Rozumiemy, że na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone. Jesteśmy świadomi, że czasem trzeba działać na granicy prawa, że czasem rykoszetem oberwie ktoś niewinny. Mamy jednak nieodparte wrażenie, że wokół Zawiszy zaczynają się dziać rzeczy, które w cywilizowanym państwie zdecydowanie nie powinny mieć miejsca.
Abstrahując na moment od tych wszystkich krzyków, czy Osuch to kapuś, a kibole bydło – to czego oczekujemy w takich sytuacjach od Ekstraklasy czy klubu to rzetelności plus poszanowania przepisów. Gdy miasto wygania kibiców z pomieszczeń na obiekcie należącym właśnie do Bydgoszczy – okej, ich prawo. Gdy na spotkaniu „okrągłego stołu” miasto podsuwa kibicom do podpisania specyficzny rodzaj lojalki – okej, tak wyglądają negocjacje, nie alarmujemy, podobnie jak wówczas, gdy kibice lojalkę (całkiem słusznie) wyśmiewają.
Ale gdy do gry wkraczają najcięższe działa łamiące elementarne zasady wypracowywane latami przez prawników, specjalistów legislacyjnych i ekspertów – czujemy, że coś nie gra. Oto bowiem, według informacji Portalu Kujawskiego, na wniosek klubu WKS Zawisza Bydgoszcz SA, CWZS zarządzający obiektem, na którym Zetka rozgrywa swoje mecze, do regulaminu dopisał… zakaz rozwijania sektorówek oraz sprzedaży biletów osobom z… nieodpowiednim miejscem zamieszkania w dowodzie osobistym.
Hola, hola. Ktoś się zagalopował. Rozumiemy wojnę z chamstwem, ale w tym momencie zamiast prawa wymyślamy własne widzimisię bez żadnego zaczepienia w istniejących przepisach. Na temat zakazu sektorówek obszernie wypowiadała się cała ekipa prawników z Cezarym Kąkolem na czele, który w obszernym komentarzu do ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych wykluczył możliwość karania za samo rozwinięcie flagi. Zakaz sprzedaży biletów osobom o „niewłaściwym miejscu zamieszkania” to zaś szowinizm w najczystszej postaci, łamiący prawa obywatelskie gwarantowane Konstytucją i ocierający się o skojarzenia z zakazem sprzedaży biletów osobom o – na przykład – „niewłaściwym kolorze skóry”.
Obie propozycje są głupie, niezgodne z ogólnie przyjętymi zasadami, a nade wszystko sprowadzają pomysłodawców do tego samego poziomu co ludzie, z którymi rzekomo walczą – poziomu, gdzie prawo ma się głęboko w dupie.
Co ciekawe, zareagowała również Ekstraklasa, która zaproponowała klubowi przeniesienie „sektora ultras” na trybunę inną, niż tradycyjnie używana Trybuna B. Argumenty naturalnie te same co zawsze – frekwencja, bezpieczeństwo, inne tego typu. Pytaniem pozostaje – jak tego dokonać? Przeprowadzić kiboli za rączkę? Zabrać im megafony i wrzucić za siatkę? Sprawdzać, czy ubrani na dresowo, jeśli tak, to „tędy proszę”? Podnieść ceny biletów, licząc że to cokolwiek zmieni? Argumenty za przeniesieniem młyna (trybuna z najlepszym widokiem jest najtańsza) do nas trafiają, ale moment na ich przeprowadzenie to jakaś absolutna porażka – ultrasi aktualnie są bowiem w samym środku przeprowadzki z trybuny B pod stadion, gdzie pewnie będą bojkotować kolejne spotkania. To jednak tylko szczegół przy tym felernym selekcjonowaniu komu wypada, a komu nie wypada sprzedać wejściówki.
Sumując – wszyscy poczuli się w obowiązku przyłączyć do wojny z kibolstwem, ale sposób wejścia w bój to pomieszanie barbarzyństwa z gangsterką. Walczyć z wrogiem łamiącym prawo, samemu naginając je do własnych potrzeb – to sprawdzało się w Chicago Ala Capone, ale jesteśmy w dużym europejskim państwie, XXI wiek, w każdej szkole zaś wielogodzinne dyskusje o równości, tolerancji i poszanowaniu prawa.
Chcesz zbawiać świat – zacznij od siebie. Chcesz poszanowania prawa – sam je szanuj.
Fot. FotoPyK