kandydatów do zespołu.
Do kogo zgłaszają się menedżerowie, skoro dyrektora nie ma, prezes jest spoza branży, a trener z menedżerami (poza tymi zaprzyjaźnionymi – bo to taka awersja wybiórcza jest) nie rozmawia?