Lektura poniedziałkowej prasy zagwarantuje dziś spokojny, dość senny poranek. Gliwa (jak zwykle) ma kłopoty w Lubinie. Smuda ściąga Argentyńczyka od znajomego agenta, kadra wybiera się do ZEA, Legia walczy o Stolarskiego, poza tym zaklepała już lewoskrzydłowego z Portugalii. Marcin Komorowski opowiada o Tereku, a Dawid Jarka kopie się po czole w Zabrzu. Naprawdę ciekawie robi się dopiero po otwarciu Super Expressu. Ten bowiem donosi, że jeszcze w tym tygodniu nowego właściciela będzie mieć Korona Kielce. Zachodni fundusz inwestycyjny za 2 miliony euro ma kupić 51 procent akcji klubu.
FAKT
Poniedziałkowe wydanie Faktu wita nas czterema tekstami o piłce plus felietonem Jerzego Dudka, który najwyraźniej wybudził się dopiero z zimowego snu i dziś przekonuje, że Lewandowski podjął najlepszą decyzję przechodząc do Bayernu. Ok, nieważne. „Cupiał nie chce kasy Legii” – tak zatytułowany jest najdłuższy z tekstów, w którym chodzi o Pawła Stolarskiego, kuszonego przez mistrzów Polski.
Paweł Stolarski porozumiał się z Legią Warszawa – dowiedział się Fakt. Władze mistrza Polski walczą o to, aby piłkarz mógł trafić do klubu jeszcze zimą, ale jest to mało prawdopodobne, bo na jego przenosiny nie zgadza się właściciel Wisły Kraków Bogusław Cupiał. Stolarski 28 stycznia kończy osiemnaście lat. Właśnie wtedy będzie mógł podpisać swój pierwszy profesjonalny kontrakt, ale za darmo, a właściwie za równowartość ekwiwalentu za wyszkolenie, może odejść dopiero po zakończeniu obecnego sezonu. Legia nie chce czekać na Stolarskiego do lata. Widziałaby go przy Łazienkowskiej już teraz, dlatego klub zaproponował Wiśle 200 tysięcy euro odstępnego. Leśnodorski dzwonił do prezesa Jacka Bednarza, który był skłonny do przyjęcia tej propozycji. W końcu Stolarski u Franciszka Smudy nie gra, a to ostatnia szansa, aby zarobić na nim w miarę rozsądne pieniądze. Weto przyszło jednak z samej góry. Cupiał na takie warunki się nie zgodził i najprawdopodobniej nawet wyższa suma nie przekona go do tego, aby Stolarski trafił do Legii. Negocjacje są bardzo trudne. Stanowisko właściciela Białej Gwiazdy jest jednoznaczne: wszędzie, tylko nie do Legii. Cupiał miał nawet stwierdzić, że woli puścić młodego zawodnika za granicę za darmo, niż oddawać go do jednego z największych rywali. Do zmiany zdania nie namówili go nawet bliscy współpracownicy.
Młody talent, mający 14 meczów w Ekstraklasie, grzeje ostatnio pół Polski.
„Kadra wyrabia limit” – to z kolei tekst Antoniego Bugajskiego. Możliwy do streszczenia w dwóch zwięzłych zdaniach: zimowe wyjazdy kadry do Emiratów i w inne tego typu miejsca potrzebne są w pierwszej kolejności PZPN oraz firmie Sportfive, która musi wypełnić zadeklarowany limit spotkań sprzedanych stacjom TV.
Nie ma dziś w Fakcie wiele do cytowania. Być może to, że były piłkarz Jagi wylądował w przytułku.
Wraz z Michaelem Ballackiem, z którym w 1998 roku zdobywał mistrzostwo Niemiec w barwach 1.FC Kaiserslautern, mieli podbić Europę. Ostatecznie kariera Marco Reicha nie wyglądała tak, jak wszyscy oczekiwali. Jednokrotny reprezentant RFN przez pół roku występował nawet w Jagiellonii Białystok w sezonie 2009/10 i strzelił jednego gola. Potem grał w podrzędnych austriackich zespołach, aż w końcu zakończył karierę. Teraz pracuje w domu spokojnej starości i miesięcznie zarabia 2700 złotych. – Pracę zaproponował mi teść. Opiekuję się starszymi ludźmi, wyprowadzam ich na spacer, gram z nimi w chińczyka i warcaby. Oprócz tego uczęszczam na kursy, żeby zajmować się rehabilitacją i księgowością, bo kiedyś mam przejąć jego zakład – opisywał niedawno nowe życie Reich. Niemiecki piłkarz nie miał pomysłu na życie po piłce, ale propozycję takiej pracy przyjął po kilkutygodniowym namyśle. – Musiałem dokonać pewnych zmian w spojrzeniu na życie. Do tej pory, nawet jeśli nie zarobiłem wielkich milionów, miałem wygodne życie. A teraz inaczej patrzę na ludzi i na majątek – twierdzi Reich.
Szczęście w nieszczęściu: wylądował jako pracownik.
RZECZPOSPOLITA
Tym razem o Tereku Grozny, grze w czeczeńskiej stolicy i życiu w Rosji opowiedział Rzeczpospolitej Marcin Komorowski. Da się czytać, choć po raz n-ty trzeba zmierzyć się z tymi samymi pytaniami: o Kisłowodzk, krajobraz Groznego czy o Kadyrowa. Mamy wrażenie, że wszystko to już kiedyś było.
Czy zarobki rekompensują te niedogodności?
Nie da się ukryć, że był to główny bodziec. Trudno było mi odejść z Legii, mieliśmy wspaniałych kibiców, a miasto jest idealne do życia. Piłkarz gra jednak tylko do pewnego wieku, nie chciałbym się obudzić pod koniec kariery bez środków na przyszłość. Starałem się zapewnić byt rodzinie. Ale np. Maciek Rybus z Tereka może się wybić, choćby poprzez podpisanie kontraktu z drużyną z Moskwy, Zenitem Sankt Petersburg lub Rubinem Kazań. A to już zespoły regularnie grające w europejskich rozgrywkach. Poprzez ligę rosyjską ma na pewno większą szansę na pokazanie się w Europie niż przez polską. Ja mam jeszcze pół roku kontraktu, chciałbym zostać w tej lidze, ale nie wiem, co mnie czeka.
Jakie są pana wrażenia z Groznego?
Zawsze jesteśmy tam dwa dni przed meczem. Kibice są do nas bardzo pozytywnie nastawieni, może ostatnio było z tym gorzej, ze względu na słabe wyniki. Rzuca się w oczy dbałość o bezpieczeństwo, na każdym kroku można spotkać uzbrojone patrole, policji i ochrony prezydenta. Nie spotkałem się natomiast z sytuacją, by po ulicach chodzili uzbrojeni cywile. Samo miasto robi wrażenie, jest dużo nowoczesnych budowli.
Terek to oczko w głowie prezydenta Czeczenii Ramzana Kadyrowa.
Rzeczywiście mocno angażuje się w życie klubu, zawsze gdy pojawia się na stadionie lub w szatni, jest uśmiechnięty. Po porażkach oczywiście bywa zły, ale po dobrych wynikach w ważnych meczach przychodzi do szatni, gratuluje każdemu. Wraz z nim pojawia się tłum ochroniarzy i kamer.
GAZETA WYBORCZA
Gazeta Wyborcza proponuje dziś poniedziałkowy dodatek sportowy, którym jednocześnie udowadnia, że nie samą piłką człowiek żyje. W efekcie dotyczą nas zaledwie dwa artykuły. Pierwszy autorstwa Michała Szadkowskiego o Atletico Madryt i bieżącej sytuacji w Primera Division.
Chyba nawet Simeone nie wie, kiedy jego piłkarze zaczną tracić dech, a nogi odmówią posłuszeństwa. Tam wszyscy pracują do upadłego, dążą do starć, w których trzeszczą kości, i nigdy nie przestają biegać. Robert Lewandowski jest pierwszym obrońcą Borussii Dortmund, ale nawet on nie cofa się tak głęboko jak w sobotę Villa i Costa. Gdy Atlético nie miało piłki, duet napastników zmieniał się właściwie w duet defensywnych pomocników. Nawiasem mówiąc, spotkanie w Madrycie było ostatecznym dowodem na to, że nie ma zależności między liczbą piłkarzy wystawianych w napadzie a zagrożeniem stwarzanym pod bramką rywala. Obawy o wytrzymałość atletów Simeone biorą się z nieustępliwości trenera, który wymaga, by drużyna zawsze grała w tym samym stylu („pracować, walczyć i zawsze zostawiać zdrowie na boisku”), oraz wątłej kadry. Atlético od sierpnia zagrało 30 meczów, ośmiu piłkarzy wystąpiło w przynajmniej 25 z nich. W Barcelonie, która ma za sobą tyle samo spotkań, równie obciążonych zawodników jest tylko czterech. Dla Atlético co najmniej 10 goli strzeliło trzech graczy, dla Barcelony – pięciu. A wszystko, co najgorsze, dopiero przed piłkarzami Simeone. We wtorek w 1/8 finału Pucharu Hiszpanii podejmą Valencię. Jeśli awansują (w pierwszym meczu było 1:1), w kolejnej rundzie będą faworytami (zmierzą się z Betisem albo Athletikiem). Dotarcie do półfinału (tam mogą zmierzyć się z Realem) oznacza, że w najbliższych 42 dniach zagrają aż 12 meczów. W tym z Milanem w 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Takie tam zagraniczne pierdu, pierdu… Niby się czyta, a w zasadzie to taki tekst mógłby napisać każdy, gdyby tylko poświęcił na to wolne dwie godziny. Albo nawet mniej.
Drugi materiał z ogólnopolskiego wydania to felieton Rafała Steca pod tytułem: „Legia, królowa nagiej ligi”. Kto chce, niech czyta. Tytuł mniej więcej wskazuje, czego można się spodziewać. My zdecydowanie wolimy zacytować inny tekst o Legii, ten z wydania stołecznego. Napisany przez Przemysława Iwańczyka.
Pierwszym nowym piłkarzem Legii będzie 22-letni Brazylijczyk Guilherme, który występował w portugalskiej Bradze. 19-letni Słowak Ondrej Duda też wzmocni drużynę mistrza Polski, ale nie wiadomo, czy już teraz, czy dopiero od lata. Weekend przedstawiciele klubu spędzili w Portugalii, gdzie dopięli formalności w pozyskaniu 22-letniego Guilherme. Brazylijczyk ma 174 cm wzrostu i występuje na pozycji lewego pomocnika. Zaczynał grać w piłkę na przedmieściach Rio de Janeiro, w 2009 r. przeniósł się do portugalskiej Bragi, gdzie w sezonie 2010/11 rozegrał pięć meczów w ekstraklasie, w których strzelił jednego gola. Brazylijczykiem zaczęły interesować się inne czołowe kluby z Europy, ale Braga – nie widząc dla niego miejsca w jedenastce – wypożyczała go m.in. do Gil Vicente. Skończyło się tym, że piłkarz wylądował w drugiej drużynie Bragi, bo nie chciał przedłużyć umowy z klubem. Obecnie Guilherme jest wolnym zawodnikiem, portal transfermarkt.de wycenia piłkarza na 600 tys. euro. Zainteresowanie Legii 22-letnim lewoskrzydłowym potwierdzili nam brazylijscy menedżerowie, wieczorem potwierdziliśmy, że umowa została podpisana. Brazylijczyk ma jednak przyjechać do Warszawy dopiero we wtorek. Czteroletni kontrakt z Legią podpisze też Ondrej Duda.
SPORT
Tak prezentuje się okładka Sportu:
Na pierwszy ogień idzie tekst o Pawle Stolarskim. Nie znajdujemy w nim ani jednego zdania, którego nie byłoby w innych artykułach na ten temat – kalka po najniższej linii oporu. Ogólnie, chyba nie jest dobrze, jeśli połowę 3. strony zajmuje relacja ze sparingu Górnika. Warto odnotować tu tylko jeden fakt: Dawid Jarka w meczu z Okocimskim Brzesko, wygranym 4:1, zmarnował cztery stuprocentowe sytuacje.
Dalej mamy relację ze… sparingu Podbeskidzia. O transferach wypowiada się prezes Wojciech Borecki. – Cały czas rozglądamy się za nowymi piłkarzami. Wciąż aktualne są tematu Przemysława Pietruszki i Ondreja Smetany. W poniedziałek pojawią się nowi zawodnicy, którym będziemy się przyglądać. Planujemy też wypożyczyć tych, którzy mają małe szanse na grę w rundzie wiosennej. Konkretów brak.
Na kolejnej stronie rozmówka z Sebastianem Milą.
Jest ktoś w stanie przeszkodzić Legii w zdobyciu mistrzostwa?
– Wydaje mi się, że ciężko będzie komukolwiek zagrozić Legii. To świetnie zarządzany klub. Nie oszczędza, a wręcz przeciwnie, cały czas inwestuje w zespół. Idzie pełną parą naprzód. Jeżeli ktoś ma wygrać ligę, to niech to będzie Legia, bo jest się od kogo uczyć. Poza tym z polskich klubów ma chyba największe szanse zaistnieć w Europie. Pozostałe zespoły mogą bić się o srebro i brąz.
To chyba jedyny cytat godny zapamiętania. Dzisiejszy Sport nadaje się najwyżej do zawijania śledzi.
SUPER EXPRESS
W Super Expressie już na pierwszy rzut oka mamy dziś szereg ciekawych informacji. Tabloid pisze: „tylko u nas Bogusław Leśnodorski zdradza plany transferowe Legii”. Ok, chętnie. Zobaczmy.
Ile macie pieniędzy na wzmocnienia?
– Nie usłyszy pan ode mnie, że na zakupy szykujemy milion czy pięć milionów euro. Trudno jest operować konkretnymi kwotami. Wiele zależy od klasy zawodników, którymi się interesujemy, i… zdolności negocjacyjnych. Zapewniam jednak, że nam wystarczy.
Oferty opiewające na 50 tysięcy i 200 tysięcy euro za Marco Paixao zostały wyśmiane przez Śląsk Wrocław. Szykujecie trzecią propozycję?
– To były oferty sondażowe. Na dziś nie prowadzimy rozmów na temat tego zawodnika, ale zima jest długa i możemy jeszcze wrócić do negocjacji.
W Internecie huczy, że Furman odejdzie tej zimy do Toulouse. Kogo jeszcze możecie stracić?
– W sprawie Dominika niczego bym nie przesądzał. Natomiast jest spore zainteresowanie Tomkiem Jodłowcem. Siedmiu naszych piłkarzy jedzie z reprezentacją na zgrupowanie do Emiratów. Tam będzie wielu skautów i menedżerów, więc to naturalne, że jakichś ofert możemy się spodziewać.
No cóż… za wiele to tych planów prezes nie nazdradzał. Klapa.
Ale lecimy dalej. Martin Kobylanski, który niedawno podpisał profesjonalny kontrakt z Werderem Brema, deklaruje, że jest już gotowy na Bundesligę, choć wie, że łatwo i przyjemnie nie będzie.
Jesienią zagrałeś trzy mecze w Bundeslidze. Teraz na stałe zagościsz w pierwszej drużynie?
– Na pewno dalej będę grał w rezerwach, ale jeśli będę się pokazywał z dobrej strony w meczach ligi regionalnej oraz na treningach i sparingach pierwszej drużyny, to na pewno dostanę szansę gry w Bundeslidze. Dla mnie jednak te mecze po 90 minut w rezerwach także są ważne i naprawdę dużo mi dają. Ale celem jest oczywiście jak najwyższy poziom.
Różnica między piłką juniorską a seniorską jest w Niemczech bardzo duża…
– To prawda. Przede wszystkim dla młodych zawodników wielką zmianą jest to, że w trzeciej lidze mecze ogląda 500 osób, a w Bundeslidze 50 tysięcy. To naprawdę robi wrażenie. O różnicy w poziomie nie ma co mówić, ale przecież wielu młodych piłkarzy poradziło sobie na najwyższym szczeblu. Ja też czuję się na siłach. Jestem gotowy na Bundesligę. Postaram się ją zawojować, ale spokojnie. Na razie muszę pokazać się z jak najlepszej strony na zgrupowaniu. Nie ukrywam jednak, że bardzo chciałbym zagrać już w pierwszym meczu w Bundeslidze po przerwie zimowej. Ale do wszystkiego podchodzę ze spokojem. Mam przecież czas.
I na koniec jeszcze dwie inne informacje. Ta mniej istotna, czyli: Robert Lewandowski trenuje pod okiem prywatnego ochroniarza, tak na wszelki wypadek, aby nikt nie zrobił mu krzywdy. I ta trochę ciekawsza, czyli: jeszcze w tym tygodniu Korona Kielce zmieni głównego udziałowca.
51 procent akcji klubu kupi fundusz inwestycyjny z Europy Zachodniej (Szwajcaria lub Niemcy). Miasto zostawi sobie 49 proc. udziałów. Transakcja ma zostać dopięta w ciągu kilkudziesięciu godzin. Nowy właściciel klubu za pakiet większościowy zapłaci 2 mln euro, czyli nieco ponad 8 mln zł. Taką samą kwotą ma zasilać Koronę każdego roku. To plus dotacja od miasta, a także pieniądze ze sprzedaży nazwy stadionu (od teraz Kolporter Arena) sprawi, że budżet kielczan wzrośnie. O ile w bieżącym sezonie jest to około 20 mln zł, o tyle od następnego ma on wynosić co najmniej 25 mln zł. Plany są ambitne, w Kielcach nieoficjalnie mówią, że w ciągu kilku lat klub chciałby się bić o europejskie puchary. Jeszcze w tym tygodniu planowana jest konferencja prasowa, na której przedstawiony zostanie nowy właściciel Korony.
Najciekawsze info, a zakamuflowane gdzieś w rogu strony.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Słodko dziś na okładce Przeglądu:
A w środku piłkarskie tematy zaczynają się, uwaga, bo to chyba rekord, od 20. strony. Na początek słów kilka o targach w sprawie Pawła Stolarskiego (cytowaliśmy już ten materiał w Fakcie) oraz tekst z wypowiedziami Joachima Forsunda, który spisał autobiografię Henninga Berga.
Do najciekawszych historii w książce należą te o relacjach Berga z trenerami, gdy sam był piłkarzem. O ile bardzo cenił Alexa Fergusona i Kenny’ego Dalglisha, o tyle zupełnie nie poważał innych Szkotów – Greame’a Sounessa i Alexa McLeisha. – Wielu menedżerów w Wielkiej Brytanii nie jest dobrze wykształconych pod względem taktycznym. A Berg zawsze przykładał wielką wagę do taktyki i gdy się z kimś nie zgadza, mówi to wprost. Tak było z Sounessem w Blackburn. Mieli wiele konfliktów, a ich szczyt nastąpił podczas meczu z Sunderlandem. Berg podbiegł do linii i na oczach wszystkich powiedział trenerowi, że musi zmienić taktykę, bo drużyna przegrywa. Dla Sounessa było to upokarzające, że piłkarz publicznie kwestionuje jego decyzję. Zdjął go w przerwie. Tak samo było z McLeishem w Glasgow Rangers, któremu Berg mówił wprost, co o nim myśli. Podobnie postępuje jako trener. Gdy nie zgadza się z ludźmi, jest uparty, domaga się, by było tak, jak on chce. Przypomina mi pod tym względem Rafę Beniteza – przekonuje Forsund. Berg nie bał się przeciwstawić nawet największym gwiazdom w Manchesterze United. – Gdy przyszedł do MU, Royowi Keane’owi nie spodobało się, że próbuje mówić innym, co mają robić. To Keane był kapitanem i uważał, że Berg nie ma prawa tego robić. W efekcie między piłkarzami doszło do bójki – opowiada
Dalej Maciej Iwański narzeka, że z powodu braku certyfikatu nie mógł grać w piłkę przez pół roku. Trwa też zamieszanie wokół przenosin Flavio Paixao do Śląska Wrocław.
Flavio Paixao przysięga, że przyjechał do Wrocławia jako wolny gracz, a Śląsk twierdzi, że wolny będzie po 30 czerwca 2014. Skąd ta różnica zdań? Odpowiedź jest prosta: Flavio Paixao pół roku temu jednostronnie wypowiedział kontrakt z irańskim Tractorem Sazi i obecnie czeka na prawomocne potwierdzenie FIFA, że miał prawo to zrobić. Dopóki nie trafi ono do rąk działaczy Śląska, muszą trzymać się zapisów w kontrakcie piłkarza. Paixao ani myślał polubownie rozstawać się z poprzednim pracodawcą. Poszedł „na noże”, bo Irańczycy mieli wobec niego niewyobrażalne w realiach naszego futbolu zaległości płacowe. Chodzi o równowartość około półtora miliona złotych! Sprawa Flavio Paixao wygląda bliźniaczo do okoliczności, w jakich Legia ponad dwa lata temu wyciągała z FC Vaslui DuŁ¡ana Kuciaka. Słowak też jednostronnie zerwał umowę z Rumunami, bo mu nie płacili. Certyfikat Kuciaka został wydany dopiero po nakazie z UEFA.
Dawno nie widzieliśmy, żeby kibiców i dziennikarzy aż do tego stopnia grzał temat zawodnika, którego największym widocznym atutem jest póki co… brat ze znanym nazwiskiem.
Generalnie, dziś w PS sporo mniejszych informacji. Problemy w Zagłębiu Lubin, jak wiadomo, ma Michał Gliwa, a do Wisły Kraków może trafić Argentyńczyk Diego Manicero. Rozmowy trwają.
Menedżerem 28-letniego pomocnika, któremu 31 grudnia skończył się kontrakt z peruwiańskim CD Leon de Huanuco, jest Ricky Schanks. Wcześniej współpracował on przy transferach ze Smudą, gdy ten był trenerem Lecha. Dzięki niemu do Poznania trafił m.in. Herman Rengifo. Smuda chciałby, aby Manicero podpisał kontrakt z Wisłą, ale jest ostrożny w przesądzaniu sprawy. – Rozmowy trwają, zobaczymy, co z tego wyniknie. Może coś rozstrzygnie się w tym tygodniu – zastrzega się. – Wiem, że on bardzo napalił się na przejście do Wisły. Oglądał już nasze mecze, bardzo podobała mu się gra drużyny i atmosfera na trybunach. Nie ukrywam, że bardzo by się nam przydał. Potrzebujemy szerszej kadry i większej rywalizacji o miejsce w składzie. Dla urodzonego 24 maja 1985 roku Manicero podpisanie kontraktu z Wisłą to praktycznie ostatnia szansa, aby zagrać w europejskim klubie. W Argentynie wielkiej kariery nie zrobił, choć występował w klubach z ekstraklasy takich jak Lanus i Belgrano de Cordoba. Ostatnie dwa lata spędził w chilijskim Coquimbo Unido i Leon de Huanuco. Jego atutem jest zaawansowane wyszkolenie techniczne, bardzo dobrze wykonuje stałe fragmenty gry, poza tym jest silny (choć mierzy tylko 168 cm) i przebojowy. Do gry gry Wisły powinien wnieść agresję i waleczność, której – zdaniem Smudy – brakuje zwłaszcza w meczach wyjazdowych.
ANGLIA: Co krzyknął Pardew?
Haniebne – tak wczorajsze wydarzenia w Premier League nazywa jedna z angielskich gazet. Po pierwsze, decyzja Mike’a Jonesa o niezaliczeniu gola Tiote dla Newcastle była wręcz śmieszna. Po drugie, za swoje zachowanie w trakcie meczu względem Manuela Pellegriniego przepraszać potem musiał Alan Pardew. Tak, dziś wszyscy o tym i… tylko o tym. Menedżer Newcastle z pretensjami do sędziego i z przeprosinami do swojego rywala z City. Mamy nawet w Mirror Sport cytat, co Pardew konkretnie wykrzyczał, choć… z zaznaczeniem, że mocniejszych słów już by nie wydrukowano (czyli takie padły). Aha, Manchester United chce Matę i oszalał na punkcie 19-letniego Nigueza.
HISZPANIA: Real wraca do gry
„Trzy punkty i 19 meczów do końca” – uderza wielkim nagłówkiem AS po niedzielnym zwycięstwie Realu (i sobotnim remisie Atletico z Barceloną). Carlo Ancelotti, trener Królewskich, już wyznaje, że jest usatysfakcjonowany z wyników z jesieni. Marca z tytułem „Złoto” przedstawia graficznie nagrodę za Złotą Piłkę, która jasno pokazuje – w roli głównej Cristiano Ronaldo, w ukryciu Messi z Riberym. Sport pisze o metodach pracy Taty Martino. Czyli o ewolucji technicznej (drużyna solidniejsza, z większą liczbą wariantów gry), charakterze (przekazywanie pomysłów w rozmowach i zyskanie respektu w szatni), a także pewności siebie.
WŁOCHY: Koniec Allegriego. Teraz Inzaghi?
Berardi zwalnia Allegriego – uderza La Gazzetta dello Sport. Barbara Berlusconi zaznacza, że ten wynik jest nie do zaakceptowania i konieczne są zmiany (faworytem do przejęcia Milanu Inzaghi). Nikt nigdy wcześniej nie strzelił czterech goli mediolańczykom, a jako pierwszy uczynił to 19-letni chłopak, który dziś opowiada wszystkim o niezapomnianej nocy. Juventus bije rekordy: wygrywa jedenasty mecz z rzędu i ma już 52 punkty z ośmioma „oczkami” przewagi nad wiceliderem. Ale ten sezon w ogóle jest rekordowy, bo nikt z trójki Juve-Roma-Napoli nie zgromadził wcześniej na półmetku takiego dorobku. Transfery: końca dobiega przygoda Guarina z Interem, a Anderson z MU ma przejść do Fiorentiny.
PORTUGALIA: Połowa drogi do królestwa
Benfica mistrzem jesieni. Benfica w połowie drogi do królestwa – bo nie dość, że ograła u siebie Porto, to jeszcze Sporting zgubił punkty z Estoril. Gospodarze wygrali dla Eusebio, a trener Jorge Jesus przyznaje, że z ich występu na pewno byłby dumny. W ogóle, co godne uwagi, przez cały mecz jego podopieczni grali w koszulkach z nazwiskiem „Eusebio”, własne mieli jedynie numery. W całej tej atmosferze i w naprawdę niezłym stylu z klubem żegna się Matić, który przenosi się do Chelsea za 25 milionów euro. Record najwięcej miejsca, co w pełni oczywiste, poświęca wczorajszemu hitowi, m.in. analizując kontrowersje. I ciekawostka: Sporting interesuje się Nanim.
NIEMCY: HSV, czyli chory klub
Kicker prezentuje zdruzgotanego i przerażonego Berta van Marwijka, trenera HSV, z mocnym tytułem: „Chory klub!”. Wygląda na to, że cały bałagan w Hamburgu, został porządnie opisany. Mamy też m.in. tekst o tym, że Bayern jest już gotowy do walki o wielkie mistrzostwo i reportaż o trenerach przygotowania fizycznego. W Bildzie znajdujemy natomiast parę słów o ciągu dalszym problemów z prawem Uliego Hoenessa.


























