Dobry bramkarz, bardzo dobry, godny polecenia! Ale na autostradę, żeby otwierać i zamykać szlaban. Tam nasi kandydaci na największy ręcznik Ekstraklasy poradziliby sobie z pewnością znakomicie, z tego powodu wcale więc nie apelujemy, by dali sobie spokój ze staniem w bramce. Wszak ta niejedno ma imię; dla takiego Mielcarza znalazłaby się niejedna powiatowa dyskoteka, gdzie mógłby z powodzeniem robić za – a co, niech ma! – selekcjonera. W tej rundzie panowie parali się jednak bronieniem wyczynowym, co jednak w dużej części przypadków wyglądało jak próba zatrzymania rozpędzonego pociągu wyciągniętą ręką.

Real czy Barca, kto popularniejszy? Pele czy Maradona, kto lepszy? Do grona najtrudniejszych pytań piłkarskich spokojnie moglibyśmy doliczyć jeszcze „Gliwa czy Rybansky, kto bardziej elektryczny?”. Obaj zanotowali rundy tak obfite w sukcesy jak polskie sady są obfite w ananasy. Gliwa miał owszem, znacznie bardziej spektakularne wpadki. Gdy już zawalił, to był to gong konkretny, efektowny na tyle, by o jego „interwencji” mówiła cała piłkarska Polska. Najlepiej przez kilka dni, a potem przychodził kolejny mecz i trafiała się następna okazja by błysnąć. Jednak Rybansky wyprzedza go w tym wyścigu o pół rzęsy, bo jednak Gliwa miewał raczej chwilowe zatory umysłu, Słowak natomiast nie zdradził się ani na chwilę posiadaniem choćby podstawowych umiejętności bramkarskich. Gu z Pogoni bije go na głowę (kto pamięta tego gracza, niech przybije sobie piątkę). Nasi eksperci w sprawach golkiperów na temat Rybanskiego mówią jasno: on nie umie bronić, nie wygląda jak bramkarz. Prędzej jak ktoś, kto zaplątał się na trening albo wygrał występ w meczu poprzez fundację „Mam marzenie”.
Widzew, czyli ligowy Hiob, drużyna miliona problemów. Przed początkiem tej rundy gdzie jak gdzie jednak, ale wydawało się, że w Łodzi będą mieli spokój na bramce. Dawniej Mielcarz to gwarantował, teraz jednak spokojnie można powiedzieć, że zanotował najgorsze miesiące w karierze. Przyłożył obie ręce do kilku dziwacznych bramek, ale przede wszystkim jest liderem defensywy Widzewa, jej najbardziej doświadczonym punktem, a pod jego kierownictwem ten mur został spenetrowany czterdzieści razy tej jesieni. Należy mu się wysokie miejsce w rankingu jak Kotorowskiemu emerytura.
Niestety, złota myśl Romana Kołtonia „najmniej winiłbym Kotorowskiego” z roku na rok tylko zyskuje kabaretowych walorów. Doświadczony Stary jak giewoncki krzyż golkiper Lecha miał swój udział w sukcesie Ł»algirisu, a potem został odstawiony na zieloną trawkę przez było nie było gościa sprowadzonego z drugiej ligi. Gostomski nakrył go czapką, łyk statystyki pokazuje jasno, kto rządził w poznańskiej klatce. Kotor – 27 obronionych uderzeń, 10 wpuszczonych, Gostomski 47 obronionych, 12 wpuszczonych. Dziękujemy, dobranoc, czas zająć się szkoleniem młodzieży, chodzeniem na ryby, bo w tym momencie nawet ławka może być zbyt wielkim wyzwaniem dla Kotora.
Skabie nie zazdrościł prawdopodobnie żaden ligowy golkiper. Wojtek wchodził do bramki zastępując najlepszego fachowca ligi, który właśnie był w doskonałej formie i niemal w pojedynkę przepchnął Legię do fazy grupowej LE. Nawet gdyby Skaba był w dobrej formie nie miałby praktycznie szans, by wyjść obronną ręką z korespondencyjnego pojedynku z Kuciakiem. A że dodatkowo włączyły mu się maślane ręce i koślawe interwencje, to jego niekompetencja raziła w oczy tym bardziej. W konsekwencji obecnie Skaba słynie z zawalonych w LE bramek, którymi dał argument za tym, że nie nadaje się nawet na drugiego, bo w trudnej sytuacji będzie najbardziej chaotycznym elementem bloku obronnego.
Krzysztof Kamiński mógłby uchodzić za symbol metamorfozy Ruchu. Do siódmej kolejki wpuścił piętnaście bramek, a Ruch wtedy cieniował tak, że wielu polecało mu już szukanie na mapie Niecieczy i Stróż. Wtedy wszedł do klatki Buchalik i do końca roku wpuścił mniej goli od Kamińskiego, grając dwa razy więcej spotkań. Imponujący wynik, różnica klas, a młody golkiper, przez niektórych forowany na wielki talent, odbił się od ściany, zobaczył swoje miejsce. Na siódmym miejscu Zbigniew Małkowski, który dwukrotnie w tej rundzie otrzymał od nas notę „1”, a to jednak wyczyn znamionujący parodystyczną klasę. Hurtowo wpuszczane gole (łącznie dwadzieścia dziewięć) i słaba komunikacja ze stoperami to inne z grzechów głównych Małkowskiego, a dzięki którym dostał się na naszą zaszczytną listę.